Od roku 1989 atak na Polskę Ludową pełni funkcję legitymizowania istniejącego ładu społeczno-ekonomicznego 24 sierpnia 1989 r. w swoim sejmowym exposé Tadeusz Mazowiecki ogłosił: „Przeszłość odkreślamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego stanu załamania”. Wbrew dominującej wykładni tych słów polityka „grubej linii” (zmienionej potem na grubą kreskę) nie musiała się wiązać z niechęcią wobec dekomunizacji czy akceptacją funkcjonowania środowisk postkomunistycznych w polskiej polityce oraz gospodarce. Jej konsekwencje były znacznie poważniejsze od partykularnych rozliczeń. Gruba kreska oznaczała bowiem wyparcie Polski Ludowej z debaty publicznej i wywołanie poczucia winy u wszystkich osób i podmiotów politycznych, które chciałyby jej bronić. Od 1989 r. PRL stanowi wielkie tabu, przywoływane w bieżącej polityce jedynie jako negatywny punkt odniesienia. W ten sposób atak na PRL pełni funkcję legitymizowania istniejącego ładu społeczno-ekonomicznego i zarazem blokowania wszelkich debat na temat przemian ustrojowych. Na rzetelną dyskusję o Polsce Ludowej nie ma miejsca. Demony komunizmu Wprowadzając neoliberalne i konserwatywne rozwiązania, prawicowe władze często straszą „totalitarną” PRL. W związku z tym nieliczni obrońcy rozbudowanego sektora publicznego albo rozdziału Kościoła i państwa są przedstawiani jako apologeci stalinizmu, autorytaryzmu i cenzury. Tak określona polityka historyczna w punkcie wyjścia zamyka dyskusję nad wieloma podstawowymi kwestiami ustrojowymi, bardzo wąsko definiując dopuszczalne ramy dyskusji. Co istotniejsze, postkomunistyczna lewica przyjęła narzuconą przez rząd Mazowieckiego niepisaną ugodę. My wam przebaczamy, a wy uwewnętrzniacie poczucie winy za grzechy przeszłości i rezygnujecie z większości postulatów socjalistycznych. Stosunek do Polski Ludowej wciąż jest jednym z głównych kryteriów oddzielających lewicę od prawicy, a lustracja czy dekomunizacja nadal stanowią żywe tematy poruszane w debatach parlamentarnych i w mediach. Zdemonizowany obraz PRL przyjęły prawie wszystkie siły polityczne. Środowiska PiS przedstawiają PRL jako krainę totalitarnego zła. Kręgi Partii Demokratycznej i znacznej części PO (ale też Zielonych 2004 czy „Krytyki Politycznej”) jako czas regresu cywilizacyjnego i kulturalnego, o którym należy zapomnieć, ewentualnie honorując czołowych bohaterów demokratycznej opozycji. Wreszcie dla byłych członków PZPR, ale też większości dzisiejszych młodych przywódców SLD, PRL to wina, z której trzeba się wyspowiadać i za którą trzeba zapłacić. Drogę odkupienia wskazał już Mazowiecki: rozliczcie się sami z komunistycznej przeszłości, zrezygnujcie z obrony wysokich, powszechnych świadczeń finansowanych przez państwo, z postulatów konsekwentnie świeckiego państwa czy z prawa kobiet do aborcji. My wam wybaczymy grzechy przeszłości, a kiedyś może uznamy was za partnerów do dyskusji. Na razie możecie aspirować do roli pełnoprawnych uczestników demokracji. Niestety środowiska postkomunistyczne przystały na ten układ, a po 20 latach transformacji debata publiczna tak daleko skręciła na prawo, że dzisiaj program parlamentarnej lewicy nie wykracza poza postulaty lewego skrzydła neoliberalnej Platformy Obywatelskiej. Socjalizm nie, wypaczenia tak Straszak PRL najbardziej jest widoczny w debacie na temat ustroju gospodarczego Polski. Zgodnie z panującą retoryką wszelkie osiągnięcia społeczno-ekonomiczne PRL przedstawiane są w jednoznacznie negatywnym świetle. Obronę rozwiązań socjalnych obecnych w Polsce Ludowej uznaje się za przejaw „sowieckiej mentalności”. Poprzez krytykę PRL uzasadnia się rozwarstwienie społeczne, bezrobocie strukturalne czy utrzymywanie płacy minimalnej na niskim poziomie. Krytyce Polski Ludowej towarzyszy zatem przedstawianie patologii społecznych jako prawidłowości rozwoju. Transformacja jest postrzegana jako bezalternatywna, a w dyskursie głównego nurtu nie ma zgody na inspiracje Polską Ludową ani jakiekolwiek nawiązywanie do tradycji socjalistycznych. Co gorsza, nawet umiarkowanie socjaldemokratyczne rozwiązania społeczno-ekonomiczne, które funkcjonują w większości krajów zachodnich, w Polsce są prezentowane jako komunistyczne i radykalne. Wszelkie pomysły na zwiększenie roli państwa czy stopnia redystrybucji albo wprowadzenie wysokich, powszechnych świadczeń w polityce społecznej natychmiast są zbijane straszakiem socjalizmu. Dlatego nawet środowiska SLD od wielu lat nie proponują socjaldemokratycznych rozwiązań gospodarczych, ograniczając się do postulatów niewielkiej pomocy dla najuboższych (co stanowi podstawę liberalnej polityki społecznej). W konsekwencji wydatki na zabezpieczenia społeczne w stosunku do PKB Polska ma o 7 pkt proc. niższe od średniej unijnej, poziom opodatkowania jest o 5 pkt proc. niższy, a stopień uzwiązkowienia należy do najniższych w Europie. Mimo to wielu polityków głównego nurtu narzeka na zbyt rozbudowany fiskalizm i roszczeniowe
Tagi:
Piotr Szumlewicz