Znowu spotkanie wokół mojej książki „Dom pisarzy w czasach zarazy”. Odbywa się w muzeum Władysława Broniewskiego. To niebrzydka willa na Górnym Mokotowie, poeta dostał ją w prezencie od partii. Odwzajemniał się wierszami, takimi jak trzeba, ale robił to z talentem. Jest jakiś wielki smutek w zachowanym bez zmian mieszkaniu, którego właściciel nie żyje, wszystkie przedmioty wydają się osierocone. Sypialnia Broniewskiego skromna, niemal ascetyczna. Sprawdzam łóżko – niewygodne. A potem siedzę z mikrofonem na wysokim tarasie, z którego białe schody biegną w dół, do ogrodu, gdzie siedzi publiczność. Dziwne, że Broniewski przez te schody się nie zabił, kiedy pił. Jego pijaństwo było problemem wagi państwowej. Istniało dwóch Broniewskich: ten piękny i szlachetny sprzed wojny, szaleńczo odważny, miał Virtuti Militari i cztery Krzyże Walecznych za rok 1920, heroicznie zachowywał się również jako więzień sowieckiej Łubianki; i ten tchórzliwy, konformistyczny w czasach PRL. Są sytuacje, a też systemy, które uwalniają w człowieku to, co najgorsze. W mojej książce o Broniewskim kilka anegdot, świetna jest scena opisana w dzienniku przez Marię Dąbrowską. Tu postawił się jednak ludowej władzy. Na przyjęciu pijany w sztok Broniewski krzyczy do Bieruta: „Wy chcecie, towarzyszu Bolesław, żebym ja napisał nowy tekst do hymnu narodowego. Ja to potrafię. Ja jeden. Ale ja hymnu narodowego nie będę zmieniał. Nie będę, bo nie mogę! Bo nie chcę”. Po chwili: „Bo to tak, jakbym orłowi polskiemu urwał głowę”. Bierut go przekonuje, że jednak warto, bo słowa są przestarzałe, nie odpowiadają już żadnej życiowej treści. Melodia może zostać. Broniewski jest uparty. Bierut grzecznie go mityguje: „No, dobrze, dobrze. Nie chcecie, to nie napiszecie nowego tekstu”. Jak by wyglądał stalinowski hymn? Strach myśleć. Inna sprawa, że słowa naszego hymnu są okrutnie przestarzałe, chwilami nawet komiczne, ale chyba nie ma na to rady. W drugiej części spotkania, gdy proszę o zadawanie pytań, wstaje mężczyzna w wieku poważnym, elegancko ubrany, i mówi, że jest ostatnim jeszcze żyjącym mieszkańcem domu na Iwickiej, o którym jest książka. To syn korektorki wydawnictwa Czytelnik, pani Gajewskiej, która też tam mieszkała. W domu lokatorami byli głównie pisarze, ale budynek był własnością Czytelnika i czasami przydzielano mieszkania pracownikom wydawnictwa. Jest emerytowanym profesorem biologii. Mam mieszane uczucia, jestem podekscytowany, ale i zmartwiony. Książka się ukazała, nawet jeśli będzie dodruk, nie mogę niczego dodać, bo rozsypie się skład, oszaleją zdjęcia i zwariuje indeks. Umawiamy się na spotkanie, gdy przeczyta książkę. Oby jak najmniej pamiętał, oby pamiętał jak najwięcej. • Mroczny Przemysław Czarnek ma być ministrem edukacji, na razie ma COVID-19, ale chłop twardy, wyjdzie z tego. A po co on prezesowi? Niby rozumiem prezesa, a nie rozumiem. Z wojną światopoglądową dobrze się czuje, nie stać go na inną wojnę, ale tej wojny na dłuższą metę nie wygra. Kobiety nie będą tylko rodzić dzieci i stać w kuchni, czego pragnie Czarnek, ludzie LGBT prędzej czy później, raczej wcześniej, uzyskają to, czego chcą. Nie ma powrotu do bicia dzieci, a przyszły minister edukacji jest za, oczywiście nie często, tylko czasami, łaskawy. Wisły kijem nie zawrócisz, ale podtruć ją można. Szansą prezesa byłoby pozyskanie elektoratu umiarkowanego, to inwestowanie w przyszłość partii. Ciekawe, że co było kiedyś perwersją, teraz jest normą, a co było kiedyś normą, teraz jest perwersją. Bo przecież kiedyś poglądy PiS na sprawy obyczajowe byłyby nawet postępowe, ba, rewolucyjne, teraz są kołtuńskie. A co do systemu polskiej edukacji, zapisałem sobie słowa nauczyciela, zgubiłem gdzieś nazwisko, niech mi wybaczy: „System edukacji jest wadliwie skonstruowany. Cierpią na tym nauczyciele, uczniowie, rodzice i biznes, ponieważ nie kreuje on liderów przyszłości, twórców, tylko odtwórców. System nie skupia się na promowaniu aktywności, kreatywności, przedsiębiorczości i krytycznego myślenia. Nie wspiera rozwoju kompetencji społecznych ani przywódczych. Pamiętajmy, że w coraz większej liczbie dziedzin odtwórcze czynności są po prostu zastępowane przez roboty, programy czy algorytmy. To nie wróży nam dobrze na przyszłość”. Ano właśnie. Wszystko, co wiem o szkole, obserwując swoje dzieci i wnuki, potwierdza te słowa. Na dodatek świetnie działa selekcja negatywna do zawodu nauczyciela. Uczenie w takich warunkach, przy takim programie, z mięsną wkładką „żołnierzy wyklętych”, za takie wynagrodzenie, to surowa kara. t.jastrun@tygodnikprzeglad.pl Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint