W imię Ojca i Syna, i lepszej średniej z matury Religia wliczana do średniej ocen, religia na maturze, a na deser Narodowy Instytut Wychowania. To tylko ostatnie propozycje serwowane nam przez prawicowych polityków. Tych samych, którzy powtarzają, że ciągle żyjemy w państwie neutralnym światopoglądowo. O wiele bardziej niepokojące są jednak emocje, jakie te pomysły wzbudzają w uczniach i rodzicach. Ci ostatni coraz częściej nabierają wody w usta. Zgodnie z zasadą, że lepiej się nie wychylać, bo szkołę dziecko i tak skończyć musi. – Proszę mnie zrozumieć, nie chcemy mieć niepotrzebnych komplikacji – usiłuje się tłumaczyć Stanisław, ojciec 14-letniej Ani, uczennicy II klasy gimnazjum. Dziewczynka na własną prośbę przepisała się na etykę, bo religię uznała za stratę czasu. Dzień wcześniej oboje rozmawiali na ten temat bez skrępowania, ale po namyśle doszli do wniosku, że wolą pozostać anonimowi. Piotr Bachtin skończył niedawno liceum, ma 19 lat. Odkąd pamięta, uważał się za osobę niewierzącą. – W gimnazjum trafiałem na religię głównie z ciekawości. Ale szybko z tym skończyłem. Kropką nad i były zajęcia, podczas których katecheta próbował przyrównać homoseksualizm do pedofilii – wspomina. Jego znajoma, Karolina Okrasko, na religię chodziła do trzeciej klasy podstawówki. Wtedy to był dla większości rodzaj obowiązku, bo zaraz później była pierwsza komunia, a bez odfajkowanej religii nie było szans, by do niej przystąpić. Od czwartej klasy było już więcej swobody, tylko potem na świadectwie dostawało się adnotację w rubryce „religia”: nie uczęszcza. – Z religią kojarzą mi się sprawdziany, wkuwane na pamięć fragmenty Biblii i siostry zakonne, które przyrównywały nasze serca do zgniłych mandarynek – opowiada. – W starszych klasach podstawówki wpadaliśmy na religię tylko wtedy, gdy miał być poruszany jakiś ciekawszy temat. Aborcja, eutanazja, seks przedmałżeński. Liczyliśmy na jakąś rozmowę, ale zawsze kończyło się na autorytarnych kazaniach. Kasia Granat też mówi otwarcie, że jest niewierząca. I mimo że czasem była wytykana palcami, na religię nie chodziła. – Teraz, z perspektywy czasu, myślę, że opłacało mi się buntować, kłócić o swoje racje – przekonuje. Ona, Karolina i Piotrek nie mają wątpliwości, że nauka religii w ich szkołach niewiele miała wspólnego z krzewieniem wiary. Cieszą się, że rządowe pomysły ich ominą. – Jeżeli już coś miałoby się stać obowiązkowe, to prędzej etyka niż religia. Bo tylko ta pierwsza daje możliwość wyboru – przekonuje Karolina. – A ocena z religii wliczana do średniej? Czysta głupota! Pomijając oczywiście fakt, że byłoby to wbrew konstytucji. Dla dobra ucznia? O to, by w szkołach w całym kraju ocena z religii była wliczana do średniej ze wszystkich przedmiotów, dopominał się głośno Jan Jarota z LPR. – Na pewno miałoby to dobry wpływ na przebieg katechezy w szkołach. A uczeń, któremu będzie zależało na celującej ocenie z religii, będzie się angażował w życie parafialne, pomagał innym, z tego byłoby wiele korzyści – wyliczał. Wtórował mu partyjny kolega, Wojciech Wierzejski: – Ani religia, ani etyka nie mogą być traktowane w szkołach gorzej niż inne przedmioty, bo na to nie zasługują. Cztery lata temu Ministerstwo Edukacji uznało, że do średniej ocen liczyć się będą wyłącznie przedmioty obowiązkowe. A skoro nie ma wśród nich religii, to i problemu być nie powinno. Jednak nowe władze w ministerstwie mają najwyraźniej inne podejście do tematu. – Nie wykluczam, że to się zmieni, bo apele w tej sprawie płyną z rozmaitych środowisk – mówił wiceminister edukacji, Jarosław Zieliński. – Osobiście jestem za wliczaniem oceny z religii do średniej. Uwzględnienie religii pociągnęłoby jednak konieczność włączenia do średniej wszystkich przedmiotów, które nie są obowiązkowe, ale są nauczane i stawia się z nich oceny. Także innych religii niż katolicka. Tymczasem w przeprowadzonym kilka miesięcy temu sondażu respondentom zadawano pytanie, gdzie powinny się odbywać lekcje religii. Ponad połowa pytanych między 15. a 30. rokiem życia uznała, że najlepsze do tego miejsce to szkoła. Ale aż 37% uważa, że religii powinno się nauczać w parafiach. Z badania wynika, że przeciwnikami szkolnej katechezy są częściej mieszkańcy większych miast, głównie powyżej 500 tys. mieszkańców. Na przykład 58% warszawiaków jest zdania, że religia powinna być wyłącznie w parafiach. Dr Mirosława Grabowska z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego komentowała na gorąco
Tagi:
Paulina Nowosielska