Po 65 latach synowie zaginionego kapitana odnaleźli wrak jego okrętu USS „Grunion” zaginął wraz w lipcu 1942 r. podczas pierwszego patrolu. Przez 65 lat los okrętu podwodnego pozostawał nieznany. Dopiero niedawno odnaleziono wrak stalowego rekina. Wyprawę na burzliwe wody wokół Aleutów zorganizowali trzej synowie kapitana. „Grunion”, doszczętnie pogruchotany i zgnieciony przez ciśnienie, spoczywa na głębokości 300 m na północ od zasnutej mgłami wyspy Kiska. Jeszcze jedna z tajemnic II wojny światowej została wyjaśniona. Niemniej jednak pozostaje wiele znaków zapytania. Według nie do końca pewnych źródeł japońskich, okręt podwodny poszedł na dno po śmiertelnym pojedynku z frachtowcem „Kano Maru”. Czy jednak pocisk z pokładowego działa statku mógł zatopić prawie całkowicie zanurzone stalowe cygaro o długości 95 m? W pierwszy rejs „Grunion” wyruszył z New London w Connecticut. Dowódcą okrętu był wytrawny żeglarz Mannert Lincoln Abele. Okręt zmierzał w kierunku Kanału Panamskiego. W drodze, manewrując w gwałtownej burzy, uratował z szalupy 16 członków załogi storpedowanego przez U-boota statku. Jeden z wysadzonych w Panamie rozbitków napisał później: „Nigdy nie widziałem jeszcze tak wspaniałego opanowania rzemiosła morskiego jak to, które wykazał Abele”. 20 czerwca 1942 r. „Grunion” zawinął do Pearl Harbor na Hawajach. Dziesięć dni później stalowy drapieżnik wyruszył w pierwszy bojowy patrol. Wziął kurs na północ. Na początku czerwca Japończycy przeprowadzili operację dywersyjną, mającą na celu odciągnięcie amerykańskich lotniskowców z regionu wielkiej bitwy o Midway. Silny japoński zespół zajął Kiskę i Attu – dwie wyspy należące do archipelagu Aleutów, rozciągającego się między Alaską a Rosją. Po raz pierwszy od 1812 r. nieprzyjaciel okupował część terytorium Stanów Zjednoczonych. Wokół Kiski i Attu roiło się od statków cesarstwa. „Grunion” wraz innymi okrętami podwodnymi wyruszył, aby zwalczać żeglugę nieprzyjaciela na tych lodowatych, burzliwych, smaganych przez sztormy wodach, nazywanych przez japońskich marynarzy „diabelskim morzem”. 15 lipca kapitan Abele przymierzył się do niszczyciela, ale trzy torpedy chybiły. Kilka godzin później zaatakował po raz kolejny i zgłosił zatopienie aż trzech japońskich niszczycieli. Dopiero po wojnie okazało się, że „Grunion” posłał na dno dwa małe ścigacze okrętów podwodnych S-25 i S-26, trzeci zaś uszkodził. 28 lipca podwodny myśliwy wystrzelił dwie torpedy do niezidentyfikowanego okrętu, lecz nie osiągnął sukcesu. Dwa dni później „Grunion” nadał swój ostatni meldunek. Informował o znacznej aktywności polujących na okręty podwodne sił nieprzyjaciela i o tym, że zostało mu tylko 10 torped. W odpowiedzi otrzymał rozkaz powrotu z patrolu do Dutch Harbor, amerykańskiego portu na Aleutach. Ale „Grunion” nie dotarł tam nigdy. Po stalowym drapieżniku zaginął wszelki ślad. Kapitan Abele pozostawił żonę i trzech synów, z których najstarszy, Bruce, miał 12 lat, Brad był o trzy lata młodszy, John zaś był zaledwie pięcioletnim brzdącem. Brad tak wspomina dzień, kiedy przyszedł telegram o śmierci ojca: „Było piękne słoneczne popołudnie. Grałem wraz z braćmi w piłkę na drodze przed naszym domem w Newton Highlands. Matka wyszła do drzwi i zawołała nas. Staliśmy w promieniach słońca przed jej biurkiem w salonie, kiedy przeczytała telegram. Bruce zareagował emocjonalnie, ale ja nie okazałem żadnych uczuć. Pewnie dlatego, że ojciec zawsze powtarzał nam: „Żołnierz nigdy nie płacze”. Także po 1945 r. los „Gruniona” pozostawał nieznany. W źródłach japońskich nie znaleziono informacji na ten temat. Fakt, że japońska dokumentacja prowadzona była niedbale i chaotycznie. Amerykanie starali się dokładnie rejestrować przebieg służby każdego okrętu, samolotu i marynarza, jednak zaciekli w wojnie Japończycy nie przejmowali się stratami ani swoimi, ani tym bardziej przeciwnika. Dopiero w 2002 r. japoński miłośnik historii zmagań na Pacyfiku, Yutaka Iwasaki, opublikował na swojej stronie internetowej angielskie tłumaczenie artykułu, który ukazał się w marcu 1963 r. na łamach wydania specjalnego magazynu „Maru” („Morze”). Artykuł pod tytułem „Jak zatopiliśmy amerykański okręt podwodny”, napisał były kapitan marynarki Seiichi Aiura, który w lipcu 1942 r. był superintendentem (czyli prawdopodobnie oficerem odpowiedzialnym za obronę statku) na pokładzie frachtowca „Kano Maru”. Podtytuł artykułu głosił: „Ośmiocentymetrowe działo „Kano
Tagi:
Krzysztof Kęciek