Opóźnieni w innowacjach

Opóźnieni w innowacjach

Będzie dobrze, jeśli w roku 2020 nie wyprzedzi nas Rumunia W latach 2014-2020 w ramach realizacji polityki spójności Polska ma otrzymać 72,9 mld euro, z czego 7,625 mld zostanie przeznaczonych na Program Operacyjny Inteligentny Rozwój. 7 października br. w trakcie konferencji konsultacyjnej na ten temat wiceminister rozwoju regionalnego Iwona Wendel wymieniła nawet kwotę 8,8 mld euro. Szkoda, że większość tych pieniędzy zostanie zmarnowana. Tak jak dziś marnowane są środki z Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka. To bardzo zła wiadomość dla nas wszystkich. Bo jeśli ktoś miał nadzieję, że do 2020 r. znacząco zmniejszymy dystans dzielący nas od rozwiniętych państw Zachodu, powinien o tym zapomnieć. Będzie dobrze, jeżeli nie wyprzedzi nas Rumunia. O czym nie chcą wiedzieć politycy Pomysł, by w nadchodzącej perspektywie budżetowej UE wpompowała w Polskę ponad 7 mld euro na Inteligentny Rozwój, choć atrakcyjny, jest absurdalny. To nie ma prawa się udać. W 2020 r., tak jak dziś, będziemy się wlekli w ogonie państw Unii. Nie wiemy nawet, jaki jest – czy raczej będzie – bilans realizowanej obecnie Innowacyjnej Gospodarki. Może w ocenie urzędników resortu minister Bieńkowskiej cele z 2007 r. zostały osiągnięte? Choć we wszystkich znanych mi unijnych rankingach innowacyjności nasz kraj wyprzedza tylko Rumunię i Bułgarię. I to mimo wpompowania w gospodarkę niebagatelnych kwot. Przypomnę: w 2007 r. zakładano, że otrzymamy na ten cel z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego 8,658 mld euro, pozostałe 1,527 mld euro dołożymy z budżetu. Pieniądze te miały trafić m.in. do przedsiębiorców, którzy chcieli realizować innowacyjne projekty związane z badaniami i rozwojem, nowoczesnymi technologiami itd. W znacznej części wydano je na projekty, które w najlepszym razie okażą się obojętne dla gospodarki. Z innowacyjnością zaś niewiele mają wspólnego. Dlatego powinniśmy się domagać od Ministerstwa Rozwoju Regionalnego odpowiedzi na pytanie, czy w latach 2007-2013 osiągnięto wskaźniki pierwotnie zapisane w POIG. Obawiam się, że resort oraz wspierające go instytucje badawcze nie dysponują takimi danymi, co czyni dyskusję na temat pchnięcia polskiej gospodarki na inteligentne tory w latach 2014-2020, delikatnie mówiąc, wątpliwą. Poza tym rząd polski nie ma zamiaru rzetelnie rozliczyć się z Komisją Europejską z wydatkowania unijnych środków. W przygotowanym przez resort rozwoju regionalnego stanowisku rządu w sprawie pakietu propozycji legislacyjnych KE dla polityki spójności w latach 2014-2020 znalazłem uwagę, że proponujemy, by raport końcowy Komisji podsumowujący efekty owej polityki za lata 2014-2020 był gotów… 31 grudnia 2024 r.! Co oznacza, że ludzie, którzy decydują dziś o celach i sposobach wydawania pieniędzy, nie poniosą żadnej odpowiedzialności. Każdy odwiedzający stronę internetową Ministerstwa Rozwoju Regionalnego trafia na licznik wskazujący, ile ze środków unijnych dotychczas zainwestowaliśmy – 231 mld 950 mln 255 tys. 304 zł. Oraz jaka jest wartość podpisanych umów – to 368 mld 68 mln 390 tys. 673 zł. Liczby te muszą robić wrażenie, lecz czy cele, które niegdyś wyznaczyliśmy sobie razem z KE, zostały osiągnięte? Najważniejszy – modernizacja kraju za życia jednego pokolenia Polaków, tak by w 2020 r. osiągnąć poziom życia zbliżony do średniej unijnej – wydaje się nierealny. W 2007 r. poziom PKB na mieszkańca Polski wynosił mniej niż połowę średniej dla 25 krajów UE. W ramach Narodowych Strategicznych Ram Odniesienia w 2013 r. mieliśmy podnieść ów wskaźnik do poziomu dwóch trzecich średniej unijnej. Przyjdzie poczekać kilka miesięcy, by poznać odpowiedź na moje pytanie. Obawiam się, że jak zwykle przestrzeliliśmy. A winien jest światowy kryzys, nie nasza nieudolność. Nikt też nie pyta, co nas czeka po roku 2020, gdy teoretycznie powinniśmy się stać krajem niewymagającym szczególnego wsparcia z Brukseli. Urzędnicy skupieni są na pozyskiwaniu i alokacji. Innymi słowy, ważne jest nie to, czy miliardy euro, które otrzymamy w przyszłości, zmienią nasz kraj. Liczy się, kto je otrzyma i „przyswoi”. Znam tysiące dokumentów, ewaluacji, prognoz, opinii i ekspertyz. Rządowych i unijnych. Tych zleconych i tych „niezależnych”. W miarę rozsądnych i kompletnie idiotycznych. I jestem przerażony. Miliardy euro plus systematyczny wzrost długu publicznego zapewniły nam w latach 2007-2013 wzrost PKB. Z roku na rok skromniejszy, lecz mimo wszystko wzrost. Dlaczego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 42/2013

Kategorie: Kraj