Jeśli reforma przejdzie w obecnym kształcie, zapłacimy za nią wysoką cenę Dr hab. Roman Dolata – profesor Uniwersytetu Warszawskiego, pracownik Wydziału Pedagogicznego UW oraz Instytutu Badań Edukacyjnych, badacz nierówności społecznych w oświacie Czy w społeczeństwie pełnym nierówności można zrealizować zapis konstytucji – powtórzony w rządowym projekcie ustawy Prawo oświatowe – zobowiązujący władze publiczne do zapewnienia wszystkim obywatelom równego dostępu do wykształcenia? – Od strony formalnoprawnej i organizacyjnej postulat równego dostępu został w Polsce spełniony: mamy nie tylko prawo do nauki, ale i obowiązek szkolny do 18. roku życia, osoby nim objęte mogą się uczyć w bezpłatnych szkołach. Jednak pod względem równego dostępu do dobrej edukacji sytuacja wygląda już inaczej. Z pewnością nigdy nie uda się osiągnąć pełnej równości różnych grup społecznych w zakresie efektów edukacji. Niemniej jednak ten cel pozostaje ważnym ideałem, do którego należy dążyć, zgodnie z nim powinno się organizować życie społeczne i prowadzić politykę oświatową. Warto dociekać, jak daleko jesteśmy od tego ideału, czy zbliżamy się do niego, stoimy w miejscu, czy może się oddalamy. Status przypisany Wspomniał pan o obowiązku szkolnym, od którego zaczęło się powszechne kształcenie. W Polsce wprowadzono go w 1919 r., ale dopiero w latach 50. zaczęto egzekwować ukończenie siedmioletniej szkoły podstawowej, w kolejnej dekadzie naukę w niej wydłużono o rok. Obecnie mamy dziewięcioletnią edukację powszechną, więc jesteśmy chyba znacznie bliżej ideału. – Pod względem upowszechnienia poszczególnych poziomów edukacji i wskaźników scholaryzacji dokonał się niebywały postęp. Przed wojną do liceów trafiało 3-4% osób z danego rocznika. Patrząc z perspektywy historycznej, można z pewnością stwierdzić, że polska oświata staje się coraz bardziej egalitarna. Mimo to słychać głosy ekspertów, że szkoła reprodukuje nierówności społeczne. – Sukces szkolny, sukces edukacyjny był i jest uzależniony od tzw. statusu przypisanego, czyli od tego, gdzie i w jakiej rodzinie dziecko się urodziło. Ten determinizm statusowy nie jest polską specyfiką, występuje we wszystkich społeczeństwach, choć z różnym nasileniem. W krajach azjatyckich i skandynawskich status społeczno-ekonomiczny ucznia w niewielkim stopniu wyznacza sukces edukacyjny, zupełnie inaczej rzecz się ma w Ameryce Południowej. W Polsce poziom determinacji statusowej jest przeciętny. Wykształcenie rodziców, poziom ich dochodów, zasoby kulturowe domu rodzinnego – choćby liczba książek – pozwalają wyjaśnić sukces edukacyjny w 15%, najwyżej 20%. Pozostałe 80% to inne czynniki, przede wszystkim indywidualne: inteligencja, ambicja, motywacja. To jednak nie zwalnia państwa od wyrównywania szans i możliwości edukacyjnych. Takie było zamierzenie deklarowane przez autorów reformy z 1999 r. – Reforma Handkego zakładała upowszechnienie wykształcenia średniego do poziomu 80% osób legitymujących się maturą. Drugim ważnym jej celem było wyrównanie szans edukacyjnych środowisk wiejskich. W tamtym czasie myślano o nierównościach społecznych w oświacie w kategoriach przeciwstawienia wsi miastu. To zrozumiałe, dzieci ze wsi zawsze miały do szkoły pod górkę. – Dystans między poziomem kształcenia na wsi i w mieście już wtedy nie był taki oczywisty, ale wciąż pokutował stereotyp, który wyostrzał różnice między poszczególnymi grupami, głównie wsią i miastem, a równocześnie przesłaniał różnice w obrębie jednej grupy – zarówno wsi, jak i wielkich miast. Dzięki sprawdzianowi szóstoklasisty i egzaminowi gimnazjalnemu uzyskaliśmy pierwsze powszechne badanie wyników kształcenia. Już pierwszy sprawdzian i egzamin w 2002 r. pokazały, że występuje różnica w poziomie wyników między wsią i miastem. Dystans w przeciętnym poziomie nauczania między szkołami na wsi i w małych miastach, do 20 tys. mieszkańców, był niewielki i zatarł się zarówno na poziomie szkoły podstawowej, jak i gimnazjum po kilku latach. Zachowała się natomiast różnica między wsią a dużymi miastami. Język nierówności Miernikiem nierówności edukacyjnych stało się nauczanie języków obcych. – Po wprowadzeniu egzaminu gimnazjalnego z języka obcego na poziomie rozszerzonym uwidocznił się dystans między wsią a dużym, czyli co najmniej 100-tysięcznym, miastem. Jeśli można wskazywać obszar, w którym państwo powinno mocno ingerować, jest nim właśnie poprawa nauczania języków obcych. Przy tym ingerencja państwa powinna być precyzyjnie adresowana. Rozpowszechniony podział na wieś oraz małe, średnie i duże