Europejski Trybunał Praw Człowieka upomina Polskę Z sądów niemal nie wychodzi. Protestuje, pikietuje, głoduje, pisze do posłów, do rzecznika praw dziecka, do Strasburga. Bez większych efektów. 35-letni Łukasz Bryske, mieszkający w Bydgoszczy analityk medyczny, gdy tylko może, stawia swojego granatowego opla przed sądem rejonowym przy ul. Grudziądzkiej i protestuje przeciwko sądom, które – jego zdaniem – robią wszystko, żeby ojcom odebrać dzieci. Za przednią i tylną szybą wykłada materiały sądowe, artykuły, zdjęcia i wszystko, co dokumentuje jego siedmioletnią walkę o kontakty z dziewięcioletnią obecnie córeczką, a także gehennę innych ojców, którzy są w podobnej sytuacji. Przykleił je na kartonowych podkładkach, a po bokach, trochę krzywo, dopisał: „Fabryka sierot w Bydgoszczy każdego dnia krzywdzi dzieci”. Bryske protestuje tak od lata ubiegłego roku. I wie, że sąd to drażni. Bo gdy rozpoczął pikietę, samochód od razu zarekwirowała policja. Po mniej więcej tygodniu auto zwróciła. Bez wyklejanek. – I teraz mam kolejną sprawę. O obrazę sądu. Ale i tak zrobiłem nowe wyklejanki. I nadal staję moim autem przed sądem. Jak to się zaczęło? Łukasz Bryske: – Gdy na świat przyszła moja córeczka, Paulinka, miałem 26 lat, własne mieszkanie. Chciałem tego dziecka. Tak jak Ewelina, moja o siedem lat młodsza partnerka. Co prawda, studiowała wtedy i wyjeżdżała na zjazdy, ale to nie był problem, bo ja akurat w tamtym czasie nie pracowałem – żyliśmy prawie dwa lata ze sprzedaży mieszkania w Warszawie. Mogłem się opiekować dzieckiem. Pomagała nam też moja mama. W związku – nie ukrywam – były tarcia. Ewelina kilka razy wyprowadzała się ode mnie, a w kwietniu 2011 r. odeszła na dobre. Pewnie jej się znudziłem. Z początku w żaden sposób nie ograniczała moich kontaktów z córką. Przychodziłem do niej, zabierałem dziecko do siebie. Czasem nawet u byłej nocowałem. Dopiero gdy poznała swojego przyszłego męża, wszystko się zmieniło. Latem 2011 r. usłyszałem: „Nie dzwoń więcej do mnie, bo zadzwonię na policję”. I zniknęła z dzieckiem na 10 miesięcy. Tak się zaczęła walka o córeczkę, która trwa do dzisiaj. – Najpierw szukałem jej wszędzie – opowiada Bryske – jeździłem, wzywałem policję i próbowałem sądownie przywrócić kontakty z córką. W sądzie usłyszałem od Eweliny, że nigdy nie interesowałem się dzieckiem, nie płaciłem jej i jestem psychopatą, który psychicznie i fizycznie znęca się nad całą jej rodziną. Wszystko było wyssane z palca. Oczywiście zarzuty wobec mnie umorzono, ale ze względu na konflikt między rodzicami ograniczono mi prawa rodzicielskie. A w kwietniu 2012 r. sąd postanowił, że mogę małą zabierać do siebie na dwa weekendy w miesiącu. Plus widzenie co środę od godz. 15 do 18. I przez pół roku nieźle to funkcjonowało. Ale potem znów Ewelina zaczęła spotkania utrudniać i negatywnie nastawiać córeczkę do mnie i mojej mamy. W kwietniu 2014 r. oznajmiła, że dziecko nie chce się spotykać ani ze mną, ani z babcią. I właściwie straciłem kontakt z córką na dwa lata. Bo co to za kontakt, gdy przychodzę z kuratorem, a mała stoi w progu i na pytanie matki: „Czy chcesz pójść z tatusiem?”, odpowiada: „Nie”. Od połowy 2014 r. wielokrotnie próbuję sądownie wymusić realizację wcześniejszych ustaleń. Ale wszystko, co udało mi się wywalczyć, to jakieś krótkie, sztywne spotkania (nieregularne, nie z mojej winy) na gruncie neutralnym, pod nadzorem. I co z tego, że sąd wielokrotnie finansowo karał matkę za uniemożliwianie córeczce kontaktów ze mną, skoro także uznał, że dziecko się ode mnie odzwyczaiło, więc nie ma potrzeby częstszych spotkań ani zmiany ich formuły. Czyli sąd mnie karze za to, że matka – wbrew prawu – separowała dziecko ode mnie. Szukanie sojuszników Bryske próbował różnych metod w staraniu się o kontakty z dzieckiem. Trzy lata temu podjął nawet czterodniową głodówkę w proteście przeciw działaniom sądów. Skutecznie też szukał wsparcia. W lutym 2017 r. Marek Michalak, rzecznik praw dziecka, w piśmie do bydgoskiego sądu okręgowego zapewniał, że „popiera wniosek uczestnika Łukasza Bryske o udzielenie na czas trwania postępowania zabezpieczenia poprzez rozszerzenie jego kontaktów z córką”, bo „dla dobra dziecka zakres tych kontaktów winien być rozszerzony”. W grudniu 2017 r. senator Lidia Staroń napisała do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry: „Proszę o podjęcie działań nadzorczych nad działalnością sędziów Sądu Rejonowego w Bydgoszczy V Wydziału Rodzinnego i Nieletnich celem weryfikacji toku wewnętrznego urzędowania