Otworzyć okna

Rozpoczęła pracę specjalna sejmowa komisja śledcza dla zbadania „ujawnionych w mediach zarzutów, dotyczących przypadków korupcji podczas prac nad nowelizacją ustawy o radiofonii i TV”. Ta nazwa komisji jest ważna, ponieważ – i słusznie – nie ma w niej żadnego apriorycznego wskazania jakiejkolwiek osoby lub instytucji winnej tej korupcji i komisja ma działać obiektywnie, wolna od uprzedzeń, o co niełatwo, skoro wszystkie media od tygodni mówią o tej sprawie jako o „sprawie Rywina”. Jest już jednak niemal oczywiste, że każdy dzień pracy tej komisji przynosić będzie – i już przynosi – smakowity pokarm dla mediów w postaci przypuszczeń, podejrzeń i pomówień, a wszystkie możliwe orientacje polityczne i grupy interesów piec będą przy tym ogniu swoją pieczeń. Jest to zły prognostyk dla położenia kresu zalewającej kraj fali korupcji i dla oczyszczenia atmosfery życia publicznego. A przecież o to właśnie powinna się starać sejmowa komisja. Wszystko inne bowiem może załatwić prokuratura i nie jest do tego potrzebny parlament. Oczyszczenie życia publicznego w Polsce nie jest dzisiaj sprawą łatwą, jeśli w ogóle jeszcze jest to możliwe. Za tą pesymistyczną tezą przemawiają fakty, z których dwa wydają mi się najważniejsze. Pierwszy to trwające już od lat rozmywanie się i wreszcie wyparowywanie spraw, które początkowo prezentowane jako wołające pomstę do nieba nadużycia czy afery korupcyjne po jakimś czasie znikają z pierwszych stron gazet, grzęzną w sądach, okazują się nierozwiązywalne. Drugim jest związane z tym coraz mniejsze zaufanie społeczeństwa do elit politycznych. Można być niemal pewnym, że cokolwiek wyniknie z prac sejmowej komisji śledczej, spora część opinii będzie nadal przekonana, że po prostu ktoś się z kimś tak umówił, coś załatwiono pod stołem, czegoś nie wyciągnięto na światło dzienne. Nie tak dawno, kilka dni temu, sąd wydał wyrok skazujący w ciągnącej się od lat sprawie Macieja Zalewskiego, byłego dygnitarza w kancelarii Lecha Wałęsy i działacza Porozumienia Centrum braci Kaczyńskich, oskarżonego o wzięcie łapówki od właścicieli słynnej niegdyś firmy Art-B, panów Bagsika i Gąsiorowskiego. Pieniądze wzięte przez Zalewskiego służyć miały medialnej spółce Telegraf, powiązanej z Porozumieniem Centrum. Nikt już nie pamięta, kto to był Zalewski i co to było Art-B, pierwsza wielka kapitalistyczna firma w Polsce o niesłychanym rozmachu, także medialnym. Ale przykład ten pokazuje nie tylko nierychliwość sądów, lecz przede wszystkim to, że jeśli naprawdę chcielibyśmy oczyścić atmosferę w kraju, musielibyśmy sięgać do samych niemal początków III Rzeczypospolitej, a więc do momentu, kiedy po raz pierwszy w naszym kraju władza publiczna zetknęła się z prywatnym kapitałem. Nie znaczy to, że wcześniej nie było w Polsce afer, nadużyć czy złodziejstwa. Oczywiście, że wszystko to było, ponieważ natura ludzka jest ułomna, nie było jednak sytuacji, w której ludzie pracujący na niwie publicznej poczuli się gorsi, ubożsi, bardziej ograniczeni, a nawet wręcz uzależnieni od ludzi posiadających wielki prywatny kapitał. Było to doświadczenie nowe, nieznane dotychczas i od tego momentu służba publiczna stała się regionem podwyższonego zagrożenia dla ludzkich charakterów, czego niezliczone przykłady oglądamy niemal codziennie. Podobno w jednym z międzynarodowych opracowań na temat Polski mówi się otwarcie, że przeprowadzenie dowolnej ustawy w polskim Sejmie kosztuje kilka milionów dolarów, i jeśli nawet jest to nieprawda, pokrywa się ona dość niepokojąco z coraz bardziej powszechnym odczuciem społecznym. Myślę, że jeśli chcemy na serio rozmawiać o oczyszczeniu atmosfery życia publicznego w Polsce, musimy sięgnąć do źródeł. Otóż, mówiąc w wielkim skrócie, panująca u nas korupcja jest jeszcze jednym, nieprzewidzianym wcześniej skutkiem ubocznym transformacji ustrojowej. Planując tę transformację, liczono się z tym, że spadnie początkowo produkcja i dochód narodowy, że padną rozliczne firmy i zakłady pracy i pojawi się zjawisko bezrobocia. Nie brak ludzi, którzy uważają, że koszty te okazały się zbyt wysokie, a „terapia szokowa” była zbyt brutalna i niepotrzebna. Ale nikt nie zastanawiał się nad tym, jak działać będzie życie publiczne w sytuacji, kiedy to nie tylko pieniądze państwowe i publiczne, podlegające publicznej kontroli, ale także pieniądze prywatne zaczną rzeźbić kształt naszego życia. A przecież tak dzieje się na każdym kroku. I wcale nie musi to być żadna korupcja, może to być

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2003, 2003

Kategorie: Felietony