Odejście cichego bitelsa

Odejście cichego bitelsa

George Harrison wolał być wielkim artystą, niż uwielbianym przez tłumy gwiazdorem Ta śmierć zaszokowała nie tylko fanów muzyki. W Liverpoolu flagi opuszczono do połowy masztu. George Harrison, najmłodszy ze słynnych Beatlesów, przegrał walkę z rakiem. Miał 58 lat. Umarł dziesięć dni przed 21. rocznicą śmierci kolegi z zespołu, Johna Lennona, który zginął w Nowym Jorku od kuli szaleńca. Żyje już tylko dwóch beatlesów – Paul McCartney i Ringo Starr. George odszedł w domu serdecznych przyjaciół, mając u boku syna Dhaniego i żonę Olivię. „Umierał z tą jedną myślą – kochajcie siebie nawzajem”, powiedział długoletni przyjaciel Harrisonów, Gavin De Becker. „Rozstał się z tym światem tak, jak żył, wierząc w Boga, bez lęku przed śmiercią, w pokoju”, głosi oświadczenie rodziny. Paul McCartney nawet nie próbował ukrywać rozpaczy: „Jestem zdruzgotany i bardzo, bardzo smutny. Wiedziałem, że od dłuższego czasu chorował. George był kochanym facetem, bardzo dzielnym człowiekiem i miał wspaniałe poczucie humoru. Był moim małym bratem”. Premier Tony Blair wyraził głęboki żal z powodu śmierci znakomitego gitarzysty, wokalisty i kompozytora: „Moje pokolenie wyrosło z muzyką The Beatles”. George Harrison urodził się w 1943 r. w Liverpoolu. Jego ojciec był konduktorem autobusu. W wieku 13 lat George zaprzyjaźnił się ze McCartneyem i zaczął wielką przygodę z gitarą. To on uczył młodego Lennona gry na tym instrumencie: „John nie wiedział nawet, jak należy gitarę trzymać”… Chłopcy z Liverpoolu wspólnie założyli zespół rockowy, nie przeczuwając, że rozpoczynają bajeczną karierę, że beatlemania wstrząśnie światem. George był w zespole najlepszym technicznie muzykiem – jako gitarzysta do dziś nie ma sobie równych, może z wyjątkiem Erica Claptona. A jednak Harrison, gitarzysta prowadzący zespołu, pozostał w cieniu genialnego duetu Lennon McCartney, który stworzył największe przeboje zespołu. Niemniej także George stał się autorem hitów: „If I Needed Someone”, „Taxman”, „Here Comes The Sun” czy ballady „Something”. Ogółem skomponował dla zespołu 22 utwory. Wykorzystywał motywy muzyki hinduskiej, najbardziej widoczne w niezapomnianej „Within You, Without You”, kiedy grał na sitarze. Był zapewne największym myślicielem spośród beatlesów. To on zachęcił przyjaciół z zespołu do zainteresowania się filozofią hinduską. Gwiazdorzy z Liverpoolu przybyli więc do Indii, by u podnóża Himalajów słuchać nauk guru Maharishi Mahesh Yogiego. Dla Johna, Paula i Ringo był to tylko przelotny flirt, ale George trwale przejął się słowami guru i stał się wyznawcą hinduizmu. W zespole znany był jako spokojny i nieśmiały, trzymający się nieco na uboczu, jakby zaszokowany sławą. Zdaniem krytyków, George jako jedyny z czwórki wolał być perfekcyjnym artystą, niż uwielbianym przez tłumy gwiazdorem. Dziewczęta jednak kochały go, mówiąc: „Lennon jest za arogancki, a McCartney za miękki. Ringo to szajbus, jak każdy perkusista, ale George naprawdę ma klasę”. W końcu gitarzysta poczuł się zmęczony ciągłymi pytaniami: „Jak się czujesz w obliczu wielkości Johna i Paula?”. Zapragnął sukcesów na własny rachunek. Jako pierwszy z The Beatles nagrał solowy album. Podczas kręcenia filmu „Let It Be” przed kamerami otwarcie kłócił się z McCartneyem. Nie rozpaczał zbytnio, gdy w 1970 r. zespół rozpadł się. W autobiografii „I My Mine”, wspominał: „Nie ma wątpliwości, że The Beatles byli skazani. Człowiek potrzebuje własnej przestrzeni, ale my nie mieliśmy żadnej. Byliśmy jak te małpy w zoo”. Jeszcze w 1970 r. gitarzysta wydał solowy album „All Things Must Pass”, znakomity, ale składający się aż z trzech płyt, co z komercyjnego punktu widzenia było zabójcze. Kolejne albumy nie powtórzyły sukcesu. George szukał spełnienia w działalności charytatywnej, urządził koncert dobroczynny na rzecz Kambodży. Próbował sił jako producent filmów. Sfinansował m.in. „Życie Briana” Monthy Pythona i tylko dlatego film nakręcono – inni producenci wycofali swe poparcie, nie chcąc mieć nic wspólnego z parodią życia Jezusa. Gwałtowna śmierć Lennona wstrząsnęła muzykiem. George stopniowo wycofywał się z wielkiego świata, szukał samotności i w końcu nazwano go Howardem Hughesem rocka (Hughes to słynny amerykański milioner, bohater romansów, który pod koniec życia wybrał niemal całkowitą samotność). W autobiografii George napisał: „Jestem prostym człowiekiem. Nie chcę

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 49/2001

Kategorie: Sylwetki