Pamiętnik IV Rzepy

31.05 Czytając ostatnio pana redaktora Rafała Ziemkiewicza, dochodzę do wniosku, że jest on najszczęśliwszym człowiekiem w naszym kraju, ponieważ ma niebywale prosty sposób oceny ludzi żyjących. Prawy to dla niego prawy, a lewy to lewy, prawy to znaczy absolutna prawość, a lewy jedynie lewizna. Dlatego kiedy powiedziałem, że istnieje obecnie w naszym kraju cenzura, to w to nie uwierzył, bo to niemożliwe, jakby mając literacką wyobraźnię, nie słyszał o białych rękawiczkach. A ponieważ ja tę całą zadymę wywołałem, to powinienem pierwszy pójść na wojnę, która jest podobno wszystkich ze wszystkimi. Ja nie pójdę, ponieważ mi to wszystko zwisa, to znaczy, kto będzie kogo wykańczał, żeby jego było na górze, ja chcę uczciwie mówić i śpiewać o czasach, których dożyłem, dlatego występując w państwowej telewizji, od pewnego czasu czuję dyskomfort, szczególnie widząc oczy spanikowanych redaktorów, ponieważ nie jestem żadnym kwiatkiem do kożucha satyrycznych audycji, ale wyraźnym pryszczem na dupie. Dlatego dałem se siana. Problem ze mną, panie Rafale, polega na tym, że jestem człowiekiem niezależnym i finansowo i w myśleniu, ja nie liczę złotówek schowanych w bieliźniarce lub, wstyd się teraz przyznać, na własnym koncie, ponieważ mnie nie dołuje to, czy będę miał ich mniej, czy więcej, mnie interesuje to, czy ładnie mi się uda przeżyć resztę życia bez żadnych oszołomów w moim otoczeniu – ani tych z lewej, ani z tych z prawej strony. Przepraszam, że sugeruję, że z prawej strony są, ale ja Leppera do tej strony nie zaliczam. W „Szkle kontaktowym ” mogę powiedzieć to, co chcę, i jak śmialiśmy się z premiera Belki, to panu to nie przeszkadzało, a w „Przeglądzie” mogę napisać na każdego, co chcę, i parę razy przychodziły do redakcji listy o treści, że odkąd pisze u was Daukszewicz, to przestaliście być pismem lewicowym. Tak jest, ponieważ redaktor Jerzy Domański nie skreślił mi dotąd ani jednego zdania w tym, co pisałem. Jest to po prostu dużej zawodowej uczciwości facet. Chciałbym zobaczyć w „Naszym Dzienniku” tekst krytyczny wobec ojca Rydzyka napisany ręką pana Rafała Ziemkiewicza, prędzej bym siebie zobaczył na księżycu. A cenzura, panie Rafale, jest, wystarczy pooglądać wiadomości w telewizji publicznej i w telewizjach prywatnych. Mało tego, słuchając radiowych felietonów, czuję wyraźnie jak pan się męczy. Jeden tydzień Platforma, drugi wykształciuchy, trzeci Platforma, czwarty wykształciuchy, piąty Aleksander Kwaśniewski. Czasami dla zmylenia wroga, bo jesteśmy na wojnie, zmienia pan kolejność i ciekaw jestem, o czym i o kim będzie pan pisał, kiedy Kwaśniewski umrze… Tego nie wiem, za to wiem jedno, mojego dzioba nikt mi nie zamknie, ponieważ moje życie nie dotyka ani drzwi na Woronicza, ani furtek na Malczewskiego (Woronicza to telewizja, a Malczewskiego radio ). Moje życie to są jeziora Mazurach, najbliżsi wypróbowani przyjaciele i synowie, których udało się wychować na bardzo przyzwoitych ludzi, którym udało się przeczytać w szkole Gombrowicza, Witkacego, Kafkę i Dostojewskiego. A decyzja ministerstwa, żeby jako lektury obowiązkowe dawać Dobraczyńskiego zamiast Goethego, przypomina mi taki dowcip niedawno zasłyszany, jak to prezydent Putin ogłosił w Rosji, że wraz z najbliższą rocznicą rewolucji październikowej wprowadza w prohibicję na terenie całego kraju i dziennikarz telewizji państwowej zapytał miejscowego żula, po naszemu menela, co o tym sądzi, a ten odpowiedział: – Ja już swoje wypiłem… tylko dzieci żal. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 23/2007

Kategorie: Felietony