Odra nie do wytępienia

Odra nie do wytępienia

Niemcy dyskutują o obowiązku szczepień. Wszystko przez spiętrzenie przypadków odry na początku roku Na pierwszy rzut oka nic nie wskazuje na to, że w gabinecie lekarskim Dorothei Heckl zapanował popłoch. Pastelowe ściany w poczekalni, ładne meble i kojąca muzyka każą zapomnieć o niepokoju, który ogarnął czekających tu rodziców. Od października 2014 r. zarejestrowano w Berlinie ponad 700 przypadków odry, większość w zamieszkanych przez młode rodziny dzielnicach Prenzlauer Berg i Friedrichshain. Odkąd Związek Niemieckich Pediatrów zalecił rodzicom, by do czasu opadnięcia fali zachorowań nieszczepione niemowlęta pozostawały w domu, telefon komórkowy Dorothei nie przestaje dzwonić. – Rodzice mają do mnie pretensje, że odradzałam szczepienia – przyznaje kobieta. W połowie lutego, gdy w Berlinie w klinice Charité zmarło na odrę półtoraroczne dziecko, nad stolicą Niemiec zawisło widmo epidemii. Niekonwencjonalne metody Dorothea Heckl jest tzw. uzdrowicielką (Heilpraktikerin), leczącą na ogół metodami niekonwencjonalnymi. Doskonale wpisuje się to w pejzaż słynącego z wolnego stylu życia Prenzlauer Berg. Przed zjednoczeniem Niemiec ta robotnicza dzielnica była jednym z najbardziej ożywionych zakątków Berlina Wschodniego. Wkrótce zaczęli tu osiadać artyści i studenci. Dziś tzw. PrenzlBerg to ciekawe kafejki i restauracje, przyciągające wielodzietne młode rodziny. Beztroscy przedsiębiorcy zakładają tu firmy i firemki, a w witrynach sklepowych widzi się drewniane zabawki, zdrową żywność i dziecięcą odzież z ekologicznych tkanin. Młodzi ojcowie uprawiają jogging, pchając wózki z pociechami, a mamy wegetarianki wymieniają się na jodze poradnikami o zdrowym odżywianiu. Prenzlauer Berg uchodzi jednak przede wszystkim za twierdzę krytyków szczepień. Gorliwą ich przeciwniczką jest również Dorothea Heckl, która dziś znalazła się w defensywie. Spiętrzenie przypadków odry, noszące znamiona zarazy, sprawiło, że wielu rodziców oddanych metodom uzdrowicielki teraz odwróciło się od niej. Ona sama nadal uważa, że szczepienie przeciw odrze jest szkodliwe i niepotrzebne. – Starsze dzieci są już wystarczająco odporne, ale nawet niemowlęta potrafią przejść odrę bez skutków zagrażających zdrowiu. Mleko matki uodparnia je na wszelkie wirusy – przekonuje. Mniej pewności mają rozwścieczeni rodzice, którzy teraz jak ognia unikają kontaktów z innymi dziećmi. Pojawiły się głosy, że przeciwnicy szczepień w sprawach medycznych są niezbyt biegli i zamknęli się w światku homeopatycznych „niedorzeczności”. – Po śmierci tego malucha coś się nieodwracalnie zmieniło – potwierdza Thorsten, który specjalnie wziął urlop, by zostać z czteroletnim (i zdrowym jeszcze) Nielsem w domu. Skrajne zaniedbania Fala odry przedostała się także do innych krajów związkowych, szczególnie do Saksonii i Bawarii. Komentując sytuację w Niemczech, epidemiolodzy ze Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) podkreślają, że podobna liczba zachorowań występuje bodaj jedynie w Azji i w Afryce czy w krajach, których struktury są słabe, a służba zdrowia nie funkcjonuje prawidłowo. – Tam ludzi po prostu nie stać na szczepienia, ale tu, w Niemczech? – dziwi się Irene Guggenthaler, lekarka z berlińskiej dzielnicy Tiergarten, po czym dodaje: – Jeśli w bogatych krajach dochodzi do takiego nasilenia wirusa, to tylko dlatego, że sami rodzice dopuścili się skrajnych zaniedbań. Są przekonani, że nie szczepiąc dzieci, dbają o ich zdrowie. W rzeczywistości narażają zdrowie nie tylko własnych pociech, ale też innych. Wielu rodziców mimo wszystko nadal obstaje przy swoim, twierdząc, że odra jest niegroźna. Hołdują zasadzie, że przejście choroby bez lekarstwa tylko wzmocni dziecięcy organizm. Wobec tego większość woli zostać w domu, niż zaszczepić dziecko. Trudo się oprzeć wrażeniu, że mamy do czynienia ze swoistym trendem. Co kuriozalne, osoby rezygnujące ze szczepionek to przeważnie ludzie wykształceni, zwykle otwarci na informacje. – Ciekawe, że rodzice bez wyższego wykształcenia są bardziej podatni na rzetelną wiedzę. W rezultacie ich dzieci mniej chorują – zastanawia się Andreas Mühmer, pediatra z berlińskiej dzielnicy Moabit. Sprawa funkcjonuje już w okreś­lonym kontekście politycznym, a jej rozwiązaniem byłaby ustawa zobowiązująca rodziców do szczepień. Minister zdrowia Hermann Gröhe dał do zrozumienia, że ma taki projekt w szufladzie. – Bagatelizowanie odry jest rażącą nieodpowiedzialnością. Jak ci rodzice mogą bez wyrzutów sumienia twierdzić, że państwo chce im narzucić obowiązek szczepień, podczas gdy oni sami uzurpują sobie prawo narażania zdrowia innych dzieci, nie mówiąc już o własnych – pieklił się polityk CDU na łamach stołecznego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2015, 2015

Kategorie: Świat