Pani Trzaskowska

Pani Trzaskowska

Trzaskowski zwyżkuje w sondażach, co więc na niego wymyślą? „Dziadek z Wehrmachtu” chyba się nie uda – Trzaskowski ma „patriotyzm genetyczny”. Może przy weryfikacji podpisów będą wątpliwości? W odwodzie jest w każdym razie pandemia. Już teraz się mówi, że głosowanie w miastach będzie tylko korespondencyjne. Ale na wsiach po bożemu – po mszach wybory tradycyjne. Wprawdzie o tym wszystkim ma decydować nie MON i nie MOM (Minister od Maseczek), lecz Państwowa Komisja Wyborcza, no ale komisja to przecież także PiS (przynajmniej w większości). A MOM będzie i tak rekomendował. Statystyki zaś można zawsze udramatyzować. Możliwości jest zatem sporo. Co wobec tego wymyślą? Trzaskowski idzie jak burza, a ja patrzę zdumiony. Nie przeszkadza mi, że jest z Platformy. W tej partii stało się ostatnio coś dobrego. Małgorzata Kidawa-Błońska zdobyła u wielu uznanie odważnym oświadczeniem, że bojkotuje Sasinowe wybory. Rafał Trzaskowski deklaracjami o gotowości współpracy spowodował zbieranie podpisów także przez członków konkurencyjnych sztabów. Oboje – Kidawa i Trzaskowski – wykazują lojalność i prostolinijność, chcą przywracać praworządność, zasypywać podziały, odbudowywać wspólnotę. Czy to rezultat wywodzenia się ze starych, polskich rodzin? Znałem przedstawicieli tych rodzin. Ojciec Kidawy, nieżyjący już prof. Maciej Grabski, wnuk premiera Władysława Grabskiego i prezydenta Stanisława Wojciechowskiego, był prezesem Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, gdy w 2003 r. udałem się do niego z prośbą o pomoc „Polskiemu Słownikowi Biograficznemu”. Rozmowa była krótka, lecz treściwa, profesor nauk technicznych wykazał zrozumienie dla humanisty. Pomógł. Było to moje jedyne z nim spotkanie – wspominam je z wdzięcznością. Natomiast wielokrotnie spotykałem babcię Rafała Trzaskowskiego. On sam znać jej nie mógł – zmarła prawie 12 lat przed jego urodzeniem – ja mogłem; oto przywilej starości. Nie jestem pewien, jak miała na imię – chyba Maria – bo w domu mówiło się zawsze z rewerencją: pani Trzaskowska. Widzimy ją do dziś – moja siostra i ja – postawną, starszą kobietę na tle amfilady pokojów naszego krakowskiego mieszkania. Moja rodzina pochodziła z rzeszowskiej prowincji, miała korzenie kolejarsko-nauczycielskie, w części chłopskie, toteż pani Trzaskowska przynosiła ze sobą powiew wielkiego świata, wielopokoleniowej galicyjskiej inteligencji ze szlacheckim rodowodem. Ale dystansu nie było żadnego. Dla mnie zaś i dla siostry najważniejsze było jedno – że lubiła dzieci. Mam na to dowód w postaci dzienniczka, który prowadziłem jako sześciolatek. Po opisie jakiejś dramatycznej dziecięcej przygody znajduję tam szczęśliwy finał: „Dostałem od pani Trzaskowskiej czekoladkę w sreberku”. Rzeczywiście, w czasach gdy z cukierków jedliśmy tylko landrynki, kukułki i krówki, czekoladka, w dodatku w sreberku, to było coś! Pani Trzaskowska była w moim dzieciństwie pierwszą poznaną osobą spoza rodziny. Skąd się wzięła? Odgrzebuję w pamięci dawne opowieści i wychodzi mi, że przed wojną babcia z dwojgiem dzieci – moją późniejszą mamą i mym wujem – spędzała z panią Trzaskowską wakacje w Makowie Podhalańskim, u rodziny Wolczków. A pani Trzaskowska też miała dzieci: Andrzeja i Marysię. Czy to z sentymentu dla tych wspólnych wakacji mama ochrzciła mnie jako Andrzeja, a moją siostrę jako Marię? Nie sądzę natomiast, by w 1978 r. babcia mogła wiedzieć, że Andrzej Trzaskowski ma sześcioletniego syna – po śmierci pani Trzaskowskiej nie było już kontaktu między rodzinami. Tymczasem to właśnie babcia namówiła mnie, bym syna nazwał nigdy w naszej rodzinie niewystępującym imieniem Rafał. Dziwne – ale nie ma już kogo o to pytać. Na pewno jednak pod wpływem Andrzeja Trzaskowskiego moja mama stała się pasjonatką jazzu. Choć może działała tu też magia zakazanego owocu – jazz w czasach stalinowskich był wyklęty. Przypuszczam w każdym razie, że moja rodzina była zapatrzona w panią Trzaskowską. A może i pani Trzaskowska była zapatrzona w moją rodzinę, skoro tak często nas odwiedzała? Dziś jestem zapatrzony w jej wnuka. I może choć na chwilę przestaję być pesymistą. Gdy zaś widzę gromadzące się na ulicach tłumy jego zwolenników, zdarza mi się nawet powtarzać za Gospodarzem z „Wesela”: „Jeszcze duża takich Polaków ostało, co są piękni”. A gdyby ktoś spytał, czemu na łamach lewicowego PRZEGLĄDU wygłaszam pean na cześć kandydata innej opcji, miałbym odpowiedź oczywistą: bo to on daje dziś największą szansę na usunięcie naszego PN – Prezydenta Niegodnego.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 25/2020

Kategorie: Andrzej Romanowski, Felietony