Oscar naznacza na całe życie

Oscar naznacza na całe życie

Rzadko zdarza się, że myślę: kiepski film, ale wspaniała scenografia Rozmowa z Allanem Starskim, scenografem, laureatem Oscara za scenografię do „Listy Schindlera” – Spotykamy się na tydzień przed ogłoszeniem Oscarów, więc jeszcze nie znamy tegorocznych zwycięzców. Czy może pan powiedzieć, na jakie filmy pan głosował? – Nie mogę, ponieważ wszyscy członkowie Akademii są zobowiązani do nieujawniania swoich preferencji przed ogłoszeniem laureatów. Ale mogę powiedzieć, jakie filmy mi się podobały. Uważam, że miniony rok był bardzo ciekawy dla kina. Poza filmami, które miały z góry zapewniony sukces kasowy i zostały dobrze przyjęte przez widzów i krytykę, jak np. „Władca pierścieni” czy „Harry Potter”, było wiele filmów spoza nurtu produkcji wysokobudżetowych, np. „Piękny umysł”, „Gosford.Park” Altmana czy francuska „Amelia”. – Jak pan przypuszcza, który film zdobędzie najwięcej Oscarów? – Prawdopodobnie „Władca pierścieni”. Osobiście nie jestem tym filmem zachwycony, chociaż doceniam jego znakomitą realizację, zwłaszcza stronę techniczną: scenografię, montaż, dźwięk i efekty specjalne. Jednak nie jestem fanem Tolkiena (nie czytałem jego książek) ani odbiorcą tego typu baśniowej opowieści. Jak każdy widz lubię filmy, które rozbudzają we mnie wielkie emocje, takim filmom dobrze życzę i na nie głosuję. – Jaki film najbardziej pana poruszył w ubiegłym roku? – „Helikopter w ogniu”, do którego nasz rodak, Sławek Idziak, zrobił zdjęcia. Jest to film niełatwy w odbiorze, wstrząsający w swoim realizmie. – A w którym filmie scenografia wywarła na panu największe wrażenie? – Kiedy oglądam film jako widz, nie zwracam uwagi tylko na scenografię. Robi na mnie wrażenie film jako całość. Bardzo rzadko zdarza się, że myślę: kiepski film, ale wspaniała scenografia. Taki jest los scenografa, że na ogół scenografia jest zauważona w dobrym filmie. Bo scenografia jest także wynikiem pewnej koncepcji reżysera. Jeśli reżyser nie ma nic do powiedzenia w obrazie, to i scenograf nie przebije się ze swoimi dekoracjami. Na przykład podziwiam wyszukaną scenografię we „Władcy pierścieni”, ale bardziej przemówiła do mnie klasyczna scenografia w filmie Altmana, ponieważ przemówił do mnie film jako całość. – Polski film „Quo vadis” odpadł przy typowaniu nominacji. Zdziwiło to pana? – Nie. Moim zdaniem, o wiele większe szanse miał film „Cześć, Tereska”. Ci, którzy typują filmy zagraniczne – a to dość wąskie grono – wybierają najczęściej filmy oryginalne, które coś mówią o krajach, gdzie one powstały. – Odkąd otrzymał pan Oscara za scenografię do „Listy Schindlera” (w 1994 r. – przyp. red.), został pan członkiem Amerykańskiej Akademii Filmowej i ma pan dożywotnie prawo wyborcze. Jakie są zasady głosowania? Pytam o to, bo powiedział pan, że na ten temat jest wiele fałszywych wyobrażeń. – Być może, Akademia powinna raz wydrukować płatne ogłoszenie i wyłożyć te zasady, bo co roku powtarzają się w mediach błędne interpretacje. Zasady są proste. Głosują wszyscy członkowie Akademii, nie ma żadnego jury. – Czy członkami Akademii są tylko zdobywcy Oscarów? – Nie. Każdy, kto zdobył Oscara, może zostać członkiem Akademii, jeśli wyrazi taką chęć. Ale także nominanci mogą zostać członkami, co jest bardziej skomplikowane – bo muszą mieć osoby wprowadzające – ale możliwe. Toteż grono akademików szybko się powiększa, obecnie liczy ok. 7 tys. osób. Głosowanie przypomina plebiscyt, rodzaj vox populi środowiska filmowego w Ameryce. Głosuję w dwóch etapach. Najpierw na nominacje: na najlepszy film i na moją dziedzinę, czyli scenografię. Wybieram od jednego do pięciu filmów w każdej kategorii (bo w każdej dziedzinie jest pięć nominacji). Po ogłoszeniu nominacji dostaję kwestionariusz, w którym są wszystkie kategorie zawodowe, w każdej po pięć nominacji – i tu już zaznaczam tylko jeden tytuł w każdej kategorii. Wszystkie filmy, które są grane w kinach przynajmniej przez trzy tygodnie – amerykańskie i zagraniczne – mają prawo ubiegania się o Oscara w poszczególnych dziedzinach zawodowych. Np. film Kieślowskiego startował w dziedzinach zawodowych, a nie w kategorii najlepszy film zagraniczny. I Piesiewicz, i Sobociński dostali nominacje w konkurencji zawodowej, poszczególnych kategorii. – W takim razie, co oznacza kategoria filmów zagranicznych? – Dotyczy filmów, których nie grano w kinach amerykańskich. Dlatego na tę kategorię głosują tylko ci członkowie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2002, 2002

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska