Nowy Rok w środku lata

Nowy Rok w środku lata

Korespondencja z Nowej Zelandii Kiedy u nas będzie sylwestrowe południe, w Gisborne strzelą korki od szampana Nowy rok 2008 zacznie się w Gisborne w Nowej Zelandii, w mieście położonym najbliżej na zachód od linii zmiany dat. Tu najwcześniej wznosi się kieliszki szampana, ale gwoli dziennikarskiej rzetelności należy dodać, że już od mniej więcej pół godziny w roku 2008 będą ci, którzy wybiorą się do Waitangi, jedynej wioski na wyspach Chatam na Pacyfiku. A jedna z tych wysp – o 800 km na wschód wysunięty kawałek Nowej Zelandii – leży najbliżej linii zmiany dat. A więc Waitangi jest najbardziej na wschód położonym stałym zamieszkanym miejscem na świecie. O Waitangi było głośno przed ośmioma laty, kiedy „tytuły” kalendarzy opiewały okrągłą liczbę 2000 i znów rok później, gdy do historii przechodziło drugie tysiąclecie ery nowożytnej. Ta malutka wioska przeżyła niebywałe najazdy turystów, dodajmy – niebiednych turystów, którzy na plaży Chatam chcieli być absolutnie pierwszymi na świecie witającymi rok 2000, a potem wiek XXI. Dotrzeć tam można tylko samolotem lub stateczkiem. Przywitanie Nowego Roku odbywało się pod gołym niebem, szansa na nocleg bowiem jest bardzo mizerna. W Waitangi znajduje się kilka maleńkich hotelików typu bed and breakfast, dwu-, najwyżej trzy-pokojowych. Są ponoć też jakieś backparkers (schroniska młodzieżowe), ale zatrzymać się praktycznie nie ma gdzie. – Jak spędzacie sylwestra? – zapytałem mojego nowozelandzkiego przyjaciela. – Mieszkający nad morzem – najchętniej na plaży. Pieczemy na grillu jagnię albo sarnę, pijemy wino, o północy – szampana. Zazwyczaj są to przepiękne, ciepłe noce, z wygwieżdżonym niebem. Pamiętaj, że u nas jest to środek lata. Uczestnicy zabawy sylwestrowej na plażach Chatam mają do dyspozycji jeszcze jedną atrakcję. Po zakończeniu powitania Nowego Roku statkami wypływają w morze i – po przekroczeniu linii zmiany dat – jeszcze raz żegnają mijający rok. Odkrywana na raty Oficjalna historia Nowej Zelandii liczy 365 lat. Nową Zelandię – a właściwie północny koniuszek jej Wyspy Południowej odkrył kapitan Abel Janszoon Tasman, holenderski żeglarz, będący dowódcą statku Towarzystwa Wschodnich Indii, które miało siedzibę na Jawie. 13 grudnia 1642 r. zarzucił kotwicę w zatoce zwanej dziś zatoką Tasmana. Słyszałem taką opowieść: Maorysi, lud życzliwy, ale wojowniczy i przezorny, zobaczyli wpływające do zatoki statki. Postanowili więc dowiedzieć się, czy to płynie przyjaciel, czy wróg. Zadęli w wielkie muszle służące im za trąby. W maoryskim obyczaju takie dźwięki oznaczały: „Czy przybywasz, aby wszcząć z nami wojnę?”. Tasman usłyszał jednak w tych dźwiękach radosne powitanie. Kazał więc odpowiedzieć na trąbach znajdujących się na statkach. I oto przykład braku wspólnego języka w stosunkach międzynarodowych. Maorysi owo radosne powitanie tasmańskie zrozumieli bowiem po swojemu: „Tak – przyjechaliśmy na wojnę z wami!”. Nocą do statków dobiły łodzie maoryskie i rozpoczęła się bitwa, w której poległo czterech marynarzy Tasmana. O stratach wśród Maorysów historia milczy. Tasman rozwinął żagle i odpłynął. Nigdy nie postawił stopy na ziemi nowozelandzkiej, a jednak uznano go za jej odkrywcę. Zdążył bowiem narysować mapę widzianych ze statku okolic i jest to najstarsza mapa dotycząca Nowej Zelandii. Na prawdziwe odkrycie czekała Nowa Zelandia jeszcze sporo ponad 100 lat. Dopiero w roku 1769 James Cook opłynął wyspy i odkrył cieśninę pomiędzy nimi, nazwaną później cieśniną Cooka, choć nie ulega wątpliwości, że wcześniej odkrył ją Tasman. Historia nie zawsze jest sprawiedliwa. Cook niewiele miał czasu na zupełne poznanie obu wysp, ale niewątpliwie przyczynił się do opisania Nowej Zelandii. Gospodarze Nowej Zelandii Kiedy Cook zaczynał kolonizować Nową Zelandię, właściwymi gospodarzami tej ziemi byli Maorysi, pochodzący niewątpliwie z jednej z wysp Polinezji – z wyspy Raiatea (aktualnie Polinezja Francuska koło Tahiti). Nie wiadomo, dlaczego stamtąd emigrowali. W wierzeniach Maorysów istnieje jakaś mityczna wyspa szczęścia, która nazywa się Hawaiki. Tam właśnie powracają dusze zmarłych, które opuszczają Nową Zelandię przez Przylądek Reinga, najbardziej północny kraniec Wyspy Północnej. O tym, że korzeni Maorysów należy szukać na wyspach polinezyjskich, świadczy wspólnota języka.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2008, 2008

Kategorie: Świat