Operacja „Ślązak Morawiecki”

Operacja „Ślązak Morawiecki”

Siemianowice Slaskie, 21.07.2019 Premier Mateusz Morawiecki na pikniku rodzinnym PiS w Siemianowicach Slaskich Nz. Mateusz Morawiecki z bochenkiem chleba, Image: 460076478, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: Forum, Forum

PiS obiecuje góry pieniędzy dla Śląska w zamian za zgwałcenie lokalnej historii i tożsamości Schody ruchome na wyremontowanym i nowoczesnym katowickim dworcu nie działały dwa lata. Awaria stała się już kultowym lokalnym żartem, a miejscowi aktywiści zorganizowali zepsutym schodom „urodziny”. Powstała nawet strona internetowa monitorująca to, czy zaczęły działać. Wszystko toczyło się swoim torem – a raczej stało w miejscu – do wakacji. Wtedy PiS ogłosiło, że katowicką jedynką w wyborach parlamentarnych będzie premier Morawiecki. Delfin prezesa Kaczyńskiego i najważniejszy od lat polityczny spadochroniarz. A nieruchome ruchome schody ruszyły. Być może to szczęśliwy zbieg okoliczności, który stał się anegdotą. Ale desant partii władzy na Śląsk anegdotą nie jest. Nawet jeśli uznać, że nagła miłość Morawieckiego do Śląska to kpina. W ostatnich latach rząd dał i obiecał Górnemu Śląskowi inwestycje na sumę 3,3 mld zł. Zorganizował w Katowicach szczyt klimatyczny, wielką i prestiżową defiladę wojskową, obiecał budowę centrum himalaizmu i centrum nauki – podobno lepszego niż warszawskie Centrum Nauki Kopernik. W tym roku odbędzie się w stolicy Śląska także międzynarodowy kongres antydopingowy WADA z sojusznikiem premiera i pochodzącym z Tychów ministrem sportu Witoldem Bańką w roli gospodarza. Lista obietnic jest długa. A kampania na miejscu jeszcze intensywniejsza. Premier lata na Śląsk co chwila (patrz ramka), sprawiając wrażenie, że obowiązki w KPRM traktuje jak dodatek do kampanii wyborczej. Chce powtórzyć, a nawet przebić, sukces Beaty Szydło, która właściwie nie opuszczała terenu i prowadziła swoją kampanię bez chwili oddechu. Wypracowała sobie rekordowy wynik i ciepłą posadkę w Parlamencie Europejskim. Różnica jest, mimo wszystko, duża – Beata Szydło nie była premierem i od dawna już nie kierowała pracami rządu, gdy rzuciła się w wir kampanii. A problem z kampanią Morawieckiego jest również taki, że – jak pisał na łamach PRZEGLĄDU Robert Walenciak – „przez lata całe i Jarosław Kaczyński, i pisowscy politycy budowali swoją pozycję na atakowaniu wszystkiego, co śląskie”. No i pamiętamy (a na Śląsku pamiętają szczególnie dobrze) „ukrytą opcję niemiecką”, którą straszył prezes. Co z tego będzie i dlaczego PiS tak bardzo potrzebuje dziś Śląska, do którego zapałał nagłą miłością? Wielki objazd O tym, że Mateusz Morawiecki – urodzony wrocławianin – wystartuje ze stolicy Górnego Śląska, dowiedzieliśmy się na początku sierpnia. Premier, tu ciekawostka, nie jest posłem i będą to jego pierwsze wybory do Sejmu. Wcześniej funkcjonował na zapleczu Platformy Obywatelskiej, następnie w rządzie PiS i w końcu jako prezes Rady Ministrów – zawsze z nadania, nie z wyboru. To, że Morawiecki debiutuje w wyborach, nie znaczy jednak, że premier i partia wchodzą w kampanię bez przygotowania. Wręcz przeciwnie, Śląsk będzie w kampanii wyborczej 2019 regionem kluczowym. Sztabowa machina Prawa i Sprawiedliwości wystartowała z dużą przewagą nad wszystkimi konkurentami. Już lipcowa, programowa konwencja PiS odbyła się w Katowicach. To wtedy premier kreował przed elektoratem wizerunek swojaka i zapewniał, że „lepiej być w Katowicach niż w Brukseli. Tu jest więcej przyjaciół, a śląski żurek jest lepszy niż belgijskie frytki”. Zanim jeszcze znane były miejsca na listach wyborczych, premier już wizytował Zakłady Mechaniczne Bumar Łabędy w Gliwicach, gdzie razem z Mariuszem Błaszczakiem, świeżo upieczonym ministrem obrony narodowej, obiecywał „utrzymanie miejsc pracy dla tysiąca osób” i wart 1,75 mld zł kontrakt na modernizację czołgów T-72 (nieważne, że większość wojskowych twierdzi, że to sprzęt bardzo przestarzały). Niecałe dwa miesiące wcześniej do prasy trafiła informacja, że lukratywny kontrakt na naprawę innych czołgów, leopardów, trafi do Poznania, a losy gliwickiego zakładu są niepewne. Premier przyjechał więc nie tylko z gospodarską wizytą, ale i na ratunek. A wizyta w Bumarze była ledwie rozbiegiem przed prawdziwym maratonem kampanii wyborczej. – Nie widziałem polityka, który by tak zasuwał w kampanii jak Morawiecki na Śląsku. W samych Gliwicach był już ze trzy razy oficjalnie, a nie liczę tego, ile razy w ogóle – mówi Petros Tovmasyan, przedsiębiorca i społecznik, który w ostatnich wyborach kandydował do rady miasta w Gliwicach z list Zjednoczonej Prawicy. – Kampania jest zorganizowana tak, że ze sztabu przychodzą zadania do wykonania i teren je robi – i to widać. W podobnych słowach pisał w laurkowym tekście o Morawieckim na Śląsku

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2019, 38/2019

Kategorie: Kraj