Lubelski profesor za wykonanie operacji żądał od pacjentów po 1000 zł. Dostał dwa i pół roku więzienia W Polsce nie było dotąd przypadku, aby chirurg z tak wielkim dorobkiem i tytułem profesorskim jeszcze przed wyrokiem został pozbawiony wolności – grzmiał adwokat prof. Franciszka Furmanika w mowie kończącej proces toczący się przed Sądem Rejonowym w Lublinie. Profesor słuchał przemówienia obrońcy, siedząc na ławie oskarżonych w asyście dwóch policjantów. Na czas rozprawy zdjęli mu kajdanki z rąk. – Proszę o uniewinnienie – powiedział w ostatnim słowie. Wszystko zaczęło się w 1997 r. w Janowie Lubelskim. Prof. Furmanik przyjeżdżał tam na konsultacje. Zgłosiła się do niego Krystyna K., która cierpiała na ostre bóle kręgosłupa. Przyczyną mógł być przerośnięty biust. Profesor zaproponował operację zmniejszenia biustu, która powinna zakończyć jej problemy zdrowotne. Operację miał wykonać w Klinice Chirurgii Klatki Piersiowej Państwowego Szpitala Klinicznego Nr 4 w Lublinie, gdzie pracował. Za operację zażądał 1500 zł. Kobieta nie miała tyle pieniędzy. – Pojechałam z mężem do kliniki w Lublinie – zeznała prokuratorowi Krystyna K. – Profesor zamknął się ze mną w gabinecie i zapytał, czy mam pieniądze. Odpowiedziałam, że nie mam 1500 zł, a jedynie 1000 zł. Nie licząc pieniędzy, zwinął kopertę i włożył do kieszeni. Nieudana operacja – Rany długo się goiły, wielokrotnie usuwana była martwica – mówił prokuratorowi mąż Krystyny K. – Żona została bez piersi i brodawek. W miejscu, gdzie były piersi, są jedynie doły i blizny. Żona wpadła w depresję, leczy się u psychiatry. Pojechałem z nią do profesora i wymawiałem mu błędy. On uspokajał i twierdził, że wszystko się zabliźni. W pewnej chwili wyciągnął z kieszeni kopertę, z portfela włożył do niej jakieś pieniądze i przekazał mnie. Wziąłem kopertę. Było w niej 1000 zł, a więc tyle, ile dała mu żona. Na kopercie był odręczny napis „rezerwa październik”, cyfra 600 i numer telefonu komórkowego. To ta koperta stała się później jednym z głównych dowodów oskarżenia, gdyż grafolog potwierdził autentyczność charakteru pisma profesora. Okaleczona kobieta złożyła do sądu pozew o odszkodowanie. W listopadzie 2002 r. Sąd Okręgowy w Lublinie zasądził na jej rzecz odszkodowanie i zadośćuczynienie, które wraz z odsetkami wyniosły 85.221 zł. Płacić miał skarb państwa, a w jego imieniu wojewoda lubelski. I zapłacił. Prawnicy wojewody doszli jednak do wniosku, że za błędy prof. Furmanika nie powinni płacić podatnicy. – Do prof. Furmanika skierowane zostało wezwanie do zapłaty 85.221 zł tytułem roszczenia skarbu państwa wobec niego jako sprawcy szkody – informuje radca prawny Wiesław Górski z Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie. Profesor nie zapłacił. Wojewoda wniósł więc przeciwko niemu pozew do sądu. Latem tego roku Sąd Okręgowy w Lublinie uznał w części powództwo wojewody i nakazał, by profesor zwrócił skarbowi państwa 9553 zł. Jest to jedynie kwota trzymiesięcznego wynagrodzenia profesora, jaką sąd mógł zasądzić od pracownika szpitala, który odpowiada za szkodę wyrządzoną pracodawcy. – Niech za moją krzywdę przynajmniej częściowo zapłaci z własnej kieszeni – mówiła po wyroku Krystyna K. – Przecież dotąd nie poniósł za to żadnej kary. A ponieważ to nie skarb państwa ją oszpecił, ale prof. Furmanik, 1 października 2002 r. złożyła na niego doniesienie do prokuratury. Poczynania Krystyny K. zbiegły się w czasie z wydarzeniami, które rozegrały się w Wojciechowie. 10 września 2002 r. na biurko rektora Akademii Medycznej w Lublinie trafił list kowala z Wojciechowa, który usiłował pomóc matce swojego ucznia. Kowal pisał: „Uważam, że nie można uzależniać leczenia od wymuszania pieniędzy. Jesteśmy na tyle zdeterminowani, by doprowadzić sprawę do końca, by tacy lekarze jak prof. Furmanik nie mogli decydować o naszym zdrowiu”. Rak – nierak Było sobotnie przedpołudnie. – Do mojego mieszkania przyszedł Rafał J., którego uczę kowalstwa, i zaczął płakać – zeznał kowal prokuratorowi. – Chciał pożyczyć ode mnie 1000 zł. Mówił, że był u prof. Furmanika, który wyznaczył operację matki na poniedziałek. Lekarz poinformował, że matka ma złośliwego raka. Rozmowę z prof. Furmanikiem szczegółowo opisała Alina J., matka Rafała: – Salowa zaprowadziła mnie do gabinetu profesora. Ten obejrzał dokumenty, stwierdził, że operacja będzie w poniedziałek i będzie to kosztowało 1000 zł. Rozpłakałam się i powiedziałam,
Tagi:
Izabella Wlazłowska