Od 27 września w kinach rumuński kandydat do Oscara, czyli „Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy” w reżyserii Radu Jude.
Film to nagrodzona Kryształowym Globem na 53. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Karlowych Warach, prowokacyjna tragikomedia na bardzo niewygodny temat antysemityzmu. Nakręcił ją jeden z najzdolniejszych rumuńskich twórców młodego pokolenia.
„Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy”. Te słowa, wypowiedziane przez marszałka Iona Antonescu w rumuńskiej Radzie Ministrów latem 1941 r., rozpoczęły „akcje samooczyszczające” przeprowadzane razem z Niemcami na obszarze Besarabii i Transnistrii.
Fabuła koncentruje się wokół młodej reżyserki teatralnej Mariany Marin, która próbuje przeprowadzić rekonstrukcję zdobycia Odessy w 1941 r. przez rumuńską armię, gdy po zajęciu miasta wybuchła ogromna bomba (odpalona radiowo przez NKWD), a efektem stała się hekatomba ludności żydowskiej.
Ambitna i dociekliwa twórczyni spotyka się z ostracyzmem ze strony własnych aktorów, a także z naciskami ze strony lokalnego urzędnika Movili.
Ostra jak skalpel satyra polityczna, w której odbijają się echa klasyki polskiego kina ery komunizmu; trochę jak „Człowiek z żelaza” Wajdy i „Barwy ochronne” Zanussiego w jednym.
Ben Nicholson, CineVue
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy