W objęciach Chanel

W objęciach Chanel

Świat mody to biznes pełen nieszczęśliwych, sfrustrowanych i samotnych ludzi, którzy często miłość próbują zastąpić panującą wokół nich iluzją „pięknego” świata Arkadius – Jednym z twoich guru był Alexander McQueen – swego czasu często przebywałeś w jego pracowni. Chciałabym nie zadać tego pytania, ale muszę – jak odebrałeś jego samobójczą śmierć? – Do dnia dzisiejszego nie mogę do siebie dojść. Bo nie ma chyba nic smutniejszego w życiu niż odkrycie pustki, w której nic już nie ma sensu. Umieranie w samotności, w dodatku z własnych rąk, jest całkowitą ostatecznością i demonstracją, że bez miłości nie można jednak żyć. Przykład McQueena pokazuje, że wszystkie miliony, sukcesy czy ludzie nas uwielbiający nigdy nie zastąpią miłości. A bez niej człowiek nie jest ani szczęśliwy, ani dobry. – Świat mody obserwowany z boku sprawia wrażenie raczej różowego, lukrowanego – bajka, wydawałoby się… – Taki jest tylko na wierzchu – kolorowy i piękny. Prawda jest jednak zupełnie inna. Jest to biznes pełen nieszczęśliwych, sfrustrowanych i samotnych ludzi, którzy często miłość próbują zastąpić panującą wokół nich iluzją „pięknego” świata. Otaczają się drogimi rzeczami, żeby wypełnić pustkę. Myślę, że niestety, ale każdy show-biznes jest taki sam – czy jest to fashion, music, czy film business. Tam nie ma prawdziwych przyjaciół i każdy tylko czeka, aby wbić ci nóż w plecy. W roli prezesa – Skąd ta pewność? – Bo sam zostałem wykorzystany i oszukany przez wspólnika i inwestora. Pewnego dnia dowiedziałem się, że od momentu powstania firmy Arkadius Jeans Polska Sp. z o.o. mój wspólnik zwyczajnie ją okradał. Na początku nie chciałem i nie mogłem w to uwierzyć, jednak poprosiłem eksperta o przygotowanie raportu. Sprawdzanie wszystkich danych zajęło mu miesiąc. Gdy przedstawił mi wyniki, byłem w totalnym szoku. Natychmiast napisałem do Cezarego mejla, wzywając go do oddania skradzionych pieniędzy. Zagroziłem, że jeśli w ciągu miesiąca ich nie odda, natychmiast skieruję sprawę do sądu. On, wyluzowany, odpisał mi tego samego dnia, że do sądu to mogę podać sam siebie, bo na wszystkich dokumentach firmy to ja byłem prezesem zarządu. I w związku z tym to właśnie ja odpowiadam za wszystkie długi firmy. – Duże to były kwoty? – Z raportu wynikało, że ponad 250 tys. zł z pieniędzy firmowych poszło na budowę mieszkania Cezarego, które mieściło się w dodatku przy tej samej ulicy co butik Arkadiusa. Wynajął tę samą firmę budowlaną i tych samych architektów, którzy robili nasz sklep. Już wcześniej wydało mi się dziwne, że w mieszkaniu ma takie same płytki, jakie mieliśmy w butiku. Ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że mógłby okradać firmę, której był współudziałowcem! Bo to właśnie on prowadził firmę od samego początku, włącznie z przygotowaniem dokumentów. Ja zostałem prezesem zarządu, nie zdając sobie sprawy z tego, co podpisuję. Ufałem mu. Nie znałem nawet konta w banku naszej firmy ani nigdy nie miałem do niego dostępu. Poza tym wspólnik, używając mojego sławnego już wtedy imienia, dokonywał kolejnych zakupów. A że były one bez pokrycia finansowego, nazbierało się tego w sumie ponad milion złotych. – Niczego nie podejrzewałeś? – Już kilka miesięcy wcześniej zauważyłem, że w polskiej firmie Arkadius Jeans panuje bałagan i mimo dużych wpływów pieniężnych firma nigdy nie miała pieniędzy. Zastanawiałem się, jak to jest możliwe. I dlatego właśnie podjąłem decyzję o powołaniu niezależnego eksperta finansowego, by sprawdził księgi, rachunki itd. Kiedy to wszystko zaczęło się walić, gwoździem do trumny okazała się polska prasa, która za wszelką cenę chciała mnie zniszczyć. Nie wszyscy, ale większość. Przy tym artykuły opierały się jedynie na zasłyszanych plotkach. Bo dziennikarze nie znali szczegółów tego, co się stało. – Wymienisz tytuły? – Zaczęło się od bezczelnego i bardzo kłamliwego artykułu w „Gali”. Potem była już fala tabloidów: „Fakt”, „Super Express”. Opisywali, jak to Arkadius nie zapłacił za materiały jednej czy drugiej firmie. Ich głównym celem było zniszczenie mnie, bo chłopak z prowincji za daleko zaszedł! A to taka bardzo polska cecha – mieć ogromną przyjemność z niszczenia innych ludzi. Wszystkie te zdarzenia były dla mnie na tyle bolesne, że nie mogłem kontynuować swojej pracy. Do dzisiaj borykam się z niespłaconymi długami w Polsce. Pomaga mi znajomy prawnik, który jako jeden z niewielu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 22/2010

Kategorie: Wywiady