Orzech do zgryzienia

Ostatecznie można sobie wyobrazić identyfikowanie kandydatów na zamachowców za pomocą ultrakrótkich fal Hertza w promieniu dwudziestu metrów od nadajnika. Nie wiadomo jednak, w jaki sposób można by im udaremnić odpalenie ładunku, ponieważ żaden komputerowy program nie byłby w stanie zapewnić stuprocentowego unieszkodliwienia wykrytych nosicieli środków wybuchowych. Jak na razie, realizacja obu tych zadań, to znaczy selekcja zamachowców wraz z ich obezwładnieniem, stanowi problem, jakiego nawet czysto teoretycznie nikt nie zdołał rozwiązać. Do niedawna dominował wśród ekspertów antyterrorystycznych pogląd, że praktycznie wszyscy zamachowcy rekrutują się spośród wyznawców islamu i kierują się głównie przeciwko Stanom Zjednoczonym i Anglii oraz ich wojskowym sojusznikom. Po zamachu w egipskim kurorcie Szarm el Szejk te mniemania również uległy silnemu podważeniu. Nie wiadomo już kto, nie wiadomo kiedy, i możemy tylko przypuszczać, że bombowa ofensywa ma za cel osłabianie, i to niszczące, cywilizacji Zachodu oraz wszystkich państw współpracujących z nim. Tym samym na arenie militarno-politycznej pojawiło się zagadnienie niesłychanie trudne do rozgryzienia. Warto sobie uprzytomnić, że każda dotąd powstała powieść kryminalna oparta jest na paradygmacie, który fabularnie oznacza zakłócenie porządku ludzkiego, wykrycie sprawcy zaś równa się przywróceniu ładu. Ten schemat został złamany przez arabskich insurgentów, tworzących kolejne klony zamachowców, ukrytych w tzw. śpiących komórkach i niedających się zidentyfikować w wieloetnicznym społeczeństwie Zachodu. Tym samym pojawiło się zagrożenie nowego typu, któremu nie można skutecznie przeciwdziałać. Lęki, jakie opanowały ostatnio mieszkańców Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych, są najzupełniej zasadne: inicjatywa spoczywa po stronie wyznawców dżihadu, zaś ugodzone społeczeństwa mogą tylko reagować śledztwem, a przecież wiadomo od dawna, że atak jest zawsze groźniejszy od obrony. Jeżeli zatem na domiar złego amerykańscy dowódcy mówią, że wojna domowa w samym Iraku, toczona pomiędzy szyitami, sunnitami i Kurdami, już się właściwie rozpoczęła, rokuje to fatalnie wojskom Zachodu, które mogą się znaleźć w ogniu wznieconej zawieruchy. Fatalność polega również na tym, że samobójcy arabscy wykazują stale rosnącą, niezrozumiałą dla nas pogardę dla własnego życia. Jest rzeczą złą mówić o tych ponurych aspektach niedawnych wydarzeń, lecz jeszcze gorszą byłoby ich przemilczenie lub przypuszczenie, że ten gniew islamu sam się wypali i uspokoi. 27 lipca 2005 r. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 31/2005

Kategorie: Felietony