Czuję się lewicową wypustką w liberalnym Kongresie Kobiet, w którym brakuje mi lewicowej wrażliwości ekonomicznej. Ale też cenię Kongres za jego skuteczność Co wpłynęło na to, że została pani feministką? – Wyjechałam na studia za granicę. Wiele kobiet z mojego pokolenia, które odkrywały feminizm w latach 90., miało podobne doświadczenie. W moim przypadku były to studia w USA. W tym czasie feminizm nie był głównym nurtem moich zainteresowań. Zajmowałam się literaturą modernistyczną. Pasją stał się dopiero po powrocie do Polski. Zobaczyłam, jak bardzo feminizm jest tutaj nieobecny i jak bardzo mnie tutaj określa. „Spojrzenie feministyczne jest spojrzeniem obcego, spojrzeniem cudzoziemca w krainie patriarchatu”. To jest cytat z pani książki. Jak świadomość, że jest się obcym, wpływa na postrzeganie sytuacji kobiet w Polsce? – Na pewno duży wpływ na moje zdumienie polskim patriarchalizmem miał fakt, że spędziłam dużo czasu w USA. Bycie amerykańskim desantem na pewno miało znaczenie przy pisaniu książki „Świat bez kobiet”. Ale chodziło nie tylko o obcość kulturową przybysza skądinąd. Obcość jest w ogóle wpisana w myślenie feministyczne. Świadomość feministyczna polega na tym, że dziwimy się temu, co w kulturze jest najgłębiej znaturalizowane, uchodzi za najbardziej „oczywistą oczywistość”. Co jest taką oczywistością? – Podporządkowanie kobiet mężczyznom jest niezauważalne dla większości ludzi. Feminizm tę oczywistość kwestionuje. To zdziwienie konkretnymi międzyludzkimi sytuacjami. Podam przykład z życia codziennego. Kiedy się spojrzy feministycznym okiem na wagon metra, w którym wszyscy siedzą, to widać, że niemal wszystkie kobiety zajmują mniej miejsca niż siedzący obok mężczyźni. Mężczyźni siedzą sobie wygodnie rozparci, bo po prostu przypisują sobie prawo do zajmowania większej przestrzeni. Nie jest to skutkiem męskiej fizjologii, ale wychowania. Inny przykład: statystycznie kobiety zarabiają o 20% mniej niż mężczyźni i w większości nie uważają tego za niesprawiedliwość. Po prostu tak jest. Często słyszy się w rozmowach kobiet: „Zarabiam nieźle jak na kobietę”. To nie jest żadna deklaracja feministyczna, ale opis rzeczywistości. Feminizm to zdziwienie i niezgoda na ten stan rzeczy. W ramach tej rzeczywistości od kobiety wymaga się więcej? – Widzę to szczególnie wyraźnie wśród studentek studiów zaocznych. Niezależnie od tego, jak wiele inwestują w swoją edukację i pracę zawodową, i tak czują się całkowicie odpowiedzialne za dom. Studentka zaoczna, przyjeżdżając do Warszawy na weekend, zostawia rodzinę zaopatrzoną w jedzenie, w wysprzątanym mieszkaniu, z przygotowanymi ubrankami dla dzieci. Ich nawyki, te oczywiste odruchy, są nacechowane władzą, hierarchią, przekonaniem, że sfera domowa jest sferą kobiecej odpowiedzialności. Dziwi to, co przezroczyste, niewidzialne? – Te rzeczy, o których mówimy, są niezauważalne. Są częścią systemu kulturowego. Gdyby patriarchat polegał na tym, że mężczyźni straszą, biją czy siłą zamykają kobiety, nie miałby w ogóle szans przetrwania. On się trzyma tak dobrze, dlatego że ludzie postrzegają go jako naturalny stan rzeczy. Nazwanie kultury, w której żyjemy, patriarchalną jest już formą wyzwania. Wyzwaniem rzuconym dogmatom? – Proponuję pewną analogię. Nazwanie obecnego stanu polskiej gospodarki neoliberalizmem budzi agresję obrońców tego stanu rzeczy. O nie, mówią, to nie jest żaden neoliberalizm, to jest po prostu gospodarka rynkowa. Albo proszę zwrócić uwagę, jak bardzo obrywają ludzie, którzy posługują się kategorią umów śmieciowych. Ciągle pojawiają się teksty, że to jest określenie obraźliwe. Tymczasem te umowy tylko udają uczciwe, a są de facto formą przymusu i wyzysku. Nazwanie relacji męsko-damskich równowagą między płciami, wzajemnym uzupełnianiem się powoduje, że wszyscy to akceptujemy. Słyszymy, że mężczyźni są bardziej uzdolnieni matematycznie, a kobiety humanistycznie, w związku z tym mężczyźni pracują tam, gdzie są liczby, komputery i pieniądze, a kobiety pracują tam, gdzie są dzieci i płaci się grosze. Przypisujemy to pewnym naturalnym cechom. Feminizm mówi, że to, co nazywamy naturą, jest w dużej mierze produktem kultury. Jest próbą usprawiedliwienia tego, co w naszej kulturze jest hierarchiczne, przemocowe i niesprawiedliwe. Chcecie zmienić świadomość i kwestionujecie te oczywistości, ale wskazujecie, że system patriarchalny broni się backlashem. Co to oznacza? – Chodzi o reakcję. Pojęcie backlashu opisała Susan Faludi w książce, której polski tytuł to „Reakcja”. Polega na ośmieszaniu feminizmu, przypisywaniu mu winy za wszelkie nieszczęścia kobiet. Otrzymujemy opowieść o nieszczęśliwych dzieciach, których mamy się emancypują. Powstają lękowe opowieści o tym, co strasznego dzieje się z rodziną,
Tagi:
Kacper Leśniewicz