Ponad 10 mln zł dla byłych ministrów i parlamentarzystów Państwowa administracja przez ostatnie cztery lata przybrała imponujące rozmiary. Ministrowie obrośli w doradców, a ministerstwa w agencje, urzędy centralne i fundusze. W rządzie Jerzego Buzka jest 80 podsekretarzy stanu i 18 pełnomocników „do spraw”. Nowa ekipa zapowiada redukcję urzędniczych etatów i likwidację podmiotów, które dublują zadania ministerstw, ok. 20 agencji rządowych. Łącznie działa ok. 60 urzędów centralnych i agencji, z których większość ma również oddziały terenowe w całej Polsce. Uporządkowanie tych spraw nie będzie łatwe, będzie za to słono kosztować. „Erka” do wymiany Najwyżsi urzędnicy państwowi, tzw. erka, to nie tylko prezydent, premier i członkowie rządu. To także marszałkowie i wicemarszałkowie Sejmu i Senatu, prezes i wiceprezesi NIK, prezes Trybunału Konstytucyjnego, pierwszy prezes Sądu Najwyższego, rzecznik praw obywatelskich, prezes IPN, przewodniczący KRRiTV, rzecznik praw dziecka, generalny inspektor ochrony danych osobowych, kierownicy urzędów centralnych, a w końcu wojewodowie i wicewojewodowie. Część z tych stanowisk jest kadencyjna i nie zmienia się wraz ze zmianą rządu. Pensje wysokich urzędników państwowych składają się z podstawowego wynagrodzenia, dodatku funkcyjnego i premii kwartalnej. Zatem urzędnicze dochody są wyższe niż kwota na tzw. pasku. Nagroda kwartalna wypłacana jest z funduszu uznaniowego premiera. W ubiegłym roku wyniósł on ponad 2,5 mln zł, w tym prawie 3 mln. Obecne przepisy dają odchodzącym ze stanowiska urzędnikom państwowym prawo do trzymiesięcznej odprawy. Dla przykładu – miesięczne wynagrodzenie premiera wynosi ok. 15 tys. zł brutto, podobnie marszałka i wicemarszałków Sejmu, minister zarabia 11 tys. W rządzie zasiada 80 podsekretarzy stanu lub urzędników w randze podsekretarza stanu. SLD chce zmniejszyć tę liczbę o połowę. Przez cztery lata wzrosła do 18 liczba pełnomocników rządu. Zdaniem nowej ekipy, wystarczy czterech. Po reformie centrum rządu wprowadzono gabinety polityczne, w związku z tym szefowie resortów mają możliwość zatrudniania doradców – maksimum trzy osoby – i asystentów politycznych. W Ministerstwie Rolnictwa gabinet polityczny liczy 12 osób, doradcy polityczni potrzebni są nawet w Ministerstwie Ochrony Środowiska i Ministerstwie Zdrowia. Większość doradców politycznych zatrudniona jest na umowę-zlecenie, więc wraz z odejściem ze stanowiska nie przysługuje im odprawa. Odprawy dla członków rządzącej ekipy wyniosą więc ok. 3 mln zł. W każdym ministerstwie w randze sekretarza i podsekretarza stanu zatrudnionych jest od trzech do dziesięciu (!) osób. Tylko w ciągu ostatnich trzech lat tej kadencji wymiany wysokich urzędników państwowych w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów kosztowały budżet ponad pół miliona złotych. Z budżetu państwa w 2000 r. na administrację państwową wydano ponad 6,5 mld zł. Dla porównania: w 1997 r. – ponad 4,9 mld zł, w 1998 – 5,7 mld zł, a w 1999 – 5,9 mld zł. Przykład idzie z góry? Poseł zawodowy zarabia ok. 11 tys. zł brutto (z dietą). Każdy, kto ubiegał się o mandat ponownie, ale nie został wybrany na następną kadencję, powinien więc otrzymać trzymiesięczną odprawę w wysokości ok. 24 tys. zł (licząc od wynagrodzenia podstawowego ponad 9 tys. zł brutto). Już wiadomo, że odprawy przysługują 278 z 460 posłów III kadencji oraz 42 ze 100 senatorów. Budżet będzie musiał więc wyłożyć jakieś 7,7 mln zł. Wobec katastrofalnej sytuacji finansów publicznych i zapowiedzi zaciskania pasa pojawiły się głosy, że może członkowie rządu, wysocy urzędnicy państwowi i parlamentarzyści powinni dobrowolnie zrzec się przysługujących im trzymiesięcznych odpraw. Budżet zaoszczędziłby w ten sposób minimum 10 mln zł. Jarosław Bauc, jeszcze jako urzędujący minister finansów, mówił, że nie tędy droga, bo to nie uratuje budżetu. Może i nie uratuje, ale jak mówi przysłowie, „Ziarnko do ziarnka…” – Uważam, że takie spektakularne gesty ze strony polityków byłyby bardzo pożądane – uważa prof. Witold Kieżun, specjalista ONZ do spraw organizacji, który krytykował rozrost administracji publicznej w Polsce i nazwał to gigantomanią. – Społeczeństwo negatywnie ocenia większą część elity politycznej i piętnuje ją za zachłanność. Osobisty aparat premiera jest za duży, a koszty jego utrzymania za wysokie. Na świecie uposażenia w administracji publicznej
Tagi:
Magdalena Fudala