Najmniejsza wojna państw afrykańskich Migingo to prawdopodobnie najgęściej zaludniona wyspa na świecie. Atrakcji dostarcza tam kilkanaście barów, domy publiczne i kasyno. Nie byłoby wielką przesadą stwierdzenie, że ten konflikt to wiele hałasu o nic. Wszak Migingo jest tylko skalistą wyspą wielkości połowy boiska piłkarskiego, bardzo gęsto zabudowaną chatynkami z blachy falistej. Nic godnego uwagi. Mimo to jest bezpośrednim powodem poważnego sporu między Ugandą a Kenią, które roszczą sobie do niej pełne prawo. Większość map wskazuje, że rybacka wyspa na Jeziorze Wiktorii wprawdzie minimalnie, ale znajduje się po stronie wód terytorialnych Kenii. Nawet najbliższe miasto w Kenii jest oddalone zaledwie o dwie godziny drogi łodzią, a Ugandyjczycy muszą podróżować co najmniej 14 godzin, aby dotrzeć do brzegu ich kraju. Mimo to ugandyjscy rybacy są przekonani, że powinni być bezwarunkowo dopuszczeni do połowów w dyskusyjnej lokalizacji. Jako główny argument przytaczają fakt, że wody Ugandy znajdują się w odległości zaledwie 500 m od wyspy. I trudno się dziwić, że sięgają po wszelkiego rodzaju uzasadnienia, bo okoliczne wody są bardzo bogate w wyjątkowo cennego tutaj okonia nilowego. Historia tych ryb jest równie niecodzienna jak sama geneza zasiedlenia Migingo. Ponad 50 lat temu do Jeziora Wiktorii wpuszczono 35 przedstawicieli latesa nilowego (Lates niloticus), bardziej znanego jako okoń nilowy lub okoń Wiktorii. Zapewne nikt wtedy nie przypuszczał, że okonie rozmnożą się na niespotykaną skalę, przyczyniając się do wyginięcia ok. 250 innych gatunków. Dorosły okoń może ważyć nawet do 200 kg i mierzyć do dwóch metrów, więc rywalizacja innych gatunków z nimi była z góry skazana na porażkę. Nieszczęście jednych stało się szczęściem drugich. Rybacy zyskali na swoich terenach duże i pyszne ryby, które każdego dnia stanowią posiłek kilku milionów ludzi. Także dzięki eksportowi do krajów Unii Europejskiej. Tyle że głębokie wody, gdzie się je łowi, znajdują się przy brzegu ugandyjskim, a płytkie, gdzie ryby się rozmnażają, to terytorium Kenii. Spór rozgorzał w 2009 r., kiedy okoliczni piraci zaczęli okradać rybaków z połowów, pieniędzy oraz silników łodzi. Reakcja była niemal natychmiastowa. Przedstawiciele policji z obu krajów przeprowadzili się na wyspę, by na bieżąco kontrolować sytuację. Wkrótce jednak oficerowie z Ugandy zaczęli się domagać, aby Kenijczycy mieszkający na Migingo wykupili specjalne zezwolenia na połów ryb. Konflikt doprowadził do strzelaniny, w której kilka osób zostało rannych. Ostatecznie strony zawarły porozumienie, w ramach którego kenijskim rybakom umożliwiono prowadzenie działalności na wodach Ugandy. Kraje postanowiły też utworzyć wspólną, niezależną komisję w celu ustalenia, gdzie znajduje się granica wodna. Próbowano oprzeć się na mapach z lat 20. XX w., jednak ich interpretacja prowadziła do dalszych sporów. Niestety, koncepcja ugody legła w gruzach. By zapobiec kolejnym napięciom, stworzono jednostkę zarządzania złożoną z urzędników z Kenii i Ugandy, której zadaniem było rozwiązywanie konfliktów na wyspie. Można to nazwać wyborem mniejszego zła, ponieważ uznano, że dwustronna komisja lepiej się sprawdzi niż funkcjonariusze policji z obu krajów, których władza na Migingo stawała się prawie nieograniczona. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że wszelkie nowe pomysły tylko na chwilę ostudzą negatywne emocje. Umowy zawarte w przeszłości nigdy bowiem nie były dotrzymywane i z biegiem czasu utarło się określenie, wielokrotnie używane w prasie, że to najmniejsza wojna państw afrykańskich. Namiastką normalności stało się utworzenie w połowie zeszłego roku pierwszego kenijskiego przedszkola na wyspie. Placówka jednak nie działała długo. Ugandyjscy oficerowie siłą zmusili Kenijczyków do jej zamknięcia. – To przedszkole zostało założone z myślą o dzieciach tutejszych mieszkańców, ale niestety urzędnicy ugandyjscy je zamknęli, twierdząc, że uruchamiając je, Kenia chciała zawłaszczyć wyspę – tłumaczyła Esther Masaku, zastępczyni zarządcy regionu Migingo. Według oponentów Kenia nie miała uprawnień do założenia przedszkola przed zasięgnięciem opinii ugandyjskiego rządu. Zdecydowano się więc uszanować nakaz zamknięcia placówki, aby uniknąć kolejnej eskalacji napięcia między skonfliktowanymi stronami. Największymi przegranymi są dzieci, które nie mają dostępu do zorganizowanej nauki. W zeszłym roku ponownie dała o sobie znać