Orkiestra serc i pomysłów
W małych miejscowościach licytowano wszystko – konfitury, pasy cnoty, nawet zabytkową wieżę Jan Dziubiński, prezydent Tarnobrzega, budził się w nocy i myślał, że w tym roku drużyna urzędników wystawiona na mecz koszykówki nie może być tak marna jak w zeszłym. Kto to będzie chciał oglądać? Andrzej Chałupa, prezes Spółdzielni Pracy “Milicz” (specjalność bombki szklane), czuł, że w tym roku zwykłe bombki albo jakieś tam wydmuchane serduszka Wielkiej Orkiestry na nikim nie zrobią wrażenia. W Dzierżoniowie władze miasta zastanawiały się, co szczególnie dużego można sprzedać, nie naruszając infrastruktury, zaś burmistrz warszawskiego Bemowa już żegnał się z ukochaną hulajnogą. Jeszcze nie wie, że będzie to hit aukcji. Nawet wojsko wiedziało, że w tym roku nikt nie skusi się tylko na wojskową grochówkę. Hojność będzie proporcjonalna do zabawy… i pomysłowości organizatorów. Wielki tegoroczny sukces Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy narodził się właśnie ze zdenerwowania setek ludzi, którzy uświadomili sobie, że dziewiąty finał musi być szczególny, bo ludzie chcą brać udział w coraz bardziej odlotowych przedsięwzięciach. Tadeusz Śnieżko, rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego w Dzierżoniowie, wymyślił, że nie ma rady, trzeba sprzedać XIV-wieczną wieżę. W 2000 r. Dzierżoniów zadowolił się aukcją obrazów. Za mało na XXI wiek. Piękną rakietę sprzedam Do Spółdzielni “Milicz” przyszli wolontariusze – uczniowie. Zapytali, czy nie dałoby się zrobić dużej kuli. W Miliczu, jak bańkę mydlaną, wydmuchuje się każdą bombkę, ale tę, którą wymyślił prezes Andrzej Chałupa, trzeba było zamówić aż w fabryce w Krośnie. – W obwodzie ma 111 cm – prezes jest dumny. – Taką kulę postawiliśmy na podstawie z granitu. Została ozdobiona przez naszego miejscowego samouka, Krzysztofa Tarkę. Namalował piękny kulig, bażanty, chatę i drwali ścinających drzewa. Kulę ozdabiano parę dni przed finałem, bo farby olejne długo schną. Największym problemem był transport. Dwie osoby wynosiły kulę ze spółdzielni. Owinięto ją bibułkami, włożono do specjalnie sklejonego kartonu. Kłopotliwy w transporcie był również 30-kilogramowy tort, wykonany w bydgoskiej cukierni Adama Sowy. – Zdecydowaliśmy się na czekoladowy z wiśniami, bo śmietankowy nie dojechałby na rynek. Poza tym zbudowaliśmy dla niego specjalny stelaż – wyjaśnia Adam Sowa. Tort był purpurowy, zjedli go wolontariusze. – W zeszłym roku sprzedawałem serduszka z piernika. Pieniądze ludzie wrzucali do puszek Orkiestry – tłumaczy cukiernik. – Ale wiedziałem, że w tym roku muszę przygotować coś szczególnego. Ta sama myśl przyświecała majorowi Michałowi Dudzie z gliwickiej Dywizji Rakietowej, który w imieniu wojska wystawił na licytację rakietę S-75. – Po raz pierwszy w ten sposób sprzedaliśmy rakietę wraz z wyrzutnią. A naprawdę jest bardzo piękna – z entuzjazmem opowiada major Duda. – Choć pozbawiona cech bojowych. Mówiąc prościej, wojsko sprzedało atrapę. Hasło musi wzruszyć W tym roku wydarzyło się coś szczególnego. Lokalne festyny zaczęły żyć własnym życiem. Orkiestra? Cudownie, że jest, ale przy okazji pokażmy, jacy my, w małej miejscowości, jesteśmy świetni. I jakie fajne rzeczy mamy na sprzedaż. I kolejna zmiana. Jeszcze rok temu sztab Owsiaka zastanawiał się, czy dializowanie dzieci dostatecznie wzruszy Polaków. Podobnie było w latach poprzednich. Pewniakiem były dziecięce operacje kardiochirurgiczne, chwyciło hasło dzieci z wypadków, ale wiele szlachetnych pomysłów odrzucono tylko dlatego, że były niemedialne. Zbyt skomplikowane w tłumaczeniu, powiedzmy sobie szczerze, niedostatecznie wzruszające. W tym roku było inaczej, ludzie tylko czekali na hasło – Orkiestra. Zaufanie do Owsiaka jest tak ogromne, że nikt nie wnikał, na co zbiera. Diagnostyka niemowląt? Proszę bardzo. Zbieramy, bo chcemy pomóc dzieciom, a na co wydać pieniądze, to już Owsiak wie najlepiej – mówili wolontariusze i organizatorzy lokalnych imprez. – Wolontariusze i organizatorzy korzystają z autorytetu społecznego Owsiaka – komentuje psycholog, Andrzej Tucholski. – Jest on bezkompromisowy i udowodnił, że nikt nim nie manipuluje. I dlatego ludzie mu wierzą, że nie sprzeniewierzy pieniędzy. Zwłaszcza że sam zaprasza do siebie kontrolerów. Szczególnie urzekło mnie, że zaufało mu starsze pokolenie. Ludzie oszukani przez Gomułkę i Gierka, naciągani przez władzę, jednak uwierzyli Owsiakowi. Uwierzyli także wolontariuszom i organizatorom imprez. Pies szarik za 1210 zł W Gliwicach