Jaromir Netzel, prezes PZU, to rezultat wyobrażeń liderów PiS o kulisach polskiego biznesu Dziennikarze piszą o nim jako o postaci „kontrowersyjnej”, zamieszanej w ciemne operacje finansowe, wyprowadzanie majątku ze spółki Drob-Kartel, a być może związanej z procederem prania brudnych pieniędzy. Bertold Kittel stara się dowieść, że nie jest on godny pełnienia tak wysokiej funkcji w biznesie. Cel szlachetny, tylko… Te metody! Ci, którzy żywią nadzieję na szybki upadek gdyńskiego adwokata, liczą, że 30 sierpnia br. Komisja Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych pod przewodnictwem prof. Jana Monkiewicza odrzuci kandydaturę Netzela jako członka władz PZU. Powód – nie daje on rękojmi prowadzenia spraw zakładu w sposób należyty. A wtedy minister skarbu, Wojciech Jasiński, będzie musiał szukać następcy. Rewelacje „Rzeczpospolitej” na temat prezesa i jego reakcja – nazwanie redaktora Kittla „majorem” oraz supozycje co do związków ze „służbami” – nie ułatwią zadania komisji. Zwłaszcza że dotychczas prezes nie przedstawił twardych dowodów na poparcie swych śmiałych tez. Adwersarze także grają ostro, co skłania go do podejrzeń, że afera robiona jest „na zamówienie”. Nakręca to spiralę niechęci, a spór sprowadza do kwestii „kto kogo wykończy”. Jaromir Netzel musi go przegrać, bo z prasą nikt jeszcze nie wygrał. I nawet jeśli KNUiFE zaakceptuje go na stanowisku prezesa PZU, a po latach uzyska w sądzie satysfakcję, nikt nie będzie pamiętał, o co chodziło. Bo z pewnością nie o Drob-Kartel. Czynnik osobisty Prawo i Sprawiedliwość popełniło błąd, delegując do PZU Jaromira Netzela. Jeśli Jarosław Kaczyński chciał „odzyskać” spółkę, winien wysłać tam nie jednego, ale kilkudziesięciu zaufanych ludzi. Ale ławka kadrowa PiS była krótka. Ewentualni kandydaci na stanowisko prezesa, których nazwiska pojawiły się w mediach: Jan Emeryk Rościszewski, prezes Cardif Polska, oraz Paweł Dangel, prezes Allianz Polska – odmówili. Nowy prezes zajął gabinet, lecz był sam. A oczekiwania polityków wobec niego – niemałe. Wszak narodowy ubezpieczyciel, w ich mniemaniu, stanowił zaplecze finansowe postkomunistycznego układu. Dowody na potwierdzenie tej tezy winny być na wyciągnięcie ręki. Przykładem podobnego myślenia są wypowiedzi posła Jacka Kurskiego o niszczeniu dokumentów związanych z tzw. aferą billboardową oraz przecieki z Ministerstwa Skarbu Państwa o prowadzeniu kreatywnej księgowości przez ekipę Cezarego Stypułkowskiego. A dokładniej, że rekordowy wynik finansowy netto spółki w roku 2005 był efektem zabiegów księgowych. Plotkarskie zarzuty zostały zdementowane, lecz niesmak pozostał. Poza tym Rada Nadzorcza PZU przyjęła bez zastrzeżeń sprawozdanie finansowe za rok ubiegły. Tymczasem politycy PiS pytają: „Gdzie są kwity?”. Jaromir Netzel odkrył, że fotel prezesa jest gorący. Jeśli uda mu się przetrwać ataki mediów, nawet niewiele robiąc, odniesie sukces. Wyniki finansowe PZU od kilku lat biją rekordy, pierwsze półrocze tego roku było znakomite. Gdyby udało mu się wyprowadzić Grupę PZU z wojny między skarbem państwa a Eureko i nie dopuścić do destrukcji wizerunku tej najcenniejszej w Polsce spółki, byłby to olbrzymi sukces. Niestety nie ma on ani doświadczenia, ani współpracowników, którzy przekonaliby liderów PiS, że mogą bić się, z kim chcą, byle nie na jego terenie. W przeszłości nieraz widziano, jak wyniszczające są te zapasy. Choćby te wokół PKN Orlen w latach 2002-2005. I jak przykre konsekwencje miało to dla głównych rozgrywających: Wiesława Kaczmarka, Jana Kulczyka, Zbigniewa Wróbla i premiera Leszka Millera. Nie wydaje się, by obecny prezes PZU okazał się bardziej doświadczonym graczem. To osobnik wysokiego ryzyka. Pięścią w Eureko Za Netzelem stoją dziś murem kierownictwo resortu skarbu i premier. Bracia Kaczyńscy liczą, że zrobi porządek w spółce i pokaże Holendrom, kto w Polsce rządzi. Jakby chcieli zapomnieć, że umowę prywatyzacyjną z Eureko podpisał ich kolega z prawicy, minister Emil Wąsacz. O ile Kazimierz Marcinkiewicz szukał dyskretnie porozumienia z nimi i nawet wspomniał, że w ciągu dwóch lat akcje PZU trafią na giełdę, to premier Kaczyński ma inny plan – chce skłonić zagranicznego inwestora, by ten wycofał się z Polski. Jaromir Netzel, jako osoba spoza „układu”, nadawał się do wykonania tej Mission Impossible. Miał też świadomość, że stanowisko prezesa PZU nie jest dla niego kolejnym szczeblem kariery i gdy zostanie odwołany, wróci do zawodu adwokata.
Tagi:
Marek Czarkowski