Osobliwi katolicy znad Wisły
Warszawa 19.10.2011 r. Tadeusz Bartos - filozof i teolog. Byly dominikanin. fot. Krzysztof Zuczkowski/FORUM
Polska niezgoda na nauki Franciszka jest odruchem stadnym, rodzajem bezhołowia użyźnionego niewiedzą Prof. Tadeusz Bartoś Rośnie w Polsce grupa polityków, publicystów, którzy coraz mocniej atakują papieża Franciszka, mówią: papież się myli. O co w tym chodzi? To już schizma czy coś innego? – Na pewno nie schizma. Po pierwsze, ci, którzy się wypowiadają, są katolikami. Trzeba więc wiedzieć, czy katolik może z papieżem się nie zgadzać. Inna kwestia to forma. W wypowiedziach tych panów, np. Jarosława Gowina, słyszymy, że oni się nie zgadzają z papieżem, ale nie mówią, dlaczego się nie zgadzają. Arystoteles pisał, że ludzie, którzy nie wiedzą, kiedy trzeba, a kiedy nie trzeba dostarczać argumentów, są niewychowani. W naszej cywilizacji mamy wolność, każdy mówi, co sądzi. Ale chcemy uzasadnień. Bez tego mamy rodzaj arogancji: ktoś mówi, że się nie zgadza, i koniec. Wyjaśnienie to oznaka szacunku, należy się każdemu, nie tylko papieżowi. Choć mogę się domyślać, skąd taka „śmiałość” naszych katolików w niezgadzaniu się z papieżem. Skąd? – Funkcjonuje wśród katolików „dobra nowina”, że nie wszystko, co papież mówi, jest dogmatem. Czyli, że niekiedy wolno się nie zgadzać. Co z tego wynika? – To syndrom ofiary jednej książki. Coś się wie, ale nie do końca. W nauce katolickiej są prawdy wiary, niekiedy najważniejsze, np. zmartwychwstanie, które nigdy nie były zdefiniowane dogmatem. Są tak centralne, że nie było sporu, więc i osobnego orzeczenia dogmatycznego. I tu przykra niespodzianka: kwestie etyczne, np. dotyczące pomocy ubogiemu, będącemu w potrzebie, bez domu, bez pożywienia są tego rodzaju. Należą do centralnego nauczania katolickiego, choć nie były dogmatyzowane na soborach. Stąd pan Gowin i inni politycy czy dziennikarze, deklarujący się jako katolicy, faktycznie nie zgadzają się z centralnym dogmatem chrześcijaństwa i stawiają się poza Kościołem katolickim. Nie mają racji, sądząc, że obowiązek pomocy uciekającym przed nędzą, głodem, śmiercią jest prywatną opinią papieża. Coś im za to grozi? – Status nieduchownych w Kościele katolickim jest taki jak niepełnoletniego w rodzinie. Nie traktuje się tego poważnie. Kontrola administracyjno-doktrynalna dotyczy duchownych. Pan Gowin może mówić, co chce. Tak jak dzieci mówią różne rzeczy. Element jego zgadzania się czy niezgadzania nie ma znaczenia dla instytucji kościelnej i jej struktury dogmatycznej. Ale Kościół przecież wewnętrznie się zmienia. – Owszem, ale to są dyskusje teologów. Także konserwatywny model wymaga dyskusji, niekiedy trwającej wieki (choć Jan Paweł II nawet to zwalczał). Spór na temat niepokalanego poczęcia Maryi trwał od średniowiecza, zanim w XIX w. przyjęto dogmat. Tymczasem Jarosław Gowin nie chce dyskusji na żadnym poziomie – ani ludzkim, ani teologicznym. Mówi, że nie chce być szantażowany moralnie. Dlaczego? Bo jest na straconej pozycji. Trudno dobrać chrześcijańskie argumenty przeciwko pomocy ludziom prześladowanym. Pan Gowin, jak to polityk, gdy go pytano o uchodźców, redefiniował pytanie, mówiąc o emigrantach ekonomicznych. Manipuluje słowami, asekuracyjnie zmienia treść problemu. I myśli, że nikt tego nie zauważy. UE nie ma skutecznego systemu ochrony granic, Europa nie może przyjąć wszystkich, którzy chcą w niej się znaleźć. Potrzeba selekcji, sprawiedliwej, skutecznej. O tym politycy muszą dyskutować. Tymczasem słyszymy: nie, bo nie. Dla mnie frapująca jest łatwość, z jaką w Polsce nauki Franciszka są dezawuowane. I to w niewybredny sposób. „Radują się lewacy i aktywiści sodomiccy” – to jeden z komentarzy. Czy to może przekształcić się w coś masowego, czy to są zwykłe internetowe utyskiwania? – Internetowy komentarz to osobliwość. Odbija się w nim psychologia człowieka, który myśli, że nikt go nie widzi i może nieodpowiedzialnie pisać, co mu przyjdzie do głowy. To są odruchy. Wynikają także z napuszczania ludzi, suflowania im tematów. Schizmy jednak z tego nie będzie. Polacy intelektualnie i organizacyjnie nie potrafiliby jej przeprowadzić, nawet gdyby by chcieli. Nieudolność, słomiany zapał, dotyczy też obszaru religii. Każde wielkie dzieło, także schizma, wymaga wytrwałości, przywództwa i przede wszystkim myśli, dogłębnej, przejmującej. Jak to było w przypadku reformacji. Tymczasem polska niezgoda na nauki Franciszka jest odruchem stadnym, rodzajem bezhołowia użyźnionego niewiedzą. Można krytykować pontyfikat papieża Franciszka, ale do tego potrzeba argumentów, a argumenty wymagają kompetencji, także teologicznej. Jego krytycy twierdzą, że reprezentują Kościół tradycyjny, wolny od „lewackich” naleciałości. – Mój podstawowy zarzut jest taki, że są powierzchowni. Chcą być konserwatywni, a nie wiedzą nawet, co to znaczy być
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety