Musimy powiedzieć: posuń się i zrób mi miejsce Juliette Binoche – aktorka francuska Początkowo zamierzała pani zająć się malarstwem. – Malarstwo wciąż pozostaje moją wielką miłością. Daje mi spokój. Ale tylko kino pozwala mi odkrywać coraz to nowe odcienie mojej osobowości, strefy cienia i światła nieznane mnie samej. Aktorstwo to moja namiętność, czasami niebezpieczna, ale fascynująca. Znana jest pani z artystycznych poszukiwań – z ról u indywidualistów kina, takich jak Michael Haneke, Abbas Kiarostami, Małgorzata Szumowska czy Olivier Assayas, oraz ról teatralnych. Przez kilka miesięcy objeżdżała pani Francję z „Antygoną”, w której grała pani tytułową rolę. – Nie wyobrażam sobie innego życia niż życie w ruchu, także pod względem intelektualnym. Wciąż szukam, jako aktorka i jako człowiek. Ale to nie tylko mój przypadek, dotyczy to wszystkich, którzy mają życiową pasję. Dlatego nigdy nie chciałam zostać w Hollywood – Europa dała mi ogromną różnorodność, o której zawsze marzyłam. Każdy film musi być ryzykiem, inaczej mnie nie interesuje. Pani bohaterki to często silne kobiety szukające własnej drogi. Nigdy nie zagrała pani ofiary. – To wynika z mojego temperamentu, nie tylko nie mam charakteru ofiary, ale też walczę do końca. Miałam w życiu i w karierze różne chwile, myślałam nawet poważnie o porzuceniu zawodu, ale zawsze udawało mi się podnosić i iść dalej. Dzisiaj wiem, że niczego nie ma się na zawsze, kariera i życie są tańcem na cienkiej linie. Ale z biegiem czasu zaczynamy rozumieć, że wszystko się kończy – także złe chwile. Cienie pozwalają nam łatwiej znosić światło, to wielka nauka, jaką wyciągnęłam z przeszłości. Braki i porażki mogą się stać źródłem naszej siły. Dzisiaj o tym wiem i dzięki temu mam w sobie spokój. Ma pani na koncie wiele ról dramatycznych, za to mało komediowych. – Rzeczywiście często grywałam kobiety na rozdrożu, w przełomowym momencie ich życia. Być może podświadomie sama szukałam tego typu wyzwań. Rzadko występowałam więc w komediach, chociaż komedia zawsze miała się świetnie we Francji. Wbrew pozorom to trudny gatunek – wyreżyserowanie zabawnego filmu wymaga dużo więcej wysiłku niż przy egzystencjalnym dramacie. Kocham komedie, także dlatego, że nie boję się śmieszności. Przeciwnie, uwielbiam grać karykaturalne, barokowe postacie, jak ostatnio w „Ma Loute” (reż. Bruno Dumont). Pozwala mi to na wykorzystanie nowych środków aktorskich, żonglowanie konwencjami, skok bez siatki ochronnej. To dla mnie także powrót do dzieciństwa. Mój ojciec był mimem – uwielbiałam go naśladować. Wszyscy artyści pozostają w głębi duszy dziećmi, inaczej nie mogliby tworzyć. Zawód aktorki niejako skazuje na sukces. – Dawno przestałam zwracać uwagę na opinie na mój temat, chociaż swego czasu bardzo się nimi przejmowałam – potrzebowałam akceptacji. Ale to przeszłość, dziś staram się dotrzeć przede wszystkim do samej siebie. Tylko tak można się rozwijać, inaczej zastyga się w skorupie konwencji. Trzeba mieć na tyle odwagi, żeby zaakceptować swoją inność oraz fakt, że ktoś nas nie rozumie. I nauczyć się z tym żyć. Jak mówił francuski dramaturg Jean Cocteau, nigdy nie zmieniaj w sobie tego, co wszyscy ci zarzucają – to właśnie jesteś ty. Należy pani do nielicznych francuskich aktorek nagrodzonych Oscarem – za drugoplanową rolę w „Angielskim pacjencie” w 1997 r. Szlachectwo zobowiązuje. – Długo towarzyszyła mi z tego powodu ogromna trema, bałam się nieprzychylnego spojrzenia innych. Wiem, jak smakuje niesprawiedliwość czy odrzucenie. Może to kwestia wrażliwości odziedziczonej po słowiańskich przodkach (babcia Juliette Binoche była Polką – przyp. J.O.)? Wiem też, że wszystko może się zmienić w ułamku sekundy, na szczęście także na dobre. I że nie należy polegać na minionych sukcesach – w życiu trzeba wciąż walczyć, o siebie i swoje ideały. Szczególnie gdy jest się kobietą. Kobietom jest trudniej? – To bardzo złożone – powiedzmy sobie, że nikt nam niczego specjalnie nie ułatwia. Świat został urządzony tak, żeby było w nim wygodnie mężczyznom. Ale tylko kobiety mogą dawać życie – już sam ten fakt sprawia, że jesteśmy wyjątkowe, twórcze. Zawsze wywoływałyśmy zazdrość. Kobieca seksualność była przez wieki tematem tabu, wywoływała lęk. Gdyby mężczyźni mogli zawładnąć procesem powstawania życia, zapewne