Ryszard Bugajski nie żyje – jakby mnie zmroził nagły podmuch wiatru. Byliśmy blisko już na początku lat 70. Ta śmierć nadal szuka sobie we mnie miejsca i nie może go znaleźć. Przez ostatnie lata gniewał się na mnie o jakieś głupstwo, a ja gniewałem się na niego, że się gniewa o takie głupstwo, ale ponad rok temu spotkaliśmy się przypadkiem na dworcu w Poznaniu, usiedliśmy na kawie i wszystko poszło w niepamięć. Zdawało mi się wtedy, że jakby zmalał, zmarniał. Pomyślałem, że może być chory. Rozmawialiśmy o jego ostatnim filmie, o latach 50., o Julii Brystigerowej – nakręcił o niej „Zaćmę”, to będzie ten jego ostatni film. Od roku chciałem do niego zadzwonić, nie zrobiłem tego i nigdy już nie zrobię. Śpieszmy się dzwonić do ludzi. Przypominają mi się teraz migawki z Ryszardem, człowieka pamiętamy w scenach jakby nakręconych kamerą. Przechowujemy je w magazynie wspomnień, gdzie bałagan, mylą się daty i szczegóły. W małej sali na Chełmskiej nielegalny pokaz filmu, jeszcze przed kolaudacją. Siedzę obok Ani Romantowskiej, która grała w tym filmie więźniarkę, patrzę, a ona płacze. Na „swoim” filmie. A film poszedł na półkę, miał zakaz pokazywania do roku 1989. Nowy Jork, ze słynnym dziennikarzem Lawrence’em Weschlerem jadę na lotnisko, witamy Ryszarda już jako emigranta. Mówi: „Jak się cieszę, że zostawiłem za sobą ten staw zarosły rzęsą”. Trochę mi przykro, ja będę wracał do tego stawu, by nadal walczyć z rzęsą. On szczęśliwy, pewien, że zrobi tu karierę jako reżyser. Wkrótce potem jesteśmy na Coney Island u Kalabińskich. Dziennikarz opowiada straszne rzeczy o Stanach, Ryś trochę spłoszony. Wiele lat później jest u mnie w Sztokholmie, w Szwedzkim Instytucie Filmowym oglądamy jego kanadyjski film. Potem Ryszard wraca do już wolnej Polski, co jest dla niego porażką, zawiódł się na Stanach i na Kanadzie. Kalabiński miał więc rację. Chodzimy po Polu Mokotowskim, rozmawiamy o naszej wolności, która bywa gorzka. Wiele lat wcześniej w Zespole Filmowym X, to lata 70., podpisuję umowę na scenariusz, który piszę dla niego. Natłok obrazów bez dat, miesza się czas. Ryszard był trudny, trochę hipopotam, trochę arogancki, nawet pyszny, ale lubiłem go za talent i inteligencję. W czasie poznańskiego spotkania niespodzianie był miękki, ciepły, uderzyło mnie to. A była to pewnie śmierć, która może przeformatować człowieka. • W tym samym dniu dwójka bliskich mi ludzi rezygnuje demonstracyjnie z pracy i pisze oświadczenia. To ukazuje skalę tego, jak PiS pacyfikuje Polskę. Eliza Michalik pracowała dla Superstacji, miała tam trzy programy, ostra, a zarazem kulturalna publicystka. Czasami zapraszała mnie do swojego programu. Przez lata co tydzień w tej stacji występowałem w „Krzywym zwierciadle” u Kuby Wątłego. Ostry program polityczny. Kuba podgolony, w tatuażach, myślący szybko, czasami za szybko. Superstacja nigdy nie była zbyt profesjonalna, ale jej siłą była właśnie polityka. Przed laty stację kupił Solorz. I sam stał się obiektem czujnej uwagi PiS. To w miniaturze czujność Putina wobec oligarchów. Podobno więc ściągnęli Solorzowi na kark rewizorów, dostawał wielomilionowe kary. I, jak się zdaje, obiecał, że Polsat będzie łagodnie traktował PiS. Tak się stało. Teraz przyszedł czas na Superstację. Jest więc nakaz: żadnej polityki. I tak dobrze, mogliby nakazać kopiowanie telewizji publicznej. Eliza od razu podała się do dymisji i napisała oświadczenie: „Żegnając się z rolą publicystki Superstacji, chcę jeszcze raz powtórzyć to, o czym mówiłam wiele razy w moich programach: wolność słowa, nieskrępowana możliwość wyrażania własnych opinii, także, a nawet przede wszystkim, krytycznych wobec rządu, jest tlenem i krwiobiegiem demokracji, a jej ograniczanie groźnym zwiastunem ograniczania praw obywatelskich. Nie ma wolnego, zdrowego społeczeństwa bez możliwości mówienia, co się myśli, bez oglądania się na cenzurę. (…) Propaganda, nienawiść i podziały społeczne stają się nie do zniesienia i sprawiają, że wszyscy czujemy się jak na wojnie”. Bliski mi aktor Jacek Bończyk ustępuje z funkcji dyrektora artystycznego Teatru Rozrywki w Chorzowie. Zwolniono dyrektorkę tej placówki z powodów politycznych. Jacek pisze: „Odbieram to jako bezprecedensowy zamach na wolność twórczą w teatrze i w naszym kraju”. I pomyśleć, że to wszystko zaledwie wierzchołek góry lodowej. Wymiana kadr