Po 1 stycznia 2013 r. Amerykanów czekają podwyżka podatków i drastyczne cięcia wydatków publicznych Korespondencja z Chicago Gdy huragan Sandy zbliżał się do wschodnich wybrzeży USA, synoptycy ostrzegali, że żywioł może się połączyć z innymi frontami, powodując niewyobrażalne zniszczenia. I tak się stało. Teraz nad Stany Zjednoczone nadciąga inna katastrofa – fiskalna, na której siłę destrukcyjną złożą się dwa elementy: wyższe podatki i cięcia wydatków rządowych. Przyjęto już dla niej nazwę –fiscal cliff (przepaść podatkowa). Pojęcia fiscal cliff użył po raz pierwszy szef Rezerwy Federalnej Ben Bernanke. W lutym tego roku Bernanke ostrzegł, że 1 stycznia 2013 r. automatycznie gasną przywileje podatkowe właściwie dla wszystkich obywateli (98%), a jednocześnie rozpoczyna się drastyczny program oszczędnościowy w wydatkach na cele publiczne i zbrojeniowe – cięcia sięgną 500 mld dol. Chociaż data kataklizmu jest znana, Amerykanom będzie bardzo trudno przygotować się na jego uderzenie. Wczesne ostrzeżenia nie zdadzą się na nic. O ile zniszczenia po huraganie Sandy szacuje się na ok. 50 mld dol., o tyle przepaść podatkowa będzie kosztowała znacznie więcej. Ale co oznacza dla zwykłego Amerykanina? Czarny scenariusz dla klasy średniej Jeżeli nie dojdzie do łagodzącego następstwa fiscal cliff kompromisu między Kongresem a prezydentem, pogorszy się wszystkim. Najczarniejszy scenariusz rozpisano dla klasy średniej – spośród wszystkich pracujących Amerykanów ok. 30 mln będzie rocznie płacić średnio ponad 2 tys. dol. więcej w dodatkowych podatkach. Biedniejsi stracą poprzez poważne zredukowanie federalnych programów pomocowych. Mocno ucierpi „wielka trójka”: dofinansowywane przez państwo ubezpieczenia medyczne Medicare i Medicaid oraz fundusz emerytalny Social Security (tutaj Republikanie domagają się nawet podniesienia wieku emerytalnego). Ale to nie wszystko. Bezpłatne bony żywnościowe, food stamps, z których korzysta ok. 47 mln ludzi, będą przyznawane restrykcyjniej. Fiscal cliff spowoduje odebranie zapomóg pozostającym bez pracy dłużej niż rok. Nie wszystkie konsekwencje są do przewidzenia, ale poziom bezrobocia (obecnie ok. 8%) może wzrosnąć niemal o 2 pkt, co przełoży się na ponad 3 mln miejsc pracy. Sektor publiczny – szkolnictwo, służby porządkowe, szpitale, administracja oraz infrastruktura – z braku funduszy znacznie się skurczy. Wzrost gospodarczy (aktualnie ok. 2% rocznie) zostanie zahamowany i Stany Zjednoczone ponownie dotknie recesja, może jeszcze głębsza niż dotychczas. Zwiększy się liczba bezdomnych i żebraków. Upadnie wiele biznesów do tej pory objętych ulgami podatkowymi. Głównymi ofiarami w 2013 r. będą ludzie starzy, studenci, chorzy i biedni. Przed społeczeństwem stoją również pytania natury moralnej. Czy Amerykanie są gotowi poświęcić niektóre grupy społeczne, aby wyjść z kryzysu? Czy rzeczywiście trzeba kogoś wyrzucić z tratwy ratunkowej, aby ci, którzy na niej pozostali, mieli w ten sposób większą szansę na przetrwanie? Obama twierdzi, że nie. Ratujemy się wspólnie i razem przechodzimy przez sztorm – głosi prezydent. Ulgi – tak czy nie Gdy w 2008 r. George W. Bush wprowadził ulgi podatkowe, społeczeństwo powitało je z entuzjazmem. Właśnie zaczynał się kryzys, a tu nagle pieniądze lecą z nieba. Ulgi wprowadzono na dwa lata, w założeniu miały zachęcić obywateli do większych wydatków. W roku 2010, gdy Obama był jeszcze nowicjuszem w Białym Domu, a wybory do Kongresu wyraźnie wygrali Republikanie, prezydent przedłużył ulgi na kolejne dwa lata, nie uzyskując za to żadnych koncesji ze strony Republikanów. To był błąd. W tym samym czasie rosło zadłużenie, a budżet federalny został uszczuplony o ewentualne przychody. W 2011 r. doszło do kryzysu rządu, któremu groziło bankructwo. Republikanie zablokowali kolejne podniesienie progu długu publicznego, zmuszając prezydenta do zgody na ogromne cięcia wydatków na cele publiczne. Ten 10-letni program wychodzenia z zadłużenia, które osiągnęło już pułap 16 bln dol., rozpoczyna się od przyszłego roku. Amerykanie nadal płacą raczej niewielki podatek dochodowy w porównaniu z obywatelami innych krajów rozwiniętych. Podatek jest progresywny, a progi to 10%, 15%, 25%, 28%, 33% oraz 35%. Jeżeli ulgi nie zostaną przedłużone, progi wzrosną do 15%, 28%, 31%, 36% i 39,6%. Prezydent Obama już zapowiedział,
Tagi:
Dariusz Wiśniewski