Liban pogrąża się w jednym z najgorszych kryzysów, jakie widział świat od XIX w. Żeby prowadzić samochód w Libanie, trzeba mieć sporo szczęścia. Nie tylko, by uniknąć stłuczki w szalonym ruchu drogowym. Przede wszystkim trzeba trafić na otwartą stację benzynową, co od kilku tygodni jest prawdziwym wyzwaniem. – Nawet w czasie wojny domowej nie było czegoś takiego – denerwuje się Elias, 59-letni technik, który od pół godziny czeka w kolejce do dystrybutora w bejruckiej dzielnicy Aszrafijja. Informacja, że można tu zatankować, rozeszła się błyskawicznie po okolicy i od rana sąsiednie ulice zablokowane są autami, których kierowcy chcą skorzystać z tej rzadkiej okazji. Jednak nawet znalezienie czynnej stacji nie gwarantuje napełnienia baku, bo wiele z nich wprowadziło racjonowanie paliwa i pozwala na tankowanie maksymalnie 5-10 litrów benzyny. Kierowcy w desperacji czekają na tę możliwość po dwie godziny. Sfrustrowani nie mają problemu ze wskazaniem winnych sytuacji. – Nasi politycy od dawna nic nie robią dla ludzi. Nie mam już żadnej nadziei, że to się zmieni – mówi stojąca w kolejce Jessica, 28-letnia inżynier z Bejrutu, która spędziła poranek, krążąc po mieście w poszukiwaniu benzyny. – Znasz opowieść o Ali Babie? – pyta Elias, który wreszcie doczekał się tankowania. – U nas każdy polityk jest hersztem, za którym stoi 40 rozbójników. Ciemności w Bejrucie Niedobór paliwa to tylko jeden z przejawów kryzysu gospodarczego, w którym państwo pogrąża się od 2019 r. Lata korupcji i defraudacji środków publicznych doprowadziły do potężnego zadłużenia kraju, które już dwa lata temu przekroczyło 170% PKB. Naciskany przez rząd bank centralny próbował ratować się kreatywną księgowością, w efekcie tylko pogorszył sytuację. Dramatycznie wzrosło bezrobocie, skoczyły ceny podstawowych produktów. Gdy wydawało się, że Liban znalazł się na dnie, w 2020 r. przyszły kolejne ciosy – najpierw pandemia COVID-19, potem tragiczny wybuch w porcie w Bejrucie. Na początku czerwca Bank Światowy ocenił, że obecny kryzys w Libanie jest prawdopodobnie jednym z trzech najgorszych na świecie od połowy XIX w. Lokalna waluta gwałtownie traci wartość, podczas gdy rząd utrzymuje sztywny kurs na poziomie niewiele ponad 1,5 tys. libańskich funtów za 1 dol. Kwitnie czarny rynek, na którym cena amerykańskiej waluty szybuje w górę z każdym tygodniem. Ile za dolara? – 12, 13, 14 tys. funtów, ile chcesz – wołają młodzi mężczyźni rozstawieni wzdłuż nadmorskiej promenady w Tyrze na południu kraju, wykazując się charakterystyczną dla ulicznych transakcji elastycznością. Żeby wymienić zielone banknoty, nie trzeba jednak wdawać się w negocjacje z cinkciarzami. Także kantory przyjęły czarnorynkowe kursy. By zaś nadążyć za inflacją, niektóre jadłodajnie wmontowały w tablice z menu małe ekrany, na których na bieżąco zmieniają ceny. Spadająca wartość libańskiego funta, topniejące rezerwy banku centralnego i pustki w państwowej kasie powodują, że Libanu po prostu nie stać na zakupy na globalnym rynku. Brakuje nie tylko benzyny, ale też leków i artykułów medycznych. Służbę zdrowia, jeszcze przed kryzysem nastawioną raczej na prywatne usługi dla zamożnych niż zapewnienie powszechnej opieki, dotknął paraliż. W połowie czerwca kliniki ogłosiły zawieszenie dializ z powodu niedoboru specjalistycznych filtrów, przy okazji zarzucając dostawcom spekulację sprzętem. Zmagające się z długami i niedoborem materiałów szpitale ograniczają przyjęcia i zabiegi, a laboratoria wykonują jedynie najpotrzebniejsze testy. Potężny kryzys nie ominął także wojska, jednej z ostatnich instytucji spajających podzielone państwo i zazwyczaj dopieszczanej przez polityków. Armii brakuje nie tylko paliwa, ale też części zamiennych, leków, a nawet jedzenia. Zarobki szeregowych żołnierzy spadły z równowartości 800 dol. do zaledwie 80 dol. Od lipca siły powietrzne, by ratować budżet, proponują turystom wycieczki helikopterem pod hasłem „Liban z lotu ptaka”. Niewielki kraj, nazywany już w latach 50. Szwajcarią Bliskiego Wschodu, oparł gospodarkę na usługach i bankowości, chcąc bogacić się na pośrednictwie między Zachodem a krajami Zatoki Perskiej. Zarobione pieniądze miały pozwalać na import niezbędnych produktów. Kryzys finansowy zweryfikował ten model rozwoju. Rosnące ceny zepchnęły w biedę rzesze ludzi do tej pory należących lub przynajmniej aspirujących do klasy średniej. Według międzynarodowych instytucji obecnie ponad połowa populacji Libanu żyje w ubóstwie. UNICEF