Nawarstwiające się skandale oraz postępująca dekompozycja obozu rządzącego każą zadać pytanie o kondycję opozycji. Jaka więc jest kondycja najsilniejszej partii opozycyjnej, Platformy Obywatelskiej? Jakie są działania jej lidera, Donalda Tuska? Gdy wzywa on do jedności, dobrze wyczuwa nastroje społeczne. A jednak… czy nie są to tylko słowa? Od powrotu do polityki krajowej Tusk konsekwentnie wyklucza z grona sojuszników Nową Lewicę (czy raczej: każdą lewicę). Taka dobrowolna rezygnacja jest czymś w istocie niepojętym, możliwym bodaj tylko w Polsce. Oskarżanie Włodzimierza Czarzastego o wiosenne negocjacje z PiS, obarczanie odpowiedzialnością za to całej lewicy, pomawianie jej o jakiś głębszy alians z rządzącymi jest – nie waham się powiedzieć – niegodziwością. Przecież to nie lewica, lecz właśnie Platforma budowała przed laty sojusz dwóch partii prawicowych: PO-PiS. Zamierzchłe czasy? Tak i nie. Na gruncie „antykomunizmu”, nienawiści do PRL, rozliczeń, lustracji i dekomunizacji obie partie do dziś rozumieją się świetnie. Natomiast oferta Tuska wobec lewicy polegała dotąd na kupowaniu kolejnych posłów. Kontynuacja takich działań wzmacniałaby Platformę, lecz osłabiałaby opozycję jako całość. Segment lewicowy nadałby przecież opozycji charakter aksjologiczny, wprowadziłby rzeczywisty spór o historię i wartości. Ale prawdopodobnie tej właśnie ideowości boi się „antykomunista” Tusk. Tymczasem w innych ugrupowaniach dzieje się jeszcze gorzej. Gdy w czasie wyborów prezydenckich 2020 r. zadebiutował w polityce Szymon Hołownia, wielu komentatorów uznało to za ekstrawagancję, pisowską wrzutkę, niepotrzebnie łamiącą wspólny, antypisowski front. Jednak Hołownia nikogo nie zdradził, osiągnął wynik znakomity oraz zagospodarował część elektoratu, która – mimo podobieństwa do elektoratu Platformy – nie chciała być z nią utożsamiana. Czyli jego opcja miała sens. Ale zarazem nie miała sensu, bo tamte obawy też okazały się słuszne. Energia Hołowni nie od dziś idzie głównie na odróżnianie się od Platformy. A to przed drugą turą wyborów prezydenckich oświadcza on, że nie powie swoim wyborcom, na kogo mają głosować (coś by się stało, gdyby powiedział?), a to deklaruje, że „nie siądzie Tuskowi na kolanach”, a to na wiec opozycji w Warszawie z udziałem Tuska reaguje własnym, odrębnym wiecem w Białymstoku. I znów: jest to działanie racjonalne. Ale tylko dla niego, dla jego ugrupowania. Dla całej opozycji jest zabójcze. Nowa Lewica ma potencjał największy, rzecz jednak w tym, że tylko potencjał: ze wszystkich liczących się ugrupowań kondycja Nowej Lewicy jest dziś najgorsza. Najpierw przewodniczący Czarzasty organizował swoją partię metodą (jak to określiła „Polityka”) „młotka i gwoździa”. Ale następująca w wyniku takich działań secesja krytyków Czarzastego, utworzenie parlamentarnego koła PPS, była skokiem do basenu bez sprawdzenia, czy jest w nim woda. No bo co dalej? Aleksander Kwaśniewski mówi, że nazwa PPS zobowiązuje, że w takim razie ewentualne przystąpienie secesjonistów do liberalno-prawicowej Platformy odbierałoby im wiarygodność. Zgoda, lecz gdyby mieli oni pozostać osobni, to tylko z widmem przyszłej anihilacji. Jeżeli więc nie wchodzić do Platformy (lub do Polski 2050), to trzeba opanować Nową Lewicę… To jednak – nawet gdyby było realne – oznaczałoby wojnę bratobójczą. A po niej lewica – każda lewica – długo by się nie podniosła. W PSL sytuacja wygląda lepiej. Partia jest niewielka, lecz na ogół odpowiedzialna, a Władysław Kosiniak-Kamysz zbyt wiele zainwestował w anty-PiS, by mógł sobie pozwolić na zmianę frontu. Ale Kosiniak nie jest sam: za partnera ma przewodniczącego Rady Naczelnej Waldemara Pawlaka. A Pawlak to człowiek Sfinks. I PSL nie bez przyczyny zyskało miano partii obrotowej. Z kim więc jeszcze klecić wspólny front? Z Konfederacją? Byłby to partner obcy i nieobliczalny. Choć – pamiętajmy – nacjonalistyczny Jobbik, jego węgierski odpowiednik, wszedł w skład opozycji antyorbánowskiej. Ale Jobbik ewoluował w kierunku centrum, czego o Konfederacji nie da się na razie powiedzieć. Z kim zatem? Resztki gowinowców nie mają zaplecza, o resztkach po Kukizie szkoda mówić. Opozycja ma nad PiS przewagę, ale wtedy tylko, gdy jest zjednoczona. I właśnie z tym zjednoczeniem jest wciąż gorzej niż źle. Dlatego pozostaje apelować. Do Tuska – o wyjście z okopów stanu wojennego. Do Hołowni – o wyrośnięcie z krótkich majteczek. Do lewicy – o okrągły stół. Do ludowców – o pamięć pisowskich przystawek. 400 lat temu pisał Jan Kochanowski: „Nową przypowieść Polak sobie kupi, / Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi”. Czy diagnoza ta już na zawsze ma pozostać aktualna? Dziś cena