Opleceni

Opleceni

Mimo upałów już dni stają się krótsze, już z górki jedziemy ku jesieni, już mnie to na zapas przygnębia, tak mają depresyjne natury. Dlatego najbardziej lubię kwiecień, kiedy wiosna zaledwie się rozwija, a lato zdaje się jeszcze daleko. Tymczasem najazd Rosji na Ukrainę trwa, nie do wiary, że to się dzieje naprawdę. Że tak oswajamy się z tym, że nie jest to już wiadomość dnia. Świat demokratyczny wysyła Ukrainie broń, by Ukraińcy ginęli za swoją i za naszą wolność; bardzo to imponujące i bardzo przygnębiające. Nasz 12-latek marzy o psie. Wynajduje kolejne rasy, na których skupia się jego marzenie. Jak mu odmówić? A przecież wiem, że i tak ledwie dajemy sobie radę z całokształtem życia, więc pies nas wykończy. Sytuacja bez wyjścia. Jednak zaczęliśmy się interesować psami. Chodząc po zakopiańskich Krupówkach, spotykaliśmy wiele psów w rzece ludzi, niezwykłą ich rozmaitość. I zdumiewające zjawisko: miałem wrażenie, że to psy prowadziły swoich właścicieli na smyczy. To jest wielka zmiana cywilizacyjna. Psy domowe stają się ważne jak dzieci, a dzieci traktuje się teraz po królewsku. Tak kiedyś nie było.  Prezes objeżdża polską prowincję, gdzie kłębi się jego elektorat, i ubogaca go swoją niezwykłą osobą. Przypomina to wizyty I sekretarza KC PZPR. Specjalnie dobrana publiczność przed objawieniem się prezesa trenuje oklaski, przygotowuje wcześniej pytania. Prezes coraz bardziej zaciekły i zdziwaczały. Wraca do reparacji niemieckich dla Polski. Jasne, Niemcy powinny odbudować Polskę po wojnie, ale była wtedy Polska Ludowa, która zrzekła się reparacji, a Niemcy stracili swoje wschodnie tereny. Teraz, po 80 latach, to jakieś głupstwo. Równie dobrze można żądać reparacji od Szwedów, którzy w XVII w. bardziej zrujnowali Polskę niż hitlerowcy. Niemcy, jak wyliczyli księgowi PiS, mają nam zapłacić 850 mld, już nawet nie wiem – dolarów czy euro, bez znaczenia. Niezła sumka, prezes załatwi, a elektoratowi PiS świecą się oczy, może każdemu coś kapnie. I co za paradoks – jeszcze niedawno PiS atakowało Niemcy, że są za miękkie wobec Rosji, że mają za słabą armię, a teraz prezes straszy Polaków, że Niemcy się zbroją. Nie ma to nic wspólnego z konsekwencją ani z polityką zagraniczną. Byle mamić i straszyć Polaków, wygrać wybory i dalej uszczęśliwiać sobą Polskę. I w końcu nastał Płock. „Koniec tego dobrego”, oświadczył tam prezes podczas spotkania. To słowa wobec Brukseli, która ciemięży Polskę, szantażuje ją jakąś „wyimaginowaną praworządnością” i nie daje pieniędzy. Jeśli więc poważnie traktować prezesa, jest to koniec Polski w Unii Europejskiej. Tylko dlaczego tak kibicujemy Ukrainie w przystąpieniu do Unii, powinniśmy Ukraińców przestrzegać, by nie popełnili naszego błędu. Szukaj tu konsekwencji – jak wiatru w polu. Zbliżam się do końca lektury „Dzienników” Andrzeja Łapickiego, a w tej puencie tragikomiczny, autoironiczny zapis obrastania w starość, ale wcześniej, bo jeszcze w roku 1996, scena z Janem Pawłem II w Watykanie. Łapicki zapisuje bardzo naiwny dialog z papieżem. Rozpaczają z Ojcem Świętym, że postkomuniści u władzy, potem już na boku molestuje prałata Dziwisza, by broń Boże nie zapraszali do Watykanu prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Odchodzi zadowolony z myślą: „Załatwiłem Kwacha”. Ale już w roku 2001 napisze: „Nie lubię trzynastego. Spotkałem dzisiaj rano na ulicy komucha, którego opierdoliłem, z wzajemnością, w 1995 roku, po wyborze Kwaśniewskiego. Dzisiaj powiedział: »No i co, dalej jest pan zadowolony z rządów solidaruchów? Panie, to już ten przebrzydły PRL był lepszy«. Najgorsze, że powiedział to pobłażliwie współczującym tonem. I miał, kurwa, rację”. Nowy podręcznik pisowskiego profesora Wojciecha Roszkowskiego dla szkół znam tylko z omówień. Ale już widzę, ile tam pereł. Profesor pisze o moralnej szkodliwości głośnej muzyki rockowej czy choćby o seksie: „Coraz bardziej wyrafinowane metody odrywania seksu od miłości i płodności prowadzą do traktowania sfery seksu jako rozrywki, a sfery płodności jako produkcji ludzi, można powiedzieć hodowli. Skłania to do postawienia zasadniczego pytania: kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci?”. Profesor, jak widać, porusza się z rozmachem po różnych tematach. Pisze też, że dopiero w roku 2015 dzięki PiS skończył się w Polsce postkomunizm. Co to za zwierzę ten postkomunizm? Nikt dokładnie nie wie, tym łatwiej nim straszyć.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 31/2022

Kategorie: Felietony, Tomasz Jastrun