Pana premiera język giętki

Pana premiera język giętki

Pisał kiedyś wieszcz: „Chodzi mi o to, aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa”. Problemem wieszcza było to, że język nie potrafił czasem wysłowić tego, co głowa wymyśliła. Nasz problem jest inny, dużo poważniejszy – aby politycy najpierw pomyśleli, a potem mówili. Aby zanim uruchomią jęzor, użyli mózgu. Bo bardzo często tego nie robią. Weźmy niedawną wypowiedź premiera Morawieckiego, który w wywiadzie dla „Die Welt” powiedział, że reforma sądownictwa w Polsce jest konieczna, bo obecni sędziowie zostali wychowani przez sędziów komunistycznych. Pomijam już fakt, że wbrew doktrynie swojego obozu politycznego pan premier skarży na państwo polskie za granicą. Treść skargi jest tak niemądra, że ośmiesza nie tylko jego, ale i pośrednio państwo, przekonując, że premierem może w nim być osoba wygłaszająca publicznie tak niemądre zdania. Do niedawna pan premier twierdził, że w sądach polskich orzekają sędziowie postkomunistyczni, powołani jeszcze w PRL, a dodatkowo zbrukani w stanie wojennym. Środowisku sędziowskiemu przypisano także zbrodnie sądowe, wyroki wydawane w czasach stalinowskich, również na „żołnierzy wyklętych”. Ktoś z otoczenia premiera widać się zorientował, że Stalin umarł w 1953 r., stalinizm skończył się ostatecznie w roku 1956, stan wojenny ogłoszono 13 grudnia 1981 r., a „komunizm” upadł 4 czerwca 1989 r. Zestawienie tych dat zająć musiało sporo czasu, a odjęcie liczb 1953, 1956, 1981 i 1989 od 2020 jeszcze więcej. Ale tę skomplikowaną pracę ktoś w otoczeniu premiera wykonał i okazało się, że od śmierci Stalina minęło 67 lat, od października 1956 r. – 64 lata, od wprowadzenia stanu wojennego 39 lat, a od „końca komunizmu” – 31. Co więcej, ktoś zapewne przypomniał, że sędzią zostaje się nie wcześniej niż w wieku 29-30 lat. Jeśli zatem brnąć będziemy w te rachunki, do każdej z tych liczb należałoby dodać co najmniej 29. Sędziowie z czasów stalinowskich – gdyby żyli – musieliby mieć lat sto i więcej, ci najmłodsi ze stanu wojennego przekraczaliby właśnie siedemdziesiątkę. Tymczasem średnia wieku sędziów w Polsce wynosi nieco ponad 40 lat. Ministerstwo Sprawiedliwości na pewno dysponuje stosownymi danymi, ale ich nie ujawnia. Mimo to bez ryzyka dużej pomyłki można powiedzieć, że wśród sędziów orzekających tych, którzy orzekali w stanie wojennym, jest bardzo niewielu. W dodatku większość orzekała nie w sprawach karnych, ale w cywilnych, rodzinnych, z prawa pracy. A ci, którzy orzekali w sprawach karnych, na ogół zachowywali się przyzwoicie, o czym zaświadczyć mogą osoby, które w tym czasie z przyczyn politycznych stawały przed sądem. Na pewno przyzwoiciej niż sekretarz egzekutywy organizacji partyjnej w prokuraturze, prokurator okresu stanu wojennego, niejaki Piotrowicz. Jego przeszłość jakoś nie była przeszkodą w karierze w szeregach PiS. Wykonane powyżej rachunki są może zbyt skomplikowane, wyciągnięcie z nich wniosków zbyt trudne dla twardego elektoratu PiS, a świadectwo moralności wystawione panu Piotrowiczowi przez Jarosława Kaczyńskiego zamyka sprawę. Jednak wychodzenie za granicę z takimi idiotyzmami jak rzekoma konieczność dekomunizacji sądownictwa jest ryzykowne. Na użytek zagranicy pan premier zmodyfikował swoją teorię. Obecni polscy sędziowie są uczniami komunistycznych sędziów – stwierdził. Uznał też, że czytelnik „Die Welt” i cała zachodnia opinia publiczna jest złożona z samych idiotów i taka argumentacja ich przekona. Logiczne konsekwencje teorii pana premiera są takie, że wszyscy poza reemigrantami, którzy okres PRL przeżyli za granicą (w dodatku za właściwą), są uczniami „komunistycznych” nauczycieli, absolwentami „komunistycznych” uniwersytetów, pracowali w „komunistycznych” firmach, służyli w „komunistycznym” wojsku. Kolejny logiczny z tego wniosek jest jeden. Trzeba pilnie wymienić społeczeństwo. Nie tylko elity, ale od nich trzeba zacząć. Zostawić jedynie tych, którzy urodzili się po 1989 r., w dodatku z rodziców, którzy nie chodzili do „komunistycznych” szkół, nie kończyli „komunistycznych” uniwersytetów, nie pracowali w „komunistycznej” administracji ani „komunistycznym” przemyśle, nie służyli w „komunistycznym” wojsku. Mało tego, trzeba wyeliminować tych, którzy wprawdzie urodzili się po 1989 r. z właściwych, nieskażonych „komunistycznym” państwem rodziców, ale byli wychowywani przez skażone przedszkolanki, nauczycieli, profesorów, dowódców, majstrów… Z grzechu pierworodnego skażenia komunizmem oczyszcza wyłącznie świadectwo moralności wystawione przez kierownicze gremia PiS, a najlepiej, jak w wypadku pana Piotrowicza, przez samego Jarosława Kaczyńskiego. Nie wiem tylko, kto z grzechu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2020, 2020

Kategorie: Felietony, Jan Widacki