Lekarz nie zawsze może przywrócić pacjentowi pełne zdrowie, może jednak pomóc mu normalnie żyć Kiedy pytam naszych specjalistów z dziedziny rehabilitacji o przykłady najbardziej niezwykłych, wręcz cudownych przypadków doprowadzenia pacjentów do zdrowia, każdy odpowiada, że cudów nie ma. Nikomu, kto utracił rękę lub nogę, kończyna nie odrasta, z drugiej jednak strony, jest wielu ludzi bez nóg, którzy świetnie chodzą, a nawet biegają, inni zaś z bardzo poważnymi urazami pracują, cieszą się życiem, wykonują najbardziej skomplikowane czynności. I na tym właśnie polega cud rehabilitacji. Najważniejsze jest jednak połączenie sztuki rehabilitacji z wolą pacjenta. Jeśli on sam nie uwierzy, że można pokonać ułomności powstałe w wyniku choroby lub wypadku, to nawet najlepszy rehabilitant wyposażony w nowoczesny sprzęt nie pomoże. Twórca polskiej szkoły rehabilitacji, prof. Wiktor Dega, przy każdej okazji podkreślał, że lekarz musi znaleźć czas dla każdego pacjenta. Nawet wtedy gdy nie ma mowy o wyleczeniu. Prof. Dega przekonywał też z uporem, że ludziom trzeba powiedzieć, jak mają żyć ze swoim kalectwem i chorobą. Trzeba ich nauczyć, jak się poruszać, żeby nie bolało albo żeby nie było widać, że np. utykają, jakie wykonywać ćwiczenia, żeby choroba się nie pogłębiała, jak stosować sprzęt rehabilitacyjny. Kiedy się pacjentom o wszystkim powie, to przywraca się im spokój. Tak niewiele ludziom potrzeba. I właśnie taka postawa specjalistów od rehabilitacji jest powodem licznych sukcesów w leczeniu. Niekiedy poprawa stanu chorego jest bardzo szybka, zaskakująca nawet dla lekarzy, ale żaden z wybitnych naukowców i praktyków polskiej rehabilitacji nie liczy na cuda. Każdy zdaje sobie sprawę, że w tej dziedzinie sukcesy przychodzą powoli i wymagają ciężkiej, mozolnej pracy. Specjaliści, z którymi rozmawialiśmy, woleli mówić o racjonalnych diagnozach i realistycznie szacowanych nadziejach na poprawę funkcjonowania pacjentów. Przywrócić matkę jej dzieciom Taki przypadek przytacza prof. Andrzej Kwolek z Rzeszowa. Wspomina on zaledwie o „pewnym sukcesie rehabilitacji”, który był już opisywany w literaturze fachowej. Dotyczy on 22-letniej kobiety, która przy porodzie swego drugiego dziecka doznała ciężkiego udaru mózgu, uszkodzenia prawej półkuli i pnia mózgu. Na oddział trafiła w stanie ciężkim. Była w śpiączce. Najpierw przebywała na oddziale neurologii, potem intensywnej opieki medycznej. Dopiero po trzech tygodniach, gdy została wybudzona ze śpiączki, przewieziono ją na oddział rehabilitacji. Jej niedawno urodzone dziecko rozwijało się prawidłowo, ale u matki rozwijało się porażenie połowiczne, wystąpiło porażenie kończyn. Konieczne było odżywianie przez cewnik wprowadzony do żołądka przez powłoki skórne. Do tego wywiązały się powikłania i zapalenie płuc, więc konieczna była tracheotomia. Wyglądało na to, że jej czynności życiowe będą musiały być sztucznie wspomagane przez aparaturę medyczną. To był po prostu bardzo ciężki przypadek. Przez okres dwóch miesięcy chora przebywała na oddziale i prowadzono rehabilitację, a potem została na krótko wypisana do domu, co rutynowo robi się ze względów psychicznych. Dalszy trzykrotny pobyt na oddziale rehabilitacji doprowadził jednak do znacznej poprawy. Udało się uruchomić kończyny górne mimo ich niedowładu. Kobieta mogła już, poruszając się na wózku, opiekować się swymi dwiema córkami i „powrócić do życia rodzinnego”. Sukces okazał się tym większy, że dodatkowo kobieta podjęła pracę w niepełnym wymiarze godzin, jako pracownik administracyjny. Dla wszystkich, dla lekarza i pacjentki, sukcesem jest to, że chora pokonała ciężki udar i wróciła do społeczeństwa. Powrót bez nóg Inny przypadek opisuje Ewa Jaraczewska, która jest wykształconym w Polsce magistrem rehabilitacji, a od kilku lat pracuje w Stanach Zjednoczonych. Obecnie kieruje 60-osobowym zespołem rehabilitantów. Przyjmuje też pacjentów w prywatnych szpitalach ortopedycznych i neurochirurgicznych, a dwa razy do roku organizuje kursy dla rehabilitantów w Polsce. Jest przy tym jedynym akredytowanym przez Japończyków specjalistą od kinesiotapingu – są to taśmy elastyczne, bardzo modne wśród sportowców. – Sukces rehabilitacyjny – mówi pani Ewa – zwłaszcza pozwalający pacjentowi wrócić do społeczności, jest w jakimś sensie cudem i każdy z nich ma wymiar indywidualny. Dla człowieka po ciężkim wypadku sukcesem będzie np. przejście samodzielnie do toalety czy wstanie z łóżka bez zniewalającego bólu. Przypadek, który zdarzył się młodemu, dwudziestokilkuletniemu mężczyźnie, należał właśnie do takich nieodwracalnych dramatów, które mogą
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz