Ojcostwo jest na rzecz dzieci – rozmowa z Jackiem Masłowskim

W byciu tatą nie chodzi o naśladowanie matki Jacek Masłowski – (ur. 1972 r.) filozof, psychoterapeuta Gestalt w Warszawskim Ośrodku Psychoterapii i Psychiatrii, coach, trener grupowy w Kaizen Perfection. Współtwórca i prezes Fundacji Masculinum, pierwszej w Polsce organizacji dedykowanej mężczyznom i męskim sprawom. Tata 18-letniej Adrianny i 5-letniej Zosi. Czym jest dziś ojcostwo? – Gdy zakładaliśmy Fundację Masculinum, zastanawialiśmy się, czym jest dziś męskość, jak rewitalizując ją, stworzyć nowy etos. Dla mnie współczesny etos mężczyzny buduje się przez bycie lepszym ojcem. A lepsze ojcostwo buduje drogę do bycia pełniejszym mężczyzną. Mam wrażenie, że Polska jest obecnie na etapie, na jakim Zachód był w latach 80., kiedy tam gorąco dyskutowano o gender. Myślę sobie, że po tych burzach niezmiennie naczelną rolą mężczyzny jest dawanie i ochranianie życia. I to na każdym poziomie: rodziny, społeczności, natury. Takie myślenie pomaga rozwiązać wiele życiowych dylematów. W polskim micie kulturowym męskie jest umieranie za ojczyznę. Oddawanie życia bez zrozumienia, jaką jest wartością. – W Polsce niemęskie jest dbanie o swoje zdrowie, chodzenie do lekarza, proszenie o pomoc. Męskie jest za to zajechać się w pracy i umrzeć na zawał. Tymczasem myślenie w kategoriach ochrony życia przekłada się na wiele sfer. Jeśli o siebie dbam, to dbam również o rodzinę. Takie destrukcyjne myślenie o ciele bierze się ze starych skryptów naszych dziadków i ojców. Gdy nie mamy nowych, przemyślanych, powielamy to, co znamy. Na szczęście coraz więcej mężczyzn nie chce już w modelu destrukcyjnym funkcjonować. Można powiedzieć, że zaczyna się ruch społeczny, poszukujący nowej formuły męskości, w którym niezwykle ważnym elementem jest ojcostwo. A ono nie zabiera męskości, tylko ją kreuje. – Powiedzmy sobie jasno: ojcostwo jest na rzecz dzieci, nie na rzecz ojca. Tak samo jak macierzyństwo. Generalnie rodzicielstwo jest na rzecz dzieci. Celem wychowania jest stworzenie autonomicznego człowieka, który jest dla świata, a nie dla mamy czy taty. Często ludzie skupiają się na tym, jak inni postrzegają ich jako ojca, matkę, i koncentrują na swoim wizerunku zamiast na dziecku. Tym samym, w mniej lub bardziej świadomy sposób, traktują swoje dzieci przedmiotowo. To przekaz w stylu: ja dowodzę, nie masz prawa do złości, strachu, płaczu. Zadowól mnie, bądź taki, jak ja chcę. Unieważniamy uczucia dziecka, uczymy podporządkowywania, łamiemy kręgosłupy, pozbawiamy dzieci poczucia, że są ważne. I co dalej? – Potem mają problem z mówieniem o uczuciach, nazywaniem ich, bo taki „wytresowany” człowiek nie wie, co czuje, odciął się od swoich trudnych emocji, by przetrwać. A skąd ma wiedzieć, skoro całe życie zadowalał dorosłych? Miał się nie złościć, nie przeżywać bólu, nie rozumieć swoich lęków. Rodzic zamiast przeprowadzić dzieciaka przez te trudne emocje, zagłuszył je. Zablokował mu dostęp do samego siebie. W ogóle mówienie o uczuciach to duży problem naszego społeczeństwa. Powiedziałbym, że mamy kłopot z kulturą relacji. Przyczyną jest m.in. brak poczucia bycia akceptowanym, takie strofowane dziecko jako dorosły boi się być sobą, tym, kim naprawdę jest. Konsekwencją tego jest nieustanne porównywanie się z innymi, i to pod każdym względem: zdolności, kompetencji, dóbr, urody, również sukcesów dzieci. (…) Rywalizujemy, bo nie jesteśmy pewni samych siebie, nie jesteśmy sami ze sobą w relacji. (…) Tacierzyństwo czy ojcostwo Czy tacierzyństwo to próba wyjścia z tych schematów, z tej skorupy? – Nie lubię słowa tacierzyństwo z jednego powodu: bo w byciu tatą nie chodzi o naśladowanie matki przez ojca. Ojcostwo nie polega na powtarzaniu zachowań naszych partnerek. Tacierzyństwo można wykorzystać na poziomie czynności pielęgnacyjnych małego dziecka, ale dla mnie prawdziwe ojcostwo zaczyna się trochę później. Kiedy? – Zacznijmy od początku. W ciąży mężczyzna wspiera partnerkę. Potem asystuje przy porodzie – to jest już coraz częstsze. (…) Potem jest czas noworodka i niemowlaka. Ten czas dotyczy wspomnianej koncepcji tacierzyństwa. Nie ma w niej nic złego, pod warunkiem że się na tym nie zakończy. Odnoszę jednak wrażenie, że szczytem tacierzyństwa jest zaprowadzenie dziecka do przedszkola czy odrobienie z nim lekcji w pierwszej klasie. Wrócę jednak do niemowlęctwa – w tej fazie najważniejszą osobą, która potrzebuje wsparcia, nie jest dla mężczyzny dziecko, bo przy piersi