Nowa Maryla – rozmowa z Marylą Rodowicz

Nowa Maryla – rozmowa z Marylą Rodowicz

Dzisiaj nie wystarczy biegać po scenie w majtkach i biustonoszu jak Madonna w latach 80. Nawet ściągnięcie majtek już nie zaskakuje Czy Maryla Rodowicz płytą „50” muzycznie i wizerunkowo narodziła się na nowo? – Nie, to wciąż ta sama ja, ale muzycznie wkroczyłam w zupełnie nowe rejony. – Z okładki płyty można wnioskować, że wraca pani na rockowo, bo czarne skóry, gitara elektryczna, rozwiane długie włosy, czarno-czerwony kolor, a gdy włącza się płytę… – …to słychać swing, jazz, bluesa, soul, trochę Franka Sinatry. Rzeczywiście look jest zmyłkowy. Niektórzy nawet myślą, że nagrałam płytę na swoje 50. urodziny. Nagrałam polskie utwory z lat 50., ale we współczesnych aranżacjach. Również zdjęcia w książeczce dołączonej do płyty są utrzymane we współczesnej stylistyce. Zrobiłam sobie prezent taką płytą, spełniłam swoje marzenie. A jak młodzi ludzie się przy tych utworach bawią! Jest cudnie. Swing się nie starzeje – No właśnie, nie poszła pani na łatwiznę i nie nagrała czegoś sprawdzonego, czyli kolejnej płyty typu „Jest cudnie” ze Smolikiem czy „Kochać” z tekstami Katarzyny Nosowskiej, które były sporym sukcesem. Nie lepiej było nagrać kolejnych „Łatwopalnych” albo nową „Marysię Biesiadną”? – Wie pan, „Marysia Biesiadna” była jednorazowym ukłonem w stronę naszej narodowej piosenki, z końca XIX w., za to zagrana była w mojej typowej stylistyce countrowej, bluesowej. Tym razem chciałam zrobić coś zupełnie nowego. Przecież chodzi o to, żeby z grania mieć radość i zaskakiwać siebie. Piosenki z płyty „50” nagrałam, bo to pierwsza muzyka, jaką poznałam, kiedy byłam dzieckiem. To muzyka, która jakoś mnie kształtowała – wtedy w Polsce pobrzmiewał swing. Chciałam przy okazji zmierzyć się z zupełnie innym śpiewaniem, a piosenki bronią się po latach i naprowadziły mnie na aranżacje jazzowo-swingowe. Muzycznie jest to płyta bardzo nietuzinkowa. – Nie odstrzeli pani sobie słuchaczy taką płytą? – Nie sądzę, ludzie szukają ciekawszych brzmień, ile można słuchać banalnego popu. Tłumy już śpiewają ze mną te utwory na koncertach – znają „Cichą wodę” czy „Autobus czerwony”. Zaczęłam właśnie trasę koncertową – największe hale biletowane. Zapraszam! Swing się nie starzeje, chociaż Polska nie jest kolebką takiej muzyki. Liczę na młode pokolenie, które szuka nowej muzyki i nowych doznań. Moi rówieśnicy po prostu to pamiętają. – Młody słuchacz może znaleźć coś dla siebie na płycie z piosenkami z lat 50.? – Te piosenki były pretekstem do nagrania płyty z dźwiękami bogatszymi, pięknie napisanymi smykami, instrumentami dętymi, rozbudowanymi solówkami świetnych muzyków jazzowych. To zasługa wybitnego muzyka Krzysztofa Herdzina, który zagrał przepiękne partie fortepianu i zaaranżował całość. – Spotyka się pani z opiniami, że pani muzyka jest odbierana jako obciach? – Nie wiem, o czym pan mówi, czy ostatnie moje płyty – „Jest cudnie”, „Kochać”, „Przed zakrętem”, „Złota Maryla” to obciach? Świetne teksty (Nosowska, Poniedzielski), piękna muzyka Krajewskiego („Życie ładna rzecz” – 2005 r.) to obciach? W mojej ocenie dziennikarze muzyczni są leniwi i nie słuchają płyt, tylko sugerują się zasłyszaną opinią niechętnego człowieka z branży. Odsyłam ich do mojej strony, gdzie można odsłuchać wszystkich płyt. – Ocenili po okładce? Bo Rodowicz to obciach? – Domyślam się, że pan miele ciągle temat „Marysi Biesiadnej”, z której jestem dumna. Nie wiem, czy po okładce, sfotografowałam się nago, w samym tylko wianku (śmiech). Wie pan, to jest względne, bo był czas, kiedy pisano o moich kostiumach estradowych, że to kicz, a teraz czytam, że jestem ikoną nie do obalenia i że cokolwiek włożę, jest kreacją. Moja babcia mawiała: Jak się chce psa uderzyć, to i kij się znajdzie. Ci, którzy mnie krytykują, najpierw niech zadadzą sobie wysiłek poznania moich płyt. – Ale za „Kochać” i „Jest cudnie” zebrała pani same dobre recenzje. I miała pani dostać Fryderyka za całokształt twórczości, ale… – …go nie przyjęłam. Odmówiłam. Polska branża muzyczna i kapituła, która od 1995 r. przyznaje Fryderyki, ani razu nie nominowały mnie jako wokalistki ani w żadnej innej kategorii, wszystko jedno, czy produkował Smolik („Jest cudnie”), czy Bogdan Kondracki („Kochać”), czy pisała Nosowska, nie miało to znaczenia. Przez te wszystkie lata pomijano

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2011, 2011

Kategorie: Kultura, Wywiady