Ostatni rewolucjoniści – Rozmowa z prof. Andrzejem Friszke

Ostatni rewolucjoniści – Rozmowa z prof. Andrzejem Friszke

Kuroń, Modzelewski – jako pierwsi dokonali analizy systemu PRL i napisali scenariusz jego rozbicia. To wszystko się spełniło – Zacząłem pańską książkę o Kuroniu, Modzelewskim i komandosach tradycyjnie – od przeglądania zdjęć. Jacy oni byli młodzi… – W roku 1965, kiedy napisali swój „List otwarty”, Kuroń miał 31 lat, Modzelewski 28. – Pisząc go i kolportując, wiedzieli, że pójdą za to do więzienia. Na kilka lat. Weszli w to z pełną świadomością. – Motywacja do aktywności była większa niż strach czy obawa przed więzieniem. Ale pamiętajmy, z jakich środowisk się wywodzili. Z rodzin socjalistycznych, komunistycznych, gdzie więzienie za działalność polityczną było częścią życiorysu. Kuroń pisał w „Wierze i winie”, że ojciec wielokrotnie mu mówił: „Synku, jak będziesz w więzieniu, to…”. Tak samo Modzelewski wyrastał w środowisku, gdzie więzienie było wpisane w biografię. – Dziadek Kuronia był bojowcem w Organizacji Bojowej PPS, brat dziadka również, ojciec w roku 1920 poszedł na front na ochotnika, potem brał udział w powstaniu śląskim, był w PPS, potem w Armii Krajowej. Dziadek Modzelewskiego to działacz mienszewików, więzień caratu, potem łagiernik, ojciec – łagiernik, ojczym to działacz rewolucyjnej lewicy, choć zarazem żołnierz w wojnie 1920 r., potem oczywiście sanacyjny więzień… Kuroń przyznał, że jak mu pierwszy raz założyli kajdanki, to „odczuł wzruszenie”. – Takie to były środowiska. Jest to moment, kiedy człowiek musi się sprawdzić. Panowanie nad sobą, nad emocjami, nad strachem. Kuroń i Modzelewski świetnie się sprawdzili w prawdziwie dramatycznej sytuacji uwięzienia. To była próba charakteru, musieli zapłacić wysoką cenę za swoje poglądy, postawę. Siedzieli w tej dekadzie prawie sześć lat. – Jakkolwiek by to zabrzmiało – za sprawę robotniczą. – Bo tak myśleli – w kategoriach klasy robotniczej, jej wyzwolenia od ucisku, jej wolności, jej praw. – Czy byli ostatnimi rewolucjonistami w tej sztafecie jeszcze z roku 1905, czy też pierwszym ogniwem „Solidarności”? – I to, i to. Niewątpliwie byli ostatnimi rewolucjonistami. W programie, który był przeznaczony do kolportażu jako tajna broszura, a który nie poszedł do kolportażu, bo w listopadzie 1964 r. bezpieka go skonfiskowała, jest to wprost powiedziane. Tam był rozdział – nie ma go w „Liście otwartym” – który się nazywał „Co robić?”. To instruktaż, jak budować nielegalną organizację, jak budować strukturę podziemnych kółek, jak walczyć i przygotowywać się do działania strajkowego itd. – Propagandyści partyjni zarzucali im, że są lewakami, trockistami… – Więc skąd ich spór z Ludwikiem Hassem, który był prawdziwym trockistą? Problemem nie był szyld. W latach popaździernikowych ludzie, którzy identyfikowali się z tradycją ruchu komunistycznego, ruchu robotniczego, ale radykalnie odrzucali stalinizm, szukali takich nawiązań, które by uniemożliwiały powrót do stalinizmu. Żeby zachować pewne pryncypia ideologii, ale żeby nie służyła ona temu, czemu służył stalinizm – zbrodni, dyktaturze, terrorowi. W związku z tym szukano w różnych kierunkach rewizji dotychczasowych zasad. Przy czym rewizjonizmy były różne. Rewizjonizm Leszka Kołakowskiego polegał na rewidowaniu przekonań marksistowskich w kierunku filozofii liberalnej świata zachodniego. A rewizjonizm Kuronia i Modzelewskiego polegał na szukaniu w tradycji ruchu rewolucyjnego tego ogniwa, gdzie ten ruch jeszcze był wolny od stalinowskiej skamieliny. Sięgali więc wstecz, a potem – już nie tylko wstecz. Zwracali się ku myśli o rewolucji Róży Luksemburg, także w kierunku Trockiego, ale również współczesnej lewicy zachodniej. Dzieci Października – Nie działali w społecznej próżni. Na Uniwersytecie Warszawskim popaździernikowa atmosfera wciąż nie wystygła. Dyskusje nad „lepszym socjalizmem” wciąż się toczyły, przyciągając najwybitniejsze jednostki. – Rok 1956, jego atmosfera, pewna dynamika, w gruncie rzeczy przypominał czas „Solidarności”. Te ciągłe dyskusje, ogromne zbliżenie ludzi, poczucie wspólnoty… – Wspólne doświadczenie pokoleniowe. – To wiele znaczyło, jeśli się było razem w takim ruchu. To jest doświadczenie środowiskowe ludzi z 1956 r., z okresu „Po prostu”, Października, zakładania organizacji studenckiej. Wszyscy są właściwie z tego samego pokolenia – Pomian, Kuroń, Modzelewski, Garlicki, Marody… Lekko starszy Kołakowski, ale to nie jest kosmiczna odległość. Wtedy nawiązały się więzi na całe życie. – Mówi pan o roku 1956 jako wielkim wydarzeniu, podobnym czasom „Solidarności”. Zastrzegając przy tym, że aby dobrze

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2010, 2010

Kategorie: Wywiady