Na początku lat 80. zwyciężyła antypowstańcza polityka, którą niezależnie od siebie prowadzili: gen. Jaruzelski, prymasi: Wyszyński i Glemp, część ludzi “Solidarności”, Wałęsa Antyrosyjskie powstania wybuchają w Polsce od połowy XVIII w. mniej więcej co 30-40 lat. Zaczęło się od konfederacji barskiej (1768-1772) poprzez insurekcję kościuszkowską (1794 r.), następnie powstanie listopadowe (1830-1831), powstanie styczniowe (1863-1864) aż do powstania warszawskiego (1944 r.). Na początku XX w. powstanie w Królestwie Polskim nie wybuchło tylko dzięki świadomej polityce kierowanej przez Romana Dmowskiego Ligi Narodowej. Politykę antypowstańczą próbował wcześniej podjąć margrabia Aleksander Wielopolski, ale nie odniósł powodzenia. Z przytoczonego przeze mnie zestawienia wynika, że na początek lat 80. wypada termin wybuchu kolejnego powstania, co bez wątpienia zbiega się z pojawieniem się “Solidarności”. Pierwsze starcie Strajkujący stoczniowcy, formułując swoje postulaty w sierpniu 1980 roku, świadomie odrzucają pokusę żądania wolnych wyborów, gdyż oznaczałoby to starcie z władzą, które musielibyśmy przegrać. Porozumienia Sierpniowe, przynosząc instytucjonalizację pluralizmu społecznego, ograniczają monopol PZPR do sfery aparatu państwowego. Wydaje się, że frontalne starcie z władzą nowego ruchu związkowego jest niemożliwe, a więc nie istnieje groźba powstańczego zrywu. Sytuacja zmienia się w momencie, gdy 17 września 1980 r. powstaje “Solidarność” i szybko dochodzi do ukształtowania się dualizmu państwo-związek – zamiast spodziewanego pluralizmu społecznego. Jeden z licznych ówczesnych konfliktów o mało co nie doprowadził do narodowej tragedii. Po raz pierwszy groźba powstańczego zrywu zawisła nad nami pod koniec marca 1981 roku. Przez cały okres trwania kryzysu bydgoskiego istniała możliwość wywołania strajku generalnego, co w efekcie musiałoby doprowadzić do nieuchronnego starcia z władzą. Istniejące zagrożenia doskonale rozumiał ks. prymas Stefan Wyszyński, który w dniu 28 marca 1981 r. apelował do przedstawicieli KKP “Solidarności”: “ Wstrzymujemy się od środka tak kosztownego, jakim może być strajk generalny, który tak łatwo jest zacząć, ale skończyć bardzo trudno”. I dodawał, że “sytuacja jest groźna. I dlatego też myślę, że gdybyśmy przeciągnęli strunę, wysuwając nasze postulaty, moglibyśmy później bardzo ciężko żałować następstw, które ściągnęlibyśmy na Polskę”. Na odbytym w trakcie kryzysu bydgoskiego posiedzeniu KKP “Solidarności” Lech Wałęsa – bez wątpienia pod wpływem stanowiska Prymasa Polski – przeciwstawił się dominującej we władzach związku tendencji, aby natychmiast ogłosić bezterminowy strajk generalny. Wałęsa – nawet za cenę naruszenia demokratycznych procedur w związku – przeforsował decyzję o strajku jedynie ostrzegawczym. Do wybuchu strajku generalnego – równoznacznego z ogólnonarodowym powstaniem – tym razem nie doszło. Z osiągniętego porozumienia bardzo niezadowoleni byli sowieccy przywódcy. Na posiedzeniu Biura Politycznego KC KPZR w dniu 2 kwietnia 1981 r. Leonid Breżniew mówi: “Do powszechnego strajku udało się przyjaciołom nie dopuścić. Lecz jakim kosztem? Za cenę kolejnej kapitulacji przed opozycją”. Dmitrij Ustinow dodaje: “Kiedyś sądziliśmy, że tow. Jaruzelski jest niezłomnym działaczem. Okazało się, że w gruncie rzeczy jest słaby”. Zapobieżenie podwójnej groźbie Przyjęcie przez “Solidarność” za swój program utopii samorządnej Rzeczpospolitej, w którym funkcje państwa przejmuje samorządne społeczeństwo, kierowane przez związek zawodowy, a zarządzanie gospodarką oparte jest na zasadzie powszechnego samorządu załogi, a następnie odrzucenie propozycji Jaruzelskiego, aby wspólnie rozpocząć budowę systemu ograniczonego pluralizmu politycznego, sprawia, że pod koniec 1981 r. dochodzi do paraliżu państwa. Istniały dwa sposoby rozstrzygnięcia powstałej sytuacji patowej. Broniąc struktur realnie istniejącego, chociaż ułomnego, państwa polskiego, można było doprowadzić do konfliktu polsko-polskiego albo – za przykładem Stanisława Augusta z okresu konfederacji barskiej – czekać bezradnie na obcą interwencję, bo jak mówił 29 października 1980 r. Andriej Gromyko: “Nie wolno nam utracić Polski”. Jakie skutki dla Polski mogła nieść ze sobą sowiecka interwencja? Mówił o tym trafnie Henryk Jabłoński przed Komisją Odpowiedzialności Konstytucyjnej: “Mieliśmy największą dozę suwerenności. Wiązało się to z wieloma sprawami, m.in. z naszą polityką wewnętrzną i zagraniczną. Mieliśmy wiele zupełnie innych rozwiązań niż w pozostałych krajach (…). Gdyby była interwencja, wszystko to runęłoby. Znaleźlibyśmy się w najgorszej sytuacji właśnie dlatego, że byliśmy krajem najbardziej suwerennym w granicach obozu socjalistycznego. Za to, że byliśmy odmienni, że nie chcieliśmy się poddać
Tagi:
Lech Mażewski