Czy pada Pani/Pan ofiarą lęku zawodowego?

Czy pada Pani/Pan ofiarą lęku zawodowego?

Prof. Zbigniew Religa, kardiolog, senator Nie mam z tym problemów tak długo, jak długo jestem w zgodzie ze swoim sumieniem. Dopóki jestem pewny, że w danym przypadku postępowałem dobrze, że uczyniłem wszystko dla uratowania życia człowieka, nie odczuwam żadnego lęku. To dla mnie ogromnie ważne, bo czasami robię rzeczy, które nie są uznane za powszechnie przyjęte, ale dopóki jestem czysty wobec samego siebie, to nawet przegrana, nawet śmierć pacjenta nie jest dla mnie groźna, cała odpowiedzialność zewnętrzna mnie w tym momencie nie obchodzi. Taka sytuacja nastąpiła np. wtedy, gdy zdecydowałem się na przeszczep serca świńskiego w celu ratowania życia pacjenta. To się nie mieściło w kategoriach procedur medycznych, wybuchła afera, krytykowano mnie, a nawet padła propozycja odebrania mi dyplomu lekarskiego. Wszystko zniosłem dobrze, bo powiedziałem sobie: Religa, nie miałeś wyjścia, musiałeś tak postąpić. Maciej Kuroń, kucharz Zawód kucharza jest bardzo łatwo weryfikowalny. Droga od projektu do efektu jest krótka. Nie tak jak w zarządzaniu czy biznesie, gdzie efekty decyzji przychodzą czasem po latach. Tutaj jest krótka piłka i wszystko zostaje zaraz sprawdzone, czy to w restauracji, czy nawet gdy się gotuje w domu dla przyjaciół i rodziny. Kucharz nierzadko podejrzewa, że goście nie mówią prawdy, i stara się śledzić zachowanie jedzących: czy mlaskają, czy proszą o dokładkę, czy też mówią, że było bardzo dobre, ale są już najedzeni. Lęk w moim przypadku to trochę zbyt duże słowo, bo w końcu doświadczenie i to, że gotuję już wiele lat, robią swoje. Jednak zawsze pozostaje jakiś niepokój i tego zupełnie wyzbyć się nie da. Jerzy Stuhr, aktor, reżyser, rektor PWST w Krakowie W zawodzie aktora jest lęk przed odpowiedzialnością. Mam przekonać kogoś do czegoś, a nie mam pewności, czy się uda. To powoduje tremę, obawę, czy stanę na wysokości zadania. Im bardziej sprzyjają mi sukcesy zawodowe, tym większą mam tremę, bo odpowiedzialność wzrasta. Widzę, że ludzie przychodzą na mnie, nie dość, że zapłacili, to jeszcze chcą mnie zobaczyć w najlepszej formie i przeżyć ze mną chwile wzruszenia. To powoduje we mnie ogromne stany lękowe, czy ja dzisiaj nie zawiodę. Gdzieś po 20 minutach pracy, tj. trwania spektaklu, już wiem, że stanę na wysokości, potem zaczyna się ogromna radość, że z tymi ludźmi tworzę nastrój, że z tą publicznością wspólnie podążamy do zwycięstwa. Ale na drugi dzień powtarza się to samo. Stany lękowe wzrosły, gdy sam stałem się instytucją, gdy zdałem sobie sprawę, że nie odpowiada za mnie żaden dyrektor, że wszystko jest tylko w moich rękach. W filmie, który reżyseruję, jest lęk innego rodzaju, stres podwójny, prócz już opisanego jest obawa, czy warto było dać tyle pieniędzy na moją myśl. To niekiedy trwa całe miesiące. Bo to ja proponuję kosztowny scenariusz, ja się pcham – i ta odpowiedzialność męczy. Andrzej Bulanda, architekt Każde działanie kreatywne poddane jest późniejszej weryfikacji odbiorcy. Pokazuje się dzieło, które nie jest czystą matematyką ani inżynierią, gdzie proponuje się rozwiązania zoptymalizowane i w danej chwili najlepsze. Oczywiście mam dobre przygotowanie do zawodu, także konceptualne i filozoficzne, co daje poczucie wiary w siebie i pewności, ale ocenia anonimowy odbiorca, nierzadko nieprzygotowany, bo przeciętne gusta rozmijają się z tym, co jest współczesnością. Kręgi odbiorców architektury są zróżnicowane. Nie obawiam się fachowych krytyków ani przedstawicieli architektów, bo bronią mnie wiara we własną uczciwość zawodową, przygotowanie i doświadczenie. Tragedia odbioru architektury zwłaszcza w Polsce polega na tym, że chcemy, by efekt finalny odpowiadał projektowi. Dlatego poszukujemy świadomego inwestora i dobrego wykonawcy. Jeśli te czynniki razem zagrają, jest szansa na pozytywny odbiór dzieła. Ale często towarzyszy nam stres, czy czegoś nie spieprzą, nie uproszczą, nie pójdą na skróty. Boimy się, że stopień spaprania i odejścia od założeń projektowych będzie duży, a potem będziemy się wstydzili nie za swoje decyzje. Ks. Stanisław Obirek, jezuita Dla mnie jako dla księdza jedynym celem jest życie w prawdzie i mówienie rzeczy zgodnie z tym przekonaniem. Jeśli się czegoś boję, to tylko tego, że mogę z różnych względów nie sprostać tej prawdzie. Konsekwencje tego mogą być różne, np. konflikt z moim otoczeniem opartym na strukturze hierarchicznej, w której ważne jest posłuszeństwo. Mój „zawód” tym się różni od biznesu czy polityki, że nie ma celu politycznego, nie pracuje się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 37/2002

Kategorie: Pytanie Tygodnia