Oriana Fallaci i mężczyźni, którzy wstrząsnęli światem

Oriana Fallaci i mężczyźni, którzy wstrząsnęli światem

Bystry Chomeini, szalony Kaddafi i próżny Wałęsa… Po wydaniu powieści „Un uomo” w 1979 r. [Oriana Fallaci] musiała wyruszyć z Casole w trasę promocyjną książki, we Włoszech i za granicą. Po trzech latach kompletnej izolacji wróciła do świata. Znowu podróżowała, czytała gazety, oglądała telewizję. Co jakiś czas – kiedy coś ją szczególnie zainteresowało – decydowała się na przeprowadzenie wywiadów, które potem drukował jeden z dwóch amerykańskich periodyków: „Washington Post” lub „New York Times”, albo najważniejsza włoska gazeta „Corriere della Sera”. TAK BYŁO Z AJATOLLAHEM Chomeinim, z którym rozmawiała w Iranie. To niesamowite, że ten przywódca rewolucji islamskiej, który odsunął od władzy szacha, zgodził się na wywiad z zachodnim dziennikarzem, i w dodatku kobietą. Jak to się często zdarzało w przeszłości, drzwi do jego pałacu otworzyła jej sława. Fallaci była w Iranie dobrze znana. „W 1973 r. zrobiłam wywiad z szachem i napisałam potem, że jest sukinsynem. Chomeini zgodził się na spotkanie, bo pewnie myślał, że o nim będę pisać w samych superlatywach. W rzeczywistości ja też sądziłam, że spodoba mi się choć trochę bardziej niż Reza Pahlawi, ale wystarczyło kilka minut, bym mogła stwierdzić, że nie podoba mi się wcale, bo jest takim samym tyranem jak szach, swoją dyktaturą zastąpił dyktaturę szacha. Napisałam więc o nim to samo co o jego poprzedniku”. Zgodziła się, żeby na rozmowę włożyć czador. Kiedy jednak Chomeini, zirytowany jej pytaniami o sytuację kobiet w Iranie, powiedział z sarkazmem: „Jeśli islamskie ubranie się pani nie podoba, nie musi go pani nosić, czador jest dla młodych porządnych kobiet”, Oriana ze złością zdarła go z siebie. Wynikło z tego okropne zamieszanie. Chomeini nie chciał zostać w jednym pomieszczeniu z kobietą z odkrytą głową, wyszedł więc z pokoju. Oriana odmówiła opuszczenia pałacu, bo nie zadała wszystkich przygotowanych pytań. Przesiedziała na miejscu parę godzin, aż wreszcie syn Chomeiniego przysiągł na Koran, że nazajutrz ojciec przyjmie ją ponownie. Oriana tak zrelacjonowała to drugie spotkanie z ajatollahem: „Następnego dnia, kiedy przyszedł Chomeini, spojrzałam mu prosto w oczy i powiedziałam: »Teraz, imamie, rozpocznijmy od momentu, w którym przerwaliśmy. Mówiliśmy o tym, że nie jestem porządną kobietą…«. Chomeini zrobił wtedy coś niespodziewanego. On, który nigdy nie patrzy ludziom w twarz, trzyma wzrok wbity w ziemię, spojrzał prosto na mnie z uśmiechem rozbawienia! Był rozbawiony, ale nie mógł się śmiać”. Przyjaciele Oriany wspominali, że opowiadając im o tym, umiejętnie naśladowała starego imama, a zwłaszcza jego grymas rozbawienia. WYWIAD PRZEDRUKOWAŁY gazety na całym świecie. Pokazywał, że Oriana nie straciła swego pazura. Jak zwykle zadawała prowokacyjne pytania, na przykład chciała się dowiedzieć od Chomeiniego, dlaczego prześladuje rewolucjonistów, którzy obalili szacha, i dlaczego chce cofnąć swój kraj do czasów średniowiecza. Ale sędziwy imam nie dał się sprowokować. Odpowiadał spokojnie, nie gorączkował się, unikał starcia. W reakcji na szczególnie bezczelne pytania wzdychał tylko i mruczał, że ta zachodnia dziennikarka go męczy. Oriana pożegnała się z nim, nie do końca usatysfakcjonowana, ale nie kryła, że charyzmat imama zrobił na niej wrażenie. „Być może jest to banalne stwierdzenie, ale prawda jest prosta – Chomeini to po prostu fanatyk. Zawsze uważałam i nadal uważam, że fanatycy są ludźmi mało inteligentnymi, muszę jednak przyznać, że on jest wyjątkiem potwierdzającym regułę. Sądziłam, że będę miała do czynienia z idiotą, tymczasem spotkałam bystrego człowieka”. Miesiąc później, 4 listopada 1979 r., liczna grupa uzbrojonych studentów zajęła amerykańską ambasadę w Teheranie. Wszyscy, którzy byli wtedy w środku, stali się zakładnikami ekstremistów. Był to początek dramatycznego kryzysu dyplomatycznego. 52 osoby więziono w ambasadzie dłużej niż rok, a ponad ich głowami toczyła się rozgrywka o władzę między radykalnym a umiarkowanym skrzydłem rewolucji irańskiej, a także próba sił ze Stanami Zjednoczonymi, które nie zgadzały się na przekazanie szacha przebywającego w USA na leczeniu. Zresztą Reza Pahlawi krótko potem zmarł. ORIANA POSTANOWIŁA wrócić do Iranu. Tym razem przybyła tam jako wysłanniczka „New York Timesa”, wizę dostała w marcu 1980 r. Poprosiła o pozwolenie na wejście do ambasady, by porozmawiać z zakładnikami i studentami, ale odmówiono jej. Zbyt dobrze pamiętano jej prowokacyjny gest wobec Chomeiniego. Przed ambasadą otoczył ją wrogi tłum. Musiała natychmiast stamtąd odejść i szybko wrócić na lotnisko. Przedtem, jeszcze w 1979 r., przeprowadziła

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 42/2014

Kategorie: Książki