Oburzeni na kapitalizm – rozmowa z prof. Jerzym Kochanem

Oburzeni na kapitalizm – rozmowa z prof. Jerzym Kochanem

Tylko w Polsce nie dostrzega się ruchu społecznego protestu, bo neoliberalizm i klerykalizm podały tu sobie ręce. Bez kościelnego błogosławieństwa dziki polski kapitalizm by się nie utrzymał Rozmawia Krzysztof Pilawski Panie profesorze, czy oburzeni ruszą z posad bryłę kapitalistycznego świata? – Z pewnością! Zadowoleni albo obojętni rzadko kiedy coś ruszają… Oburzonych jest coraz więcej, a tych, którzy tkwią w przekonaniu, że świat jest już tak urządzony i nie ma alternatywy – coraz mniej. Nawet wieloletni miłośnicy i krzewiciele neoliberalnego szaleństwa uciekają od swoich poglądów. Jeremy Rifkin głosi koniec american dream i nadzieję widzi w Europie mającej socjaldemokratyczne zabarwienie. Amerykańscy miliarderzy żądają większych podatków dla bogaczy, prof. Joseph Stiglitz radykalnie zmienia poglądy, nawet Jeffrey Sachs, który dokonywał w Polsce tzw. reformy Balcerowicza, udziela wywiadów o strasznej niesprawiedliwości społecznej. Co inteligentniejsze gryzonie już uciekają z tonącego neoliberalnego okrętu. Lech Wałęsa oświadczył 19 października na łamach „Faktu”: „Od co najmniej 15 lat głoszę, że kapitalizm nie wytrzyma rozpoczętego stulecia. Banki wyszły poza swoją tradycyjną rolę. Dziś źle działają. Bankierzy biorą wielkie pieniądze, a co gorsza nikt nie kontroluje, ile tych pieniędzy biorą i dlaczego. Kapitaliści zwalniają ludzi. To nie ma szans na przetrwanie”. – No właśnie! A przecież to on, jako przewodniczący „Solidarności”, zapewnił osłonę tzw. terapii szokowej. Już tylko najtwardsi polscy neoliberałowie, jak prof. Leszek Balcerowicz, udają, że nic się nie stało, i opowiadają bajki o samoregulującym się rynku, deregulacji i cięciach budżetowych. Gdy stacje telewizyjne całego świata informowały o bilionowych interwencjach rządu USA w celu uratowania prywatnych banków, głosili ulubione hasło: „Jak najmniej państwa!”. W czasie gdy Unia Europejska pod wodzą Angeli Merkel organizuje pomoc, by uchronić Grecję przed bankructwem, chwalą samoregulujący się rzekomo rynek. 15 października oburzeni zorganizowali niemal tysiąc protestów w 82 państwach. Czy to zapowiedź powstania Międzynarodówki Oburzonych i hasła „Oburzeni wszystkich krajów, łączcie się!”? – Oburzeni zmienią świat, choć nie jestem pewien, czy dokonają tego akurat ci oburzeni. Wciąż nie wyczerpały się możliwości związków zawodowych i tradycyjnych partii. Doceniam jednak fakt, że to oburzeni zorganizowali protest polityczny pod wspólnymi hasłami o wymiarze globalnym. I to protest odrzucający system kapitalistyczny jako ten, który generuje biedę, nierówności społeczne, wojny, rosnącą przepaść między bardzo nieliczną, nieprawdopodobnie bogatą burżuazją a powiększającą się kosztem klasy średniej spauperyzowaną większością. Nie przypadkiem na transparentach pojawia się zestawienie: my – 99% biedniejącego społeczeństwa, oni – 1% krezusów. Coś mi to przypomina: „Nasza epoka, epoka burżuazji, wyróżnia się jednakże tym, że uprościła przeciwieństwa klasowe. Całe społeczeństwo rozszczepia się coraz bardziej i bardziej na dwa wielkie wrogie obozy, na dwie wielkie, wręcz przeciwstawne sobie klasy: burżuazję i proletariat”. – Prawda, jak dobrze się czyta teraz „Manifest komunistyczny”? Mogę czytać dalej: „Potrzeba coraz szerszego zbytu dla swych produktów gna burżuazję po całej kuli ziemskiej. (…) Przez eksploatację rynku światowego burżuazja nadała produkcji i spożyciu wszystkich krajów charakter kosmopolityczny”. Wypisz wymaluj globalizacja i jej produkt uboczny – oburzeni. – Rzeczywiście, oburzeni to przejaw dynamicznie rozwijającej się globalnej (światowej) opinii publicznej, która uzyskuje głos w sprawach publicznych także w formie organizowania manifestacji i protestów na ulicach. Wolność w sieci pozwalająca na krytykę systemu na stronach i forach internetowych już nie wystarcza i przeradza się w organizowane za pomocą nowych mediów zsynchronizowane manifestacje uliczne. Dla wszystkich, którzy kpią z niedoskonałości tego ruchu, mam złą wiadomość: to dopiero początek! Rządzący już się boją tego ruchu, chcą cenzurować internet. W przeddzień protestu oburzonych „Gazeta Wyborcza” napisała w tytule na pierwszej stronie: „Służby zajrzą wam w komputer”, a pod spodem umieściła taki tekst: „Kontrolowanie każdego e-maila, dokumentu czy zdjęcia przesyłanego w sieci, blokowanie stron internetowych. Takie – nieprzewidziane w prawie – możliwości kontrolowania internetu dostaną służby specjalne”. Po co? By tropić pornografów i pedofilów, nielegalnych hazardzistów i handlarzy? Nie, władze boją się potęgi nowych narzędzi, które mogą być użyte przeciwko tym, którzy je stworzyli, narzędzi łamiących monopol neoliberalnego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 43/2011

Kategorie: Wywiady