Odrobina wrażliwości

Z gadziej perspektywy Ofiarami zamachu czarnego 11 września, zamachu na USA, będą też Palestyńczycy. Telewizje na całym świecie pokazały radość palestyńskiej ulicy na wieść o uderzeniu w najwierniejszego sojusznika Izraela. Trudno powiedzieć, na ile owa radość była podkręcona przez operatorów telewizji, na ile autentyczna. Przejaw czarno-białego widzenia świata. Na terytoriach palestyńskich do dobrego tonu należy okazywanie niezłomności i nieprzejednania wobec Izraela i jego sojuszników. Wróg naszego wroga jest naszym sojusznikiem. Dla ludzi codziennie bombardowanych przez armię izraelską, codziennie bombardowanych informacjami o nowych ofiarach, zabici w dalekiej, bogatej Ameryce mają zupełnie inny wymiar. Oczywiście, nic nie usprawiedliwia radości ze śmierci tysięcy niewinnych ofiar. To nie był zamach na indywidualnego „tyrana”, na nieludzkiego cara czy jego urzędnika, jakich dokonywali np. XIX-wieczni narodowolcy, kierujący się idealistycznym pojmowaniem walki o dobro ludu. To lud pracujący w instytucjach mocarstwa stał się ofiarą ataku. To nie akt terroru, do jakiego byliśmy przyzwyczajeni, tylko nowy rodzaj prowadzenia wojny. Nic nie usprawiedliwia radości ze śmierci tysięcy niewinnych ofiar, ale podejrzewam, że po informacjach o ataku na USA było też sporo satysfakcji w Iraku, Libii, na Grenadzie i w Serbii. Sympatyzująca z Saddamem Husajnem kairska ulica też pewnie nie rwała włosów z głów na wieść o amerykańskiej tragedii. Stany Zjednoczone, nasz sojusznik, nie są mocarstwem lubianym w krajach zwanych kiedyś Trzecim Światem. Bogactwo Północy, potęga militarna, a przede wszystkim okresowe zbrojne interwencje nie wzbudzają sympatii biednych. Na terytoriach palestyńskich od roku, od czasu rajdu generała Szarona na najświętszy w Jerozolimie meczet, ten „na skale”, trwa wojna domowa. Do arabskiej Jerozolimy, do Betlejem już nie przyjeżdżają turyści. Zdychają sklepy i knajpki palestyńskie. Pracy dla młodych nie ma. Alternatywą dla nędzy i nudy ulicznej jest zadyma z izraelską policją i wojskiem, sławę i poważanie dla rodziny niesie samobójcza śmierć. Do tej pory były to samochody-pułapki. Teraz atakujący USA dowiedli, iż także z samolotów mogą uczynić sterowane pociski. Boję się, że za miesiąc, dwa, kiedy już pochowane zostaną ofiary ataku, z przekazu telewizyjnego pozostanie w pamięci głównie ten efektowny atak. I efektowna katastrofa, jakiej nie udało się – nawet za pomocą wyrafinowanego komputera – stworzyć najlepszym twórcom filmów akcji. Boję się, że obraz palestyńskiej ulicy triumfującej po ataku zafałszuje podłoże konfliktu. Służby specjalne, wojsko i policja izraelska dostaną moralne pozwolenie na rozprawę z „proterrorystycznymi” Palestyńczykami. I wykażą się. Załatwiając przede wszystkim swoje lokalne porachunki. W efekcie grono chętnych do zaszczytnej, sławnej, efektownej śmierci samobójczej wzrośnie. Werbownicy do takich komand nie opędzą się od ochotników na Bliskim Wschodzie. I nie tylko. Chętni mogą znaleźć się w Heracie albo Prisztinie. Protestujący niedawno w Genui antyglobaliści zostali przez policję wciągnięci w burdy uliczne. Byli kompromitowani przez „prowoków” ze specsłużb. Na konferencji w Durbanie bogata Północ zlekceważyła frustracje biedniejszej części świata. Gdyby bogaci ludzie z Północy, a zwłaszcza władcy, byli bardziej wrażliwi na nędzę peryferii naszego globu może mniej byłoby ludzi w służbie przemocy. Której w kwestiach moralnych nic nie usprawiedliwia. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 38/2001

Kategorie: Blog