Niedbalstwo FBI przedłużyło życie amerykańskiego terrorysty, który zabił 168 osób 16 maja miasto Terre Haute w stanie Indiana oczekiwało setek policjantów i agentów FBI. 1600 dziennikarzy zapowiedziało swe przybycie. Ekipy telewizyjne już rozstawiały kamery. Spodziewano się tłumów zwolenników i przeciwników kary śmierci. Tego dnia o godzinie 7.00 rano w miejscowym więzieniu miał bowiem zostać stracony zastrzykiem z trucizny Timothy James McVeigh, najsłynniejszy terrorysta Stanów Zjednoczonych. Makabryczny spektakl jednak się nie odbył. Na pięć dni przed egzekucją FBI przyznała, że na skutek niedopatrzenia ponad trzy tysiące stron dokumentów ze śledztwa nie zostało przekazanych adwokatom skazanego. Prokurator generalny USA, John Ashcroft, musiał wstrzymać egzekucję na 30 dni. W Stanach Zjednoczonych wybuchł największy w tym roku skandal. Politycy i społeczeństwo gromko oskarżają FBI o karygodne niedbalstwo. Skrót FBI tłumaczony jest jako “Biuro Ślepych Idiotów”. “FBI po raz kolejny dowiodło, że nie potrafi przeprowadzić najprostszej procedury prawnej”, irytował się członek Izby Reprezentantów, James Sensenbrenner. Szczególnie rozczarowane są rodziny ofiar terrorysty, które chciałyby, aby morderca jak najszybciej znalazł się na tamtym świecie. Skazany z pewnością nie uniknie swego losu. Egzekucja, zaplanowana obecnie na 11 czerwca, odbędzie się prędzej czy później. Jeśli jednak McVeigh wykorzysta szansę i wystąpi z wnioskiem o ponowne przeprowadzenie procesu lub złagodzenie wyroku, może przedłużyć życie nawet o kilka lat. Tyle trwają bowiem procedury sądowe. Nie wiadomo jednak, czy terrorysta na to się zdecyduje. Butny skazaniec nie wystosował przecież prośby o ułaskawienie. Sam papież w liście do George’a W. Busha prosił o darowanie McVeighowi życia, ale prezydent USA nie ma możliwości prawnych powstrzymania egzekucji, nawet, gdyby tego chciał. George W. Bush jest zresztą zwolennikiem kary ostatecznej i jako gubernator Teksasu nie oszczędził nawet skazanej na śmierć kobiety. Papieżowi odpowiedział wiceprezydent Dick Cheney: “Ułaskawienie byłoby pomyłką. Jeśli ktokolwiek zasługuje na egzekucję, to prawdopodobnie właśnie McVeigh”. 33-letni były żołnierz otrzymał najwyższy wymiar kary, dokonał bowiem największej masakry na amerykańskiej ziemi od czasu japońskiego ataku na Pearl Harbor w 1941 r. 19 kwietnia 1995 r. zaparkował żółtą ciężarówkę z trzytonową bombą, przemyślnie skonstruowaną ze zwykłego nawozu, koło Alfred Murrah Building – gmachu będącego siedzibą władz federalnych w Oklahoma City. Podpalił lont i uciekł. Potworna eksplozja rozerwała budynek na pół. Pod gruzami zginęło 168 osób, w tym dziewiętnaścioro dzieci w znajdującym się na parterze przedszkolu. Sąd uznał, że sprawca tak okrutnego czynu nie może pozostać przy życiu. Podczas procesu, trwającego prawie dwa lata, terrorysta nie powiedział ani jednego słowa, nie przeprosił, nie wyraził skruchy. W rozmowie z reporterami, Lou Michelem i Danem Herbeckiem, którzy później napisali książkę “Timothy McVeigh. Amerykański terrorysta”, stwierdził natomiast: “Nie żałuję dzieci, które musiały umrzeć. To tylko straty kolateralne (tj. powstałe przypadkowo wśród ludności cywilnej na skutek działań wojennych – K.K.). W Waco też musiały umierać dzieci – w płomieniach”. Terrorysta uważa się za bojownika o wolność, walczącego z rządem federalnym, który odbiera obywatelom ich prawa, obciąża ich podatkami, nie pozwala mężczyznom nosić broni, faworyzuje czarnoskórych i Żydów kosztem białych, którzy przecież zbudowali Amerykę. W 1993 r. agenci federalni podjęli szturm na farmę w Waco, w której obwarowało się około 80 fanatycznych zwolenników obłąkanego “proroka” Davida Koresha z sekty “Szczep Dawidowy”. Sekciarze podłożyli ogień i prawie wszyscy stracili życie w płomieniach. McVeigh uważał, że musi pomścić ich śmierć. Głosił, że gdyby rząd pozwolił wyznawcom Koresha żyć w spokoju, nie doszłoby do tragedii. Dlatego wybrał jako dzień zamachu 19 kwietnia, rocznicę dramatu w Waco i bitwy pod Lexington, która w 1775 r. rozpoczęła amerykańską wojnę o niepodległość. Przed zamachem McVeigh napisał do przyjaciela: “Krew musi płynąć ulicami. Dobro wystąpi przeciwko złu, zaś wolni ludzie przeciwko pseudosocjalistycznym niewolnikom”. Egzekucja w Indianie zakończy życie krótkie, gniewne i smutne. Timothy urodził się w Pendleton w stanie Nowy Jork. Ojciec nocą montował lodówki w fabryce, w dzień spał. Pewnego razu matka po prostu spakowała
Tagi:
Krzysztof Kęciek