Polska mogłaby z powodzeniem starać się w USA o udostępnienie zapisu rozmowy braci Kaczyńskich, gdyby przyjęła hipotezę, że katastrofa Tu-154 była wynikiem… zamachu terrorystycznego Czy kiedykolwiek dowiemy się, dlaczego doszło do katastrofy Tu-154 w smoleńskim lesie? Od kilkunastu miesięcy dziesiątki ludzi próbują zrekonstruować każdy istotny szczegół tragicznego lotu. Rozwikłać jego kolejne tajemnice. I nie chodzi tu o hel czy inne tego typu teorie. Chodzi o odpowiedzi na najbardziej oczywiste pytania: dlaczego załoga zdecydowała się lądować w gęstej mgle, skoro wszystkie regulaminy tego zabraniały? Dlaczego nie odleciała na lotnisko zapasowe? Pytań jest więcej. Na pewno w grupie spraw dotyczących okoliczności katastrofy, nad którymi wciąż widnieją znaki zapytania, jest tzw. rozmowa braci, czyli rozmowa Lecha Kaczyńskiego z Jarosławem na 20 minut przed katastrofą. Wielu uważa ją za kluczową. Lech Wałęsa mówi wprost: „Katastrofa smoleńska będzie skłócać Polaków do momentu, aż ujawniona zostanie treść rozmowy między Lechem i Jarosławem Kaczyńskimi. Wtedy wszystko się ułoży, bo nikt nie wytrzyma prawdy o tamtych zdarzeniach”. Wałęsa mówi głośno to, o czym wielu polityków i wysokich rangą urzędników nadmienia w formie prawdopodobnej hipotezy. Lub hipotezy wartej rozważenia – że po rozmowie z bratem prezydent uznał, że nie trzeba od razu odlatywać na lotnisko zapasowe, że można nad smoleńskim lotniskiem „się rozejrzeć”… Czy tak było? By tę hipotezę przyjąć, by uznać, że myślenie Wałęsy idzie dobrym torem, trzeba wpierw odpowiedzieć na następujące pytania: 1. O której godzinie odbyła się rozmowa braci, czy była w takiej chwili, że mogła rozstrzygnąć o decyzji prezydenta? 2. Czy została przez kogokolwiek nagrana? 3. Jaki mógł być jej przebieg? 4. Czy są szanse, jeżeli została nagrana, by to nagranie uzyskać? 8.20 (albo trochę wcześniej) Media już dawno podały, że prokuratura przesłuchiwała Jarosława Kaczyńskiego w sprawie jego rozmowy z bratem. Najprawdopodobniej wtedy też ustalono, kiedy dokładnie ta rozmowa miała miejsce. Wcześniej bowiem podawano rozmaity jej czas – w jednej wersji, że na 36 minut przed katastrofą, w drugiej – że na kilkanaście. Otóż wiemy, że rozmowa odbyła się tuż przed godziną 8.20 (śledczy znają dokładną jej godzinę, chociażby z zapisu w telefonie Jarosława Kaczyńskiego). O 8.19 z telefonu, za pomocą którego rozmawiali bracia, dzwoniła do domu Izabela Tomaszewska z Kancelarii Prezydenta. Chwilę wcześniej prezydent rozmawiał z bratem i wiemy, że rozmowa nie była długa. W prokuraturze Jarosław Kaczyński zeznał, że to Lech dzwonił do niego i że poinformował go o stanie zdrowia ich mamy leżącej w szpitalu na Szaserów. I że po minucie rozmowa się urwała. Naczelna Prokuratura Wojskowa twierdzi, że rozmowa nie dotyczyła warunków lotu ani kwestii lądowania. Jak można mniemać, taką informację uzyskała od samego Jarosława. Tyle wersja oficjalna. Budzi ona jednak sporo wątpliwości. Otóż z dostępnego stenogramu z czarnej skrzynki Tu-154 wiemy, że piloci wcześniej wiedzieli już, że warunki do lądowania w Smoleńsku są bardzo trudne. O 8.10 drugi pilot mówi: „No nie, ziemię widać, może nie będzie tragedii?”. O 8.14 piloci otrzymują informację, że w Smoleńsku jest mgła i widzialność 400 m. A o 8.17 ma miejsce taki dialog: „Dowódca: Nieciekawie, wyszła mgła, nie wiadomo, czy wylądujemy. Niezidentyfikowana osoba: A jeśli nie wylądujemy, to co? Dowódca: Odejdziemy. Niezidentyfikowana osoba: (niezrozumiałe)” Później trwa rozmowa pilotów z „niezidentyfikowaną osobą” (a może z dwiema osobami), piloci odpowiadają, ile mają paliwa (to ważne, gdy planuje się wybór lotniska zapasowego), próbują się dowiedzieć (na wyraźną sugestię „niezidentyfikowanej osoby”), czy wylądował lecący wcześniej Jak-40 z dziennikarzami. „Niezidentyfikowana osoba” mówi, że wylądował, i wtedy, o 8.19, podejmują decyzję, że „podejdziemy i zobaczymy”. Z dialogu wynika też, że owa „niezidentyfikowana osoba” czuje się w kabinie pilotów bardzo swobodnie, ba, wręcz dyryguje pilotami. Dodajmy do tego jeszcze jeden element: otóż drzwi kabiny pilotów były otwarte, więc nie sposób ustalić, kto do niej wchodził i kiedy. Ani kiedy wychodził. Wiadomo tylko, że za kabiną usytuowany był salonik, w którym podróżował prezydent. A trochę dalej salonik generałów. Tak więc najważniejsi pasażerowie samolotu byli na bieżąco informowani o sytuacji. Pytanie tylko, kiedy zostali uświadomieni, że lądowanie w Smoleńsku może się nie odbyć. Z zapisów czarnej skrzynki
Tagi:
Robert Walenciak