W tej zbrodni jest wszystko, jak w Szekspirowskim dramacie. Ona: piękna, młoda i ambitna. Zawsze żyła marzeniami. On: przystojny, bogaty i z dobrej rodziny. Pomimo młodego wieku robi dużą karierę. Połączył ich romans, którego finałem była śmierć. Ona została ofiarą, on nie chce zostać mordercą. Ona Wyjątkowa uroda Marty zwracała uwagę wszystkich, którzy ją poznali. Również to, że była bardzo ambitna. Krok po kroku, ciężką pracą dążyła do celu. Skończyła wymarzone prawo, zrobiła doktorat. Później dostała się na aplikację adwokacką i rozpoczęła praktyki w rodzinnym mieście. Znalazła pracę w jednej z najlepszych kancelarii w Białymstoku. Jej współwłaścicielem był Maciej T., znany radca prawny. Wpadli sobie w oko. Maciej oficjalnie adorował Martę. Ale ludzie wiedzieli, że Maciej T. nie jest stały w uczuciach, że w jego życiu było wiele kobiet, których nie unikał nawet wtedy, gdy spotykał się z Martą. Był człowiekiem zamożnym, należał do elity miasta, wielu kobietom imponowała jego pozycja. Ale nie rodzicom Marty. Przestrzegali córkę, że jej wybranek jest rozwodnikiem, że ma dziecko z inną kobietą. Nie słuchała. Ufała mu bezgranicznie. W Nowy Rok zaprosiła go na kolację do rodziców. Przyszedł z butelką whisky. Obiecywał, że już niedługo załatwi wszystkie swoje sprawy i ożeni się z Martą. Jej ojciec w to nie wierzył, ale godził się z wyborem córki. Zbrodnia W nocy z 1 na 2 stycznia 2010 r. w mieszkaniu przy ul. Starobojarskiej w Białymstoku znaleziono ciało 31-letniej kobiety. Ze wstępnych ustaleń wynikało, że śmierć miała charakter gwałtowny, a okoliczności zbrodni wskazywały na jej niecodzienny, dewiacyjny charakter. Śledczy stwierdzili później, że przyczyną śmierci było uduszenie. Ale doszło też do brutalnego pobicia. Jednak temu Maciej T. zaprzeczał. Oskarżenie „Mam w mieszkaniu martwą kobietę”, poinformował Maciej T. dyżurnego alarmowego numeru 112. Zanim zadzwonił po pogotowie, skontaktował się ze znajomym lekarzem. W chwili zatrzymania miał ponad dwa promile alkoholu we krwi, nie potrafił wyjaśnić, jak doszło do śmierci jego partnerki. Do tego mieszkania jeszcze tej samej nocy policjanci zabrali ojca Marty. Wszędzie panował bałagan. Poprzesuwane i powywracane meble, połamane łóżko, zrzucona na podłogę doniczka. Ojcu Marty wydawało się dziwne, że z łazienki zniknęły wszystkie ręczniki. Nie znalazła się również bluzka, w którą córka była tego wieczoru ubrana. Pamięta dobrze, bo rozmawiał z nią kilka godzin wcześniej. Mówił o tym policjantom, ale w protokołach ze śledztwa nie ma po tym ani śladu. Nikt nie przeszukał okolicy, nikt nie zajrzał do śmietników. A według mężczyzny ręczniki mogły posłużyć do usunięcia z mieszkania śladów krwi. Maciej T. został zatrzymany i decyzją sądu aresztowany na trzy miesiące. Do zabójstwa się nie przyznawał. Tłumaczył, że to był nieszczęśliwy wypadek. Prokuratura Okręgowa w Suwałkach oskarżyła go o pobicie i umyślne zabójstwo. Wyłączanie Wujek Macieja T. jest sędzią Sądu Okręgowego w Białymstoku, ciotka była sędzią w sądzie apelacyjnym. W doniesieniach regionalnych mediów i na lokalnych forach internetowych ta informacja pojawiała się najczęściej. Wobec Macieja T. padały oskarżenia o liczne romanse i wykorzystywanie swojej pozycji. Miasto huczało od plotek. Środowisko tamtejszych prawników albo milczało, albo za kulisami broniło Macieja T. Jego rodzinne powiązania i znajomości były przyczyną przeniesienia sprawy do Sądu Okręgowego w Lublinie, bo białostoccy sędziowie – jeden po drugim – wyłączali się z jej rozpoznania, powołując się na znajomość z Maciejem T. i na to, że jego krewny jest tutaj sędzią. Bardziej oficjalnie decyzję o przeniesieniu sprawy do innego miasta tłumaczono dobrem wymiaru sprawiedliwości. Ważne było również, żeby ze sprawy zrzucić ciężar społecznych emocji i ewentualne naciski na sędziów. Janusz Sulima, sędzia z białostockiego sądu, mówił, że bez względu na to, jaki wyrok by zapadł, posypałyby się komentarze, że zadecydowały względy pozamerytoryczne. Rodzina Marty musiała szukać pełnomocnika w Warszawie, w Białymstoku nikt nie chciał jej pomóc. Za zamkniętymi drzwiami Za namową adwokata ojciec Marty początkowo zgodził się utajnić proces. Ani on, ani rodzina nie chcieli wyciągać na światło dzienne intymnego pożycia Marty, a w tym kierunku zmierzała obrona oskarżonego. Tak samo sugerowała prokuratura. Tłumaczono, że w tej sprawie jest wiele niewiadomych, związanych z intymnym życiem dwojga ludzi. Trzeba stwierdzić,
Tagi:
Artur Zawisza