Nowy faszyzm nie ma już twarzy mężczyzny

Nowy faszyzm nie ma już twarzy mężczyzny

Fot. Film Servis Festival Karlovy Vary

Kryzys męskości często wykorzystują politycznie kobiety, jak Marine Le Pen we Francji czy Sue-Ellen Braverman w Wielkiej Brytanii.

Korespondencja z Karlowych Warów

Mark Cousins – (ur. w 1965 r.) znany z dzieł eksperymentalnych i dokumentalnych. Jego prace często poruszają tematy społeczne, polityczne i kulturowe („Marsz na Rzym” o faszyzmie, „Another Journey by Train” o brytyjskich neonazistach). Najnowszy film, „A Sudden Glimpse to Deeper Things”, zdobył główną nagrodę, czyli Kryształowy Globus, na zakończonym niedawno festiwalu w Karlowych Warach.

Jaką rolę odgrywa dziś kino?
– Kino jest formą snu. Świetnie sprawdza się w łączeniu nas z naszą podświadomością, z ego. Potrafi poddać analizie to, czego się boimy, co nas martwi. Pozwala doświadczyć tego w bezpiecznych warunkach. Podczas seansu w ciemnej sali kinowej możemy się wyluzować. Pozwolić, żeby zalały nas emocje, których unikamy poza kinem. Poddajemy się im, bo wiemy, że nie spotkają nas żadne konsekwencje. Pozwalamy sobie na strach, fantazję, gdybanie, jak wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy byli w skórze bohatera. Łączymy się z pragnieniami i niepokojami, do których nie chcemy nawet się przyznać. Kino pozwala nam dotrzeć do dzikiej i nieujarzmionej części naszej natury.

Czyli wciąż ma ono znaczenie? Wiele osób utyskuje, że to już tylko chłam na platformach streamingowych.
– Pytanie, które należy sobie zadać, odnosi się do kreatywności. Pesymiści mówią, że kino umarło i został nam tylko streaming. Ale wystarczy się rozejrzeć, żeby dostrzec, że w tylu miejscach na świecie zachodzą ciekawe zjawiska. Każdy film, który zrobią Radu Jude z Rumunii albo Apichatpong Weerasethakul z Tajlandii, to wydarzenie. Kino nadal jest zasilane przez takich twórców.

Dawniej czytałem artykuły korespondentów z Cannes czy z Wenecji, a potem trzeba było czekać długie miesiące, aż te filmy się zobaczy. Dzisiaj filmów jest tyle, że człowiek nie nadąża z oglądaniem bieżących premier.
– Widzę, że ktoś tu jest nostalgiczny. Niebezpiecznie jest patrzeć w przeszłość. Warunki, w jakich odkrywaliśmy kino, wcale nie były idealne, miały mnóstwo wad, których z czasem zdajemy się nie dostrzegać. Popatrzyłbym na współczesność z odwrotnej perspektywy. Żyjemy w czasach idealnych do zakochiwania się w kinie, bo jeśli właśnie przeczytałem o filmie „La Strada” Felliniego, to mogę dotrzeć do niego w pięć minut. Kiedy czytałem w młodości o arcydziele Orsona Wellesa „Obywatel Kane”, musiałem czekać aż 10 lat, zanim udało mi się je zobaczyć. Oczywiście, że ten czas oczekiwania rozbudzał apetyt na filmy. Ale naprawdę wolałbym obejrzeć „Obywatela Kane’a”, kiedy miałem 12 lat, niż jako 22-latek.

Pamiętajmy o krajach, w których nie ma zbyt wielu kin, takich jak Arabia Saudyjska, albo gdzie panuje reżim polityczny – ludzie mogą dotrzeć do każdego rodzaju kina dzięki czarnemu rynkowi w internecie. Za mojej młodości nie było nawet czarnego rynku

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2024, 30/2024

Kategorie: Kultura, Wywiady