Akademia Dyplomatyczna kształci przyszłą elitę polskiej służby zagranicznej Łączy ich to, że są oczkiem w głowie ministra Cimoszewicza. To pierwsi absolwenci Akademii Dyplomatycznej działającej przy MSZ. Teraz są na półmetku aplikacji dyplomatyczno-konsularnej MSZ. Młodzi, ambitni, świetnie wykształceni, znajdą po kilka języków. Swoją przyszłość wiążą ze służbą zagraniczną. Na początku lipca skończyli dziewięciomiesięczne szkolenie w akademii. Przed nimi staż w centrali i półroczny pobyt na placówkach za granicą, i… Dyplomata na luzie Tegoroczni absolwenci akademii są najlepszym dowodem na to, że pracownikiem MSZ można zostać nie tylko dzięki rodzicom dyplomatom. Pochodzą z Warszawy, ale także z mniejszych miejscowości: Krynicy, Puław, Kędzierzyna-Koźla i Aleksandrowa Kujawskiego. Zakuci na co dzień w pancerze oficjalnych garsonek i garniturów, z teczkami pod pachą, są zwykłymi młodymi ludźmi. Grają w koszykówkę i piłkę nożną, chodzą na piwo, organizują imprezy i wyjazdy. Mają swoje zainteresowania. Nina Musiał była obserwatorem w Kosowie i Bośni, w Hiszpanii wygrała konkurs literacki dla cudzoziemców na opowiadanie. Wędruje po górach, we Francji zdobyła Mount Blanc. Anna Warmińska uwielbia literaturę piękną i poezję, często chodzi do kina i do teatru. Ostatnio zapisała się na kurs rysunku. Tomasz Szeratics startuje w maratonach, namiętnie grywa w brydża. Dominik Smyrgała występował w uniwersyteckim zespole pieśni i tańca, pracował na obozach językowych jako wychowawca, wygrał konkurs Francuskiego Stowarzyszenia Schronisk Młodzieżowych na projekt podróży po swoim kraju. Podczas egzaminu wstępnego do akademii powiedział komisji, że w wyborze życiowej drogi pomógł mu sentyment dla kraju. Dziś przyznaje, że były też inne, równie ważne powody. – Do MSZ trafiłem trochę przez przypadek. Tak naprawdę próbowałem znaleźć pracę w Hiszpanii. Byłem zakochany w dziewczynie, która tam studiuje – opowiada. – Ale nasze drogi się rozeszły. Jedną z pierwszych rzeczy, jaką zrobiłem po powrocie do Polski, było wejście na stronę internetową resortu. Stało się to 22 czerwca, a na stronie było napisane, że aplikacje można składać do 15 czerwca. Zadzwoniłem i okazało się, że termin przedłużono. Potem przeszedłem przez egzaminy. Pierwsze sito Włodzimierz Cimoszewicz, jeszcze zanim został ministrem spraw zagranicznych, mówił o potrzebie stworzenia takiej instytucji. Osiągnął swój cel. We wrześniu 2002 r. do konkursu na aplikację dyplomatyczno-konsularną stanęło 500 kandydatów. Przejście przez egzaminacyjne sito Akademii Dyplomatycznej to nie lada wyczyn. Na starcie kandydaci mieli obowiązek wykazać się bardzo dobrą znajomością dwóch języków obcych. Potem zaserwowano im sprawdzian merytoryczny. Musieli rozwiązać test z wiedzy współczesnej składający się z 60 pytań dotyczących historii Polski i historii powszechnej, głównych kierunków polskiej polityki zagranicznej, aktualnych problemów politycznych, gospodarczych i społecznych. Praca pisemna obejmowała dwa zadania: napisanie notatki analitycznej na podstawie materiału w języku obcym oraz sporządzenie notatki prasowej. Test psychologiczny zbadał ich odporność na stres, umiejętność pracy w zespole. Końcowym etapem był egzamin ustny. Kandydatów bombardowano seriami pytań, sprawdzając umiejętności dyskusji i logicznego myślenia. Pytano m.in. o to, jak wygląda sieć polskich placówek dyplomatycznych w Afryce, jakie nowe placówki otwarto ostatnio, co było przyczyną popsucia wizerunku Polski w Afryce Południowej na początku lat 90., o działalność organizacji pozarządowych w strukturach międzynarodowych. Niewielu kandydatów poradziło sobie z postępowaniem kwalifikacyjnym. MSZ przygotowało 47 miejsc. Jednak przyjęto zaledwie 34 chętnych, bo pozostali nie spełniali wyznaczonych przez resort kryteriów. – Egzamin pisemny w dużej mierze był egzaminem z całego życia, wiedzy zdobywanej latami. To nie jest sprawdzian, do którego można się przygotować w ciągu roku. Pytania z historii Polski czy spraw międzynarodowych były bardzo szczegółowe, dlatego nie wierzę, że z tego typu egzaminu można uzyskać maksymalny wynik – uważa Dominik Smyrgała. – Zawsze będzie tak, że ktoś czegoś nie będzie wiedział. Pamiętam jedno z pytań. Chodziło o to, jaką funkcję w rządzie carskim sprawował książę Adam Jerzy Czartoryski. Był ministrem spraw zagranicznych. Ale wiedziałem to wyłącznie dlatego, że chodziłem do liceum, którego był patronem. – Po studiach ekonomicznych test nie był dla mnie tak prosty jak dla absolwentów stosunków międzynarodowych, którzy mówili, że był banalny – nie ukrywa Anna Warmińska. – Ale wiedziałam, że chcę to robić. Nawet studia wybrałam pod kątem
Tagi:
Idalia Mirecka