Były prezes PZU Życie kupował konie, posłów, dziennikarzy. Przez trzy lata wyprowadził 170 mln złotych Kiedy przegląda się akta sprawy byłego szefa PZU Życie, to – oczywiście oprócz słusznego oburzenia – zazdrość towarzyszy zdumieniu. Jak? Jak on to wszystko zrobił? Jak w ciągu kilku lat lekarz po lubelskiej Akademii Medycznej, człowiek dziś 35-letni, od roku siedzący w areszcie, dorobił się dwóch stadnin koni, pałacyku, dwóch dużych gospodarstw rolno-hodowlanych, dwóch kamienic, kilku apartamentów, paru milionów dolarów na zagranicznych kontach, kliniki stomatologicznej (dla żony), o setkach tysięcy złotych w gotówce (na drobne wydatki) już nie mówiąc? Mowa o majątku, który odnaleziono i – częściowo – zabezpieczono. A przecież zostało jeszcze co najmniej tyle, że po ustaleniu niewyobrażalnej dla przeciętnego człowieka kaucji za zwolnienie z aresztu wynoszącej 6,5 mln zł, mec. Marek Gumowski powiedział: – Czas pokaże, jaka decyzja zostanie podjęta przez mojego klienta… (w 2001 r sąd rejonowy wypuścił Wieczerzaka z aresztu „tylko” za 300 tys. zł kaucji, ale za sprawą sądu okręgowego ponownie trafił on do celi). Niezależnie od tego, mec. Gumowski zapowiedział złożenie zażalenia na tę kaucję, uznając, iż jest ona niesprawiedliwa i rażąco za wysoka. Idzie Grześ przez wieś Jako prezes PZU Życie Grzegorz Wieczerzak zarabiał niewiele ponad 20 tys. zł miesięcznie. To godne pobory – ale przecież niewystarczające do zgromadzenia podobnego majątku. Szef PZU Życie skromnie wyjaśniał, iż jego osiągnięcia nie są niczym niezwykłym, bo np. obie stadniny nabył za sumę równą wartości domku pod Warszawą. Jego zdaniem, skarb państwa oddaje w dzierżawę tysiące hektarów, które można wziąć praktycznie bez pieniędzy, na takie inwestycje stać każdego. Dziś na wsi możliwe są takie zakupy. – Nie ulega wątpliwości, że Grzegorz Wieczerzak to zdolny człowiek z otwartą głową, szybko się uczy, a przede wszystkim doskonale wie, gdzie stoją konfitury. Oszczędny, umie bardzo racjonalnie gospodarować każdym groszem – wspomina jeden z jego byłych współpracowników w PZU Życie. Błyskotliwa kariera Wieczerzaka rozpoczęła się wtedy, gdy został drugim w Polsce maklerem i ukończył podyplomowe studium doradców podatkowych na SGH. Studiował też na uniwersytecie Illinois, zajmował odpowiedzialne stanowiska w Banku Handlowym i firmie ubezpieczeniowej Societe General, zaś w 1998 r. z rekomendacji swego przyjaciela, również lekarza, Władysława Jamrożego, został prezesem PZU Życie. Szable panów prezesów Jamroży i Wieczerzak mieli w poprzednim Sejmie stałe wsparcie ze strony niemałej, liczącej niemal 30 posłów części klubu AWS. Dzięki ich wspólnym działaniom parlamentarnym i lobbystycznym udawało się blokowanie prywatyzacji PZU, która nieuchronnie prowadziłaby do utraty stanowisk przez obu prezesów. W walce z szefami PZU i PZU Życie fotel utracił minister skarbu, Emil Wąsacz, który wcześniej ich popierał, tak jak i ówczesna sekretarz stanu, Alicja Kornasiewicz. Następca Wąsacza, przyjaciel Jamrożego i Wieczerzaka, Andrzej Chronowski, odszedł zaś, bo nie chciał dopuścić, by Wieczerzaka odwołano z funkcji szefa PZU Życie. Usunęła go wreszcie następna minister skarbu, Aldona Kamela-Sowińska, twierdząc, że Wieczerzak zagraża ekonomicznym interesom państwa. Bój był jednak zażarty, trwał kilka miesięcy, a na stronę Wieczerzaka przeszli członkowie Rady Nadzorczej PZU Życie powołani przez skarb państwa, którzy odmówili wykonania poleceń resortu skarbu, nie chcieli głosować przeciw Wieczerzakowi – i złożyli rezygnację z członkostwa w radzie. Klientela Grzegorza Wieczerzaka była więc rozległa i działała skutecznie. Gdy Wieczerzak stracił wreszcie stanowisko szefa PZU Życie, zaczął w ramach rewanżu opowiadać, jak politycy AWS namawiali go, by zainwestował w TV Puls. Dał się zresztą namówić – i PZU Życie zainwestowało w tę telewizję. – Według ocen naszych analityków, ta inwestycja będzie dochodowa – mówił w ubiegłym roku. Okazało się to błędem. Dziś Puls wegetuje i nie ma szans na odzyskanie wyłożonych środków. – Miałem przyjemność odbycia rozmowy z Marianem Krzaklewskim który sugerował, że dobrze byłoby, żeby PZU Życie weszło w tę inwestycję, a tym samym umożliwiło innym państwowym przedsiębiorstwom zaangażowanie się w takie przedsięwzięcie. Spotkaliśmy się na śniadaniu w hotelu sejmowym, był pan Marian Krzaklewski, pan Mirosław Kasza,