Odplamiacze Sierpnia

Odplamiacze Sierpnia

Smutnym symbolem obchodów 30-lecia „Solidarności” była informacja, że ekipie Śniadka, z wielkim co prawda trudem, ale jednak udało się uratować historyczną salę BHP w Stoczni Gdańskiej. Tę samą, w której w 1980 r. toczyły się negocjacje Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego z władzą i gdzie podpisano Porozumienie Gdańskie. I pomyśleć, że po tylu latach wielkim wydarzeniem i sukcesem związku jest to, że z całej prawie stoczni, ba, z prawie całego przemysłu stoczniowego uratowano jedną, choć historyczną salę. Tylko ona będzie przypominała o wydarzeniach, które mimo upływu czasu ciągle obrastają nowymi mitami. Czarnymi, bo im dalej od Sierpnia, tym bardziej ówczesna władza opisywana jest jako zbrodniczy reżim, z którym kolaborowali niektórzy przywódcy strajków i doradcy z Wałęsą na czele. I białymi, bo o miejsce w encyklopediach walczą ci, którzy uważają, że zostali niedocenieni. Piszą więc historię Sierpnia od nowa. Najczęściej robią to bardzo brutalnie, jak ostatnio Jarosław Kaczyński eksponujący nieznane dotąd zasługi swojego brata. Odplamiacze mogą liczyć na aplauz aparatu związkowego dzisiejszej „Solidarności”. Organizacji, która nie dość, że jest pisowską karykaturą tej z 1980 r., to jeszcze z wielkimi kompleksami wobec swojej historycznej poprzedniczki. Mimo że tych organizacji nic nie łączy, to dzisiejsza „Solidarność” za wszelką cenę chce być spadkobierczynią tamtej i nieść jej sztandary. Warto pamiętać, że nie stanęły wówczas naprzeciw siebie jednorodne hufce. Nie było tak, że z jednej strony stali aniołowie robotnicy, a z drugiej diabelska władza. Świat podobnie jak dziś był dużo bardziej złożony. Ludzkie wady i ambicje, pęd do kariery i skłonność do przedkładania prywaty nad dobro wspólne nie były wcale mniejsze niż dziś. Aż kipiało wówczas od ambicji i sporów. I kipi do dziś. „Solidarność” powstała przede wszystkim z niezgody na ówczesną sytuację ekonomiczną i stosunki pracy. Robotnicy chcieli realnego wpływu na swoje zakłady pracy i gospodarkę państwa. Większość z 21 postulatów miała taki charakter. Strajkujący chcieli lepszego, bardziej wydajnego socjalizmu, egalitaryzmu i godności w stosunkach z władzą. Były to klasycznie lewicowe żądania. Wiemy, co się z nimi stało. Czy można się dziwić, że robotnicy, którzy nadstawiali głowy za tamte postulaty, nie mają zaufania do jakichkolwiek związków zawodowych? Obecna słabość związków zawodowych ma korzenie w tym, że nie tylko nie potrafiły w nowym ustroju obronić pracowników, ale ponoszą w ich ocenie odpowiedzialność za obecny kształt państwa i jego ustrój. Ta odpowiedzialność bierze się przecież z tego, że dzisiejsze elity państwowe mają korzenie w „Solidarności”. O czym pamiętają, niestety, tylko przy okazji wyborów. I przy okazji kolejnych rocznic. A wtedy na chwilę naprzeciwko siebie stają beneficjenci transformacji, podkreślający przede wszystkim znaczenie odzyskanej wolności i demokracji, i zgorzkniałe ofiary zmian, które dopominają się o pracę, odrobinę lepszą płacę i nieco godności w relacjach z rodzinnym czy zagranicznym kapitałem. Od razu widać, kto ma powody, by świętować. I ile znaczy wolność bez pracy albo z byle jaką pracą i płacą niespinającą skromnych wydatków. Czy tak sobie robotnicy wyobrażali w sierpniu w 1980 r. swoją wymarzoną Polskę? Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 36/2010

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański