Pierwsza tura wyborów pokazała głównie gniew i polaryzację Jeszcze dwa tygodnie temu zaplanowane na 10 kwietnia głosowanie zdawało się czystą formalnością. Wydarzeniem, które po prostu musi się odbyć. Na zwycięstwo bezpośrednio w pierwszej turze szans nie miał nikt, ale ubiegający się o reelekcję Emmanuel Macron utrzymywał bezpieczną przewagę sondażową nad rywalami. Éric Zemmour okazał się zbyt radykalny nawet dla francuskich konserwatystów, Marine Le Pen mocno oberwała – przynajmniej wizerunkowo – w pierwszych tygodniach marca za swoje konszachty z Putinem. Obecny od pół wieku na scenie politycznej weteran lewicy Jean-Luc Mélenchon wydawał się nieatrakcyjny, a kampania Valérie Pécresse przerodziła się w jedną wielką wizerunkową klapę. Macron nie był przez ostatnie pięć lat prezydentem idealnym, zarzucano mu, nierzadko słusznie, odklejenie od problemów klasy ludowej, elitarność i arogancję, ale w połowie marca nie za bardzo miał już z kim przegrać. Wtedy niosła go fala wywołana inicjatywą dyplomatyczną. Był jedynym europejskim przywódcą, który regularnie rozmawiał z Władimirem Putinem. Mimo że nic tymi rozmowami nie osiągał, a Putin stale go ośmieszał, czy to ośmiometrowym stołem, czy mało dyplomatycznymi komentarzami wypowiadanymi przez Siergieja Ławrowa, liczył się sam fakt. Rośnie i spada Ale potem nastąpiło tąpnięcie. Sondażowe poparcie Macrona stabilizowało się w granicach 27-29%, 10 marca przebiło nawet 30%. Gwałtownie wzrosły natomiast notowania Le Pen. Sondaż portalu Politico wskazuje, że wbrew obiegowej opinii bliskość z Kremlem zupełnie jej nie zaszkodziła. 24 lutego, w dniu rosyjskiej inwazji, popierało ją średnio 17% wyborców, pomiędzy tą datą a pierwszą turą wyborów odsetek ten tylko raz był niższy, raptem o 1 pkt proc. Zamiast runąć w dół, szła w górę, aż do 23,15% zebranych 10 kwietnia. Spadek swobodny notował natomiast Zemmour, który w tym samym okresie stracił połowę poparcia: z 15% do 7%, przy takim właśnie wyniku zostając. Podobnie wyglądały ostatnie tygodnie Valérie Pécresse (z 13% do 4,8%), przy czym ten akurat wynik nie dziwi. Cały plan na zwycięstwo wyborcze kandydatki Republikanów polegał na wydłubaniu sobie niszy w połowie drogi między Macronem a Le Pen. Wzrost notowań tej drugiej i stabilne poparcie dla pierwszego musiały więc oznaczać klęskę Pécresse. Tendencja wzrostowa Le Pen wywołała panikę w obozie Macrona, a wraz z nim u połowy Europy, oczywiście tej bardziej liberalnej. Przy okazji mocno zafałszowała obraz. Bo to nie w tym miejscu dokonywały się naprawdę interesujące przesunięcia na scenie politycznej. Jeszcze bardziej bowiem niż Le Pen zyskiwał Mélenchon: z 13% w dniu inwazji do 22% przed weekendem wyborczym (ostatecznie 21,9%). Do drugiej tury wchodzi dwoje kandydatów, i to tych, których w niej się spodziewano, z mniej więcej przewidywanym poparciem. Jednak nie byli oni w tej kampanii – i nie będą przed drugą turą – panem (lub panią) swojego losu. Tak naprawdę od początku wiadomo było, że o następnej prezydenturze zadecydują głosy trzeciego szeregu. Zarówno wśród polityków, jak i w społeczeństwie. Wojna bez znaczenia Jeszcze przed pierwszą turą dominowała teoria, że Macronowi zaszkodziła turystyka dyplomatyczna. Media, w tym polskie, pisały, że urzędujący prezydent tak się rozkoszował swoją rolą za granicą, że zapomniał o własnym kraju i własnych wyborcach. W praktyce nie prowadził kampanii, co miało osłabić mobilizację jego twardego elektoratu. Z tą tezą jest zasadniczy problem – nie ma na nią dowodów. Elektorat Macrona jest bowiem jednym z najbardziej homogenicznych we Francji. Skupia mieszkańców dużych miast, wykształconych, z klasy średniej wyższej i wyższej. W tej grupie ma status niemal religijny. Innymi słowy, nikogo, jeśli chciał na Macrona głosować, nie trzeba było do tego przekonywać. A już na pewno nie za pomocą rozmów z Putinem. Tocząca się wojna w Ukrainie odegrała w pierwszej turze znacznie mniejszą rolę, niż wielu zakładało – głównie dlatego, że nie była w ogóle ważna w kampanii. Według ostatniego dużego badania elektoratów, które francuski Ipsos przeprowadził w dniach 6-9 kwietnia, temat Ukrainy był istotny przy wyborze kandydata jedynie dla 15%. W elektoracie Macrona miał oczywiście największą siłę, jako istotny czynnik wskazało go najwięcej osób, ale wciąż był to odsetek relatywnie niski – 31%.
Tagi:
Bordeaux, Emmanuel Macron, Éric Zemmour, Europa Zachodnia, Francja, francuska polityka, Frexit, Jean-Luc Mélenchon, komunizm, Kreml, Lewica, Marine Le Pen, migranci, Montpellier, NATO, Paryż, Politico, prawica, propaganda Kremla, Siergiej Ławrow, skrajna prawica, socjalizm, społeczeństwo, Tuluza, Unia Europejska, Valérie Pécresse, Władimir Putin, wybory w Europie, wybory we Francji, Zjednoczenie Narodowe (Francja)