Dyrektorzy Teatru Wielkiego wystawiają pozycje, na których najwięcej zarabiają… oni sami Do niedawna mówiło się, że nasza publiczność operowa wytrzyma wszystko, każdą szmirę. Jednak ostatniej premiery w Operze Narodowej, “Don Carlosa” Verdiego, nie wytrzymała. Takiego głośnego “buczenia” i gwizdów nie słyszano na tej scenie od lat. Gdyby nie to, że dyrekcja po premierze chyłkiem uciekła z teatru, a popremierowy bankiet zamienił się w stypę, można by sądzić, że “Don Carlos” był z założenia sabotażem. Doszło bowiem do katastrofy i to na każdym poziomie: wokalnym, muzycznym, scenograficznym, choreograficznym i reżyserskim. Najgorsi byli soliści, zwłaszcza w tytułowej roli Kałudi Kałudow, który dusił się na wysokich dźwiękach, mylił, wiele fraz opuszczał. Jeśli prawdą jest, że tego dnia był chory, teatr powinien był zorganizować zastępstwo lub odwołać spektakl, jak to się robi w świecie. Jednak u nas fałszujący śpiewacy nikogo nie dziwią, by przypomnieć “słynny” występ Bogusława Morki w “Madama Butterfly”. Spektakle odwołuje się tylko wtedy, gdy nie przyjdzie publiczność, jak było w przypadku “Walkirii”, kolejnej klapy. Nawet przedstawienia, które kilka lat temu były przyzwoite, dziś budzą litość, jak np. “Nabucco”, które od strony muzycznej i wokalnej stało się wręcz karykaturą Verdiego. Nie ma na co pójść Adekwatny do poziomu artystycznego jest repertuar Opery Narodowej. Wystarczy porównać go do repertuaru teatrów operowych na świecie, żeby dostrzec jego ubóstwo. Nie widać w nim żadnej koncepcji, żadnej myśli przewodniej. Dwa lata temu Jacek Kaspszyk obiecywał, że “zadba, by w repertuarze znalazło się i belcanto, i muzyka francuska, czeska, niemiecka, rosyjska i polska”, a Dąbrowski zapewniał, że “położy akcent na prezentację wielkich dzieł operowych XX w.”. A co jest? W repertuarze na sezon 2000/2001 wypisano wprawdzie 18 oper, ale większości z nich przez cztery miesiące nie wystawiono ani razu, niektóre szły raz lub dwa. Z pozycji współczesnych są tylko dwie, jedna nieudana, a druga dla dzieci. Niepokoi też mała ilość spektakli. Pamiętam czasy, kiedy grano codziennie, Była też bogata oferta dla dzieci i młodzieży, a repertuar obejmował różne okresy i style. Teraz teatr gra rzadko: dla przykładu w październiku zagrał tylko dziewięć spektakli operowych i osiem baletowych. Dyrekcja często powierza reżyserię oper reżyserom teatralnym i filmowym bez przygotowania muzycznego, by wymienić dwie realizacje Janusza Kijowskiego, dwie K. Warlikowskiego, dwie M. Trelińskiego, T. Koniny, K. Kolbergera, przy czym wszystkie nieudane. Niezrażona klapami dyrekcja planuje powiększenie tego grona o J. Hoffmana i M. Grabowskiego, podkreślając, że Visconti i Zefirelli – też reżyserzy filmowi – wystawiali wspaniałe opery. Sęk w tym, że nasi filmowcy nie wystawiają wspaniałych oper. Jacek Kaspszyk, odpowiedzialny za poziom artystyczny teatru, jest symfonikiem i do muzyki wokalnej ani nie ma serca, ani się na niej nie zna. Wielokrotnie udowodnił, że nie jest dyrygentem operowym, nie umie przygotować obsad, a przecież to należy do obowiązków dyrektora artystycznego. Zresztą wielce wymowny jest fakt, że choć niemal 20 lat mieszkał w Anglii, nigdy nie dyrygował ani w Covent Garden, ani na prestiżowym festiwalu operowym w Glyndebourne. De facto o sprawach artystycznych teatru decyduje najczęściej jego zastępca, Stanisław Leszczyński, który wcześniej nie miał nic wspólnego z operą. Poziom jego kompetencji jest taki, że kazał sobie nagrać taśmy z hitowymi ariami na różne głosy, co komentowano, że chce wiedzieć, kogo angażować, do jakiej roli. Niestety, po jego decyzjach obsadowych widać, że to nic nie dało, a Leszczyński na przesłuchaniach potrafi spytać tenora, czy ma w repertuarze rolę na baryton i na odwrót, lub zapytać śpiewaczkę: “Właściwie to jakim głosem pani śpiewa?”. I to właśnie on odpowiada za przesłuchania śpiewaków. Zaskakującą pozycję Leszczyńskiego rozjaśnia fakt, że “prowadzi on agencję artystyczną promującą wyłącznie dyrektora artystycznego i ustalającą kalendarz pracy artystycznej TW-ON w wolnych terminach jego pobytu w Warszawie. Poza tym wszystkie przedstawienia sponsorowane prowadzone są wyłącznie przez dyrektora artystycznego. Wielu wybitnych dyrygentów zasłużonych dla Opery Narodowej zostało w ciągu ostatnich dwóch lat odsuniętych od przedstawień – zostały one zdjęte z afisza lub odebrane im i przejęte przez dyrektora artystycznego. Związki zawodowe wielokrotnie zwracały uwagę na brak zatrudnienia artystów etatowych i zatrudnianie gościnnych, niejednokrotnie powiązanych ze osobą dyrekcji
Tagi:
Ewa Likowska